środa, 30 października 2013

Rozdział 20

Shiereen patrzyła jak powoli czarna trumna, zostaje spuszczona w dół. Kapłan recytował jakieś formułki na ostatnią drogę zmarłej. Kilkoro ludzi z miasta którzy najprawdopodobniej znali Maggie, odpowiadało na słowa księdza. Ale myli zielonookiej błądziły gdzieś daleko. Podczas mszy, wyczuła ona że ktoś użył potężnej magi w okolicy. Jej intuicja podpowiadała że nie wróżyło to niczego dobrego, a zazwyczaj miała rację.
     Rebeka wróciła do rzeczywistości gdy ludzie zaczęli wrzucać kwiaty do zasypywanego już grobu, ona zrobiła to samo. Wrzuciła 3 białe róże to grobu i wyszeptała formułę którą Nocni Łowcy żegnali swoich poległych. Po czym odeszła. Szybko przemierzyła cmentarz, wsiadła do samochodu, który dostała jako auto zastępcze na czas naprawy jej poprzedniego auta. Czuła że coś ma się wydarzyć, ale nie wiedziała co. Kiedy wjechała do lasu, uczucie się nasiliło. W czasie jazdy sprawdzała umysłem teren wokół siebie. Nie wyczuwała niczego podejrzanego, tylko zwierzęta. Wchodząc do ich umysłów wyczuwała że one również jak ona są zdezoriętowane a niektóre nawet wystraszone i wystraszone.
      W końcu dotarła na polane gdzie stał jej dom. Kiedy weszła do środka Szejtan o mało co się na nią nie rzucił. On również był nerwowy. Dziko machał ogonem, napinał i rozluźniał mięśnie, wyglądał przez okna i od czasu do czasu powarkiwał cicho. Nie odstępował jej także ani na krok.
      Ona również była zdenerowowana, nie mogła usiedzieć na jednym miejscu, nawet medytacja nie pomagała. Najpierw wzięła kilka sztyletów, naostrzyła je i wyczyściła, później rzucała nimi do tarczy. Następnie bawiła się jednym z nich wbijając go w stół i wyciągając.
      Atak nastąpił niespodziewanie. Dało się słyszeć  odgłos łamanego drzewa i upadającego na ziemię. Intruzi nie bawili się w podchody. Rebeka sądziła iż będą chcieli zaatakować z znienacka, zaskoczyć ją. Chcieli aby wyszła z domu. "Dobrze", pomyślała.
      Szejtan zerwał się z podłogi, z zjeżona na karku sierścią i obnażonymi kłami. Rebeka ukucnęła i  zanurzyła rękę w jego sierści, była ona krótka i ciemna jak u pantery. Czuła drganie mięśni pod skórą. Tatuaż na nadgarstku zaczął ja piec.
        - Spokojnie, to może być zasadzka.
       Powoli ruszyła w stronę drzwi, w dłoniach trzymała sai. Teraz była spokojna, chociaż jeszcze kilka minut temu była podenerwowana, jej głowę zaprzątały tysiące myśli. Tak było zawsze, przed walką zawsze była spokojna i opanowana.
       Wyszła na zewnątrz. Napastnicy stali zaraz za linią chroniąca dom, byli ukryci w cieniu drzew, ale ona ich widziała i ich wygląd lekko nią wstrząsnął.
       Napastnicy wyglądem przypominali wilkołaki, ale  dało zauważyć się różnice w budowie ciała. Te stwory bardziej przypominały dzikie psy lub szakale niż wilki. Ich pyski były węższe niż u loup garou(wilkołak), mieli oni także szpiczaste stojące uszy. Ich przednie łapy nie były tak długie jak u wilkołaków, i posiadały przeciwstawny kciuk, który umożliwiał im trzymanie broni, włuczni i krótkich mieczy. Były one bardzo chude, ale za to miały szerokie barki. Stwory były ubrane w lekkie skórzane zbroje i spódniczki na biodrach, niektóre z nich miały w uszach złote kolczyki. Shiereen wydawało się iż już gdzieś widziała takie stworzenia, ale nie mogła sobie przypomnieć gdzie. Za chwilę miała walczyć, teraz nie miała czasu na zastanawianie się. Mogła zostać w środku pola i poczekać aż potwory się znudzą, ale ona nigdy nie uciekała od walki i tym razem miało być podobnie. Ale najpierw chciała wiedzieć kto je przysyła i czego chcą.
        Jeden z nich zrobił kilka kroków w przuód, jednak zatrzymało go magiczne pole. Patrzył on przez chwilę na nią i ona na niego. Zauważyła że jest wyższy i roślejszy od pozostałej 7 swoich pobratymców. A także to że trzyma w łapie złoty trójząb.  Miał on też niesamowite bursztynowe inteligętne,oczy, jego sierść była czarna. Powiedział on coś do niej. Jednak nic z tego nie zrozumiała słowa były zniekształcone. Jego głos przypominał ludzki ale bardziej przypominał warkot.
       Przywódca patrzył na nią przez chwilę jakby oczekiwał odpowiedzi, nic nie wskazywało na to że by on lub jego pobratymcy chcieli walczyć, wszyscy stali spokojnie. Czarny stwór cofnął się o kilka kroków co uczyniła także reszta. Podniusł on głowę do nieba, słońce kończyło swoją wędrówkę, ale na niebie było już widać bladą poświatę księżyca. Trójząb w jego łapie, zaczął robić się czarny, a między jego zębami przeskakiwały błyskawice. Stwór cisnął nim w magiczne pole ochronne, które przełamało się, po pierwszym ciosie.
        "Nadszedł czas na walkę", zdążyła tylko pomyśleć, zanim czarny potwór nie wymierzył w nią pierwszego ciosu....
     


  Komentujcie.
  Zapraszam do czytania mojego kolejnego bloga. Jest on tak jakby dalsza częścią tej historii.   Chociaż ten blog jeszcze się nie skończył to pisze już jego dalsza część, wiem, mądre to. Ten bloga ma jeszcze dosłownie kilka rozdziałów i epilog. Będę chciała go zakończyć jak najszybciej, aby zachować chronologiczność wydarzeń na obu blogach. Nieważne i tak tego nie zrozumiecie, pewnie. Zapraszam na " Drugie życie Raven Black"   http://historiesztyletnicy.blogspot.com/

środa, 16 października 2013

Rozdział 19

Brat zaczął wycinać jej coś na plecach w miejscu gdzie miała tatuaże. Ostrze musiało być pokryte jakąś substancją bo rany nie goiły się. Po kilu minutach Ezechiel odłożył nóż, położył ziemne, kościste dłonie na jej łopatkach i zaczął recytować jakieś zaklęcia w nieznanym jej języku.
    Powietrze zgęstniało, stało się ciężkie. Magia była niemal namacalna. Słowa w nieznanej jej mowie wibrowały w pomieszczeniu, Shiereen czuła ich siłę. Pierwsza fala palącego bólu pojawiła się niespodziewanie, rozlewał się on po całych plecach, po czym wędrował do kończyn. Kilka sekund po pierwszym ataku bólu przyszedł kolejny, równie silny co poprzedni, jednak tym razem kobieta była przygotowana i leżała spokojnie. 
    Fale przychodziły jedna po drugiej, po jakimś czasie stały się słabsze, a może to ona traciła świadomość, tego nie wiedziała. W końcu Brat zdjął dłonie z jej pleców. Ciało Shiereen oblewała mała warstewka zimnego potu. Kobieta rozluźniła zaciśnięte w pięści dłonie i szczeki, oddychała ciężko. Brat wyszedł po kilku minutach zabierając ze sobą tobrę. Zielonooka, jeszcze przez jakiś czas leżała na kamiennym stole. W końcu podniosła się powoli, każdy najmniejszy ruch przypłacała okropnym bólem.
     Mało który człowiek który chciał opuścić Bractwo Czarnego Sztyletu, usuwał tatuaże. Teraz rozumiała dlaczego, niewielu ludzi przeżyłoby taki zabieg, a ci którzy przeżyliby go pewnie do końca życia byliby kaletami. 
     Powoli ubrała się. Gdy tylko zapięła zamek błyskawiczny kurtki do środka wszedł Brat Ezehiel, podając jej gliniany kubek z mieszanka jakijś ziół.
     - To wywar z polnych ziół. Uśmierzy ból i doda ci sił. - znów głos rozlegał się w jej głowie.
     Rebeka ufała Cichym Braciom, więc nawet nie sprawdzała czy napój jest zatruty, i po prostu do wypiła. Kiedy skończyła odstawiła kubek na kamienny stół. Na jego brzegach zaschła jej czarna, demoniczna krew. 
     - Zaprowadzę cie do wyjścia, Shiereen.
    W odpowiedzi kobieta ruszyła do drzwi. Ból rzeczywiście nie był tak dokuczliwy jak wcześniej. Tak jak poprzednio, kobieta nie spotkała żadnych innych Cichych Braci. Po jakimś czasie wpadła jej do głowy pewna myśl.
      Brat odpowiedział na jej pytanie zanim zdążyła je zadać.
      - Niestety ale nie będę mógł ci pomóc, ale będę szukał odpowiedzi na twoje pytanie w naszych księgozbiorach.
     - To niepotrzebne, Bracie Ezehielu, nie chce zawracać ci głowy swoimi problemami.
     - Zrobię to z radością Shiereen. Tu w podziemiach nie mamy zbyt wielu zajęć.
     Nagle znaleźli się przed schodami prowadzącymi do świątyni. Pożegnała się z Bratem i weszła na górę. Gdy tylko postawiła stopę na pierwszym kamiennym schodku, właz zaczął się odsuwać. Więc nie musiała robić niczego aby go odsunąć. Kiedy była juz prawie u szczytu schodów w głowie usłyszała spokojny głos Brata Ezehiela " Może i nie będziesz mile widziana przez Nocnych Łowców, lecz my chętnie będziemy widzieć twoje wizyty Drakofas Newar."
       Rebeka odwróciła się, jednak jej oczy nie mogły przeniknąć ciemności. Odwróciła się i wyszła na posadzkę, właz zasunął się nie wydając najmniejszego odgłosu. Idąc do wrót świątyni zastanawiała się nad tym co może oznaczać "Drakofas Newar". Najprawdopodobniej były to słowa z języka którym porozumiewali się między sobą Cisi Bracia. Jednak te dwa słowa wydawały się jej być znajome, i sama nie wiedząc czemu chciała poznać ich znaczenie. Jednak wiedziała że żaden z Braci nie powie jej co oznaczają, byli bardzo skryci i mieli wiele tajemnic, przed istotami z zewnątrz.
     Kiedy wyszła na zewnątrz, poczuła słaby zapach krwi. Idąc za jego śladem doszła do jednego z tajnych wyjść ewakuacyjnych, które wychodziły z lochów i kończyły się na tyłach budynku Bractwa. Idąc w stronę źródła zapachu krwi, natkneła się na ślady dość sporych wilczych łap, i końskich kopyt zakończonych pazurami, które ktoś próbował zatrzeć. Taka sztuczka mogła udać się z człowiekiem, ale ona miała o wiele lepszy wzrok, który wyłapywał więcej szczegółów niż ludzki wzrok.
      Miejsce w którym powinno znajdować się zamaskowane przejście teraz była dziura. Powoli weszła do środka. Już będąc przed wejściem wyczuła odór śmierci. 2 strażników zostało rozszarpanych na strzępy. A 3 został zabity wbiciem noża w serce... Kobieta uśmiechnęła się... wychodząc z lochów, zastanawiała się nad tym jak ta kobieta zdołała przełamać jej czar.A może to nie ona? - pomyślała.



  Rozdział krótki, tak wiem. Następny będzie dłuższy.
  Mam do was pytanie. " Kim  są uciekinierzy"? - Odkrycie tożsamości jednego z nich to będzie raczej banał, ale kto uciekał na koniu? Odpowiedzi można podawać w komentarzach lub na numer gg.
    Pozdro dla wszystkich czytelników. : )

niedziela, 13 października 2013

Rozdział 18

 W końcu Rebeka znowu znalazła się na polanie. skierowała się do kolejnego budynku który stał na polanie.
     Był on mniejszy od siedziby Nocnych Łowców. Budynek był wykonany z tego samego, materiału co "Dom" Bractwa. Na drewnianych, ciężkich wrotach wyryte były poskręcane, skomplikowane znaki. Nikt poza Cichymi Braćmi nie wiedział co one oznaczają. Po obu stronach drzwi były umieszczone kolumny z białego kryształu. Wokół każdej z nich owijał się jeden czarny wąż. Bestie szczerzyły kilkunasto centymetrowe, czerwone kły i patrzyły z nienawiścią na każdego kto chciał wejść do budynku.
    Kobieta pchnęła drzwi i weszła do środka. Wrota jak zawsze zamknęły się bez najmniejszego skrzypnięcia.
   W środku panował półmrok, przez niewielkie okna nie przebijało się niewiele światła. Jednak to nie przeszkadzało kobiecie. Wnętrze podzielone było na trzy nawy dwoma rzędami czarnych kolumn. Wokół każdej z nich owijały się rośliny o ciemnobrązowych łodygach i liściach oraz czerwonych kwiatach. Po obu stronach środkowej nawy ciągnęły się dwa rzędy kamiennych ławek. W ścianach wykute były nisze w których kryły się różnorakie potwory. Smoki, cyklopi, gryty, lehbaki,strzygonie,wiwerny, harpie i wiele innych. Każdy ze stworów był przerażający. Wyglądały tak jakby za chwile miały opuścić swoje nisze i rzucić się na każdego kto będzie śmiał podejść do nich.
    Shiereen weszła między dwie ławki i skierowała się do węża morskiego. Ciało stwora tak jak wszystko było wykonane z czarnego kryształu, tylko oczy były błękitne. Potwór miał najeżone kolcami ciało i wyglądał tak jakby szykował się do ataku. Kobieta podeszła do niego i pociągnęła jeden z kolców, który przesunął się aby następnie wrócić na swoje miejsce.
    Zielonooka nie usłyszała nawet najmniejszego szmeru, przesuwanego mechanizmu, gdy za ołtarzem pojawiła się wyrwa. Zielonooka skierowała się do kamiennego stołu. Po czym zeszła kamiennymi schodami do siedziby Cichych Braci. Właz zamknął się za nią bez żadnego odgłosu.
    Kobieta znalazła się w całkowicie nieoświetlonym korytarzu. Powietrze tam było wilgotne i śmierdziało stęchlizną. Ruszyła przed siebie w nieokreślonym kierunku. Cisi Bracia byli bardzo potężnymi magami i byli przy tym bardzo tajemniczy. Nikt nie potrafił zapamiętać rozmieszczenia pomieszczeń i korytarzy.  Niewielu ludzi potrafiło zapamiętać cokolwiek z wizyty w podziemiach świątyni.
    Przez jakiś czas szła bez celu. W końcu za zakrętu wyszedł jeden z Cichych Braci. Był to mężczyzna ubrany w czarny habit związany w pasie. Jego twarz ukryta była w głębokim kapturze. Ale Rebeka doskonale widziała jego twarz. Trudno było określić wiek, twarz była bardzo dziwna, mogła należeć do dziecka lub starca. Usta były zaszyte gruba nicią. Błękitne oczy były bardzo poważne, kryła się w nich mądrość i setki lat życia. Rebeka poczuła jak ktoś delikatnie próbuje dostać się do jej świadomości. Opuściła bariery umysłu.
    - Witaj bracie Ezehielu - odezwała się pierwsza,
    - Witaj Shiereen - Brat komunikował się z nią przesyłając jej swoje myśli - Chcesz usunąć tatuaże Mijonija?
    - Tak.
    - Chodź. - powiedział brat, po czym ruszył przez plątaninę korytarzy.
    Kobieta poszła za nim. Po jakimś czasie na ścianch zaczęły się pojawiać mozaiki, zaczęli także mijać drzwi. Po jakimś czasie Ezehiel otworzył jedne z drzwi, wpuszczając ją do środka. Było to średniej wielkości pomieszczenie. W jego środku znajdował się kamiennym stół, oprócz niego w pomieszczeniu stał tylko niewielki chybotliwy stoliczek.
     - Rozbierz się - polecił jej brat, po czym wyszedł.
    Rebeka zdjęła kurtkę, bluzkę i stanik. Tatuaże Mionila miała wytatuowane na plecach. Położyła się na brzuchu na stole.
     Cisi Braci byli lekarzami Nocnych Łowców. Znali oni bardzo wiele zaklęć i ziół. Cisi bracia prowadzili także spis wszystkich Nocnych Łowców i ludzi którzy kiedykolwiek pracowali dla Bractwa.
      Po kilku minutach wrócił brat Ezechiel. Z torby przewieszonej przez ramię zaczął wyjmować równego rodzaju skalpele i noże a także zioła i słoiczki z równymi substancjami. Kobieta leżała spokojna. Była już torturowana kilkanaście razy...
 



  Kończę w bardzo dziwnym momęcie...tak wiem.
Wiem że ten "opis" siedziby Cichych Braci powinien nigdy nie ujrzeć światła dnia. Będę próbowała go jakoś poprawić.
   Kilka dni temu zamieściłam informację że będę zmieniała wygląd bloga. Ten szablon który jest teraz obecny, zostanie z nami do końca. Jak ktoś ma jakieś uwagi czy zastrzeżenia piszcie do mnie na gg.
 
 

niedziela, 6 października 2013

Rozdział 17

   Lodowe golemy dość szybko przyprowadziły jej wilkołaka. Chociaż jednego z nich brakowało a inny nie miał reki i w tego torsie ziała dość spora dziura, inne tez nie wyglądały najlepiej, ale ich "rany" nie przeszkadzały im w poruszaniu się.
     Szybko uporała się z zahipnotyzowaniem Szóstego. Często miała problemy z owijaniem sobie wokół palca półdemonów, ponieważ te często ćwiczyły blokowanie dostępu do swojego umysłu. Natomiast Szósty nie miał o tym zielonego pojęcia.
      Plan Rebeki był dość prosty. Chciała się pozbyć wilkołaka a także oczyścić się z rzezi w lesie, teoretycznie to miała prawo do zabicia wampirów, ponieważ te zaatakowały ją pierwsze. Ale wolała nie być na liście podejrzanych. Szósty miał znaleźć wampiry które uciekły i je zabić.  A następnie zamordować jeszcze kilka osób w mieście. Rebeka miała powiadomić Bractwo Czarnego Sztyletu, ze wilkołak uciekł. Bractwo albo go złapie i zostanie osadzony o zamordowanie wampirów i zagrożenie ujawnienia istnienia Świat Nocy albo zabiją go na miejscu.
      Przemiana w miejscu publicznym i bezpodstawne zamordowanie wampirów przez wilkołaka, lub na odwrót to mocne zarzuty, karane śmiercią. Z resztą jak złamanie któregokolwiek z praw Świata Nocy. Nie ma kar więzienia czy grzywny, jest tylko kara śmierci lub uniewinnienie. Oczywiście każda sprawa jest rozpatrywana, wszystko odbywa się w jak w ludzkim sadzie, jest obrońca, adwokat, ława przysięgłych, są przesłuchiwani świadkowie, no i oczywiście jest również kat. Jeżeli zapadnie wyrok śmierci, jest on wykonywany natychmiast po rozprawie.
 

    Tak jak się spodziewała, następnego dnia po południu, na polanie wylądowały trzy gryfy. Gryfy różniły się trochę wyglądem od tych o których mówią legendy i mity. Gryfy swoim wyglądem przypominają połaszenie ssaka i ptaka. Po ziemi poruszają się na 4 uzbrojonych z szpony łapach. Całe ich ciała są porośnięte szaro-niebieskimi piórami. Tylko lwi ogon jest pokryty łuską odpowiadająca kolorowi piór.
       Na grzbietach 2 ze zwierząt siedzieli Nocni Łowcy. Tak jak się spodziewała Rebeka była to jej eskorta. Łowcy powiedzieli jej tylko ze Najwyższy strażnik chce się z nią widzieć. Dla kobiety powód jej wezwania był prosty: wczorajsza masakra.
      Po jakimś czasie prostego, spokojnego lotu, stworzenia zaczęły lecieć prawie pionowo w dół. Gdy przecięli pokrywę chmur, Rebeka zauważyła ze lecą prosto na wielki lodowiec. Nie przejęła się tym, to był jeden ze sposobów aby dostać się do siedziby Bractwa Czarnego Sztyletu. Drugim było przedostanie się tam portalem.
     Siedziba Bractwa Czarnego Sztyletu, była umiejscowiona w środku lodowca Antarktydy. Ludzie widzieli tylko klikukilumetrowy lodowiec, i nic poza tym. Jednak około kilometr pod powierzchnią lodu, krył się inny świat, ukryty przed ludźmi i większością demonów.
      Ściana lodu zbliżała się coraz bardziej 200 metrów, 100, 50, 25. Gdy mieli uderzyć w ścianę lodu , otworzyła się w niej kilkumetrowej szerokości szczelina. Mimo iż tunel miał ponad 10 metrów szerokości, skrzydła gryfów ocierały się o ściany. Tunel, często zakręcał, raz lecieli w górę a czasem w dół.
       Po jakimś czasie wylecieli z tunelu. Kobietę owiało ciepłe powietrze. przed nią rozciągały się ogromne połacie lasu, drzewa miały dość pokaźne rozmiary, rosły bardzo gęsto, tworząc ciemno -zieloną kołderkę. Jedno z drzew wyróżniało się spośród reszty, przede wszystkim było ogromne, miało kilkaset metrów wysokości. Sekwoje przy nim wyglądały jak wykałaczki. Był to Ojciec Puszczy.
       To dzięki temu drzewu możliwe było życie pod kilometrową warstwą lodu. Sprawiał on ze panował tu całoroczny umiarkowany klimat, podtrzymywał on przy życiu cały otaczający go las. Było to możliwe dzięki temu ze drzewo rosło bezpośrednio pod jedna z najpotężniejszych linii mocy, z której czerpało magię, swoimi korzeniami. Ojciec Puszczy tworzyło także iluzję nieba. Patrząc w górę nie widziało się lodu, tylko wiecznie jasne niebo z przepływającymi po nim leniwie chmurami. Drzewo tworzyło również iluzję słońca i księzyca, wytyczając pory dnia i nocy.
         Jeszcze przez jakiś czas lecieli nad lasem. W końcu gryfy wylądowały, na gigantycznej polanie, na której mieściły się 3 budynki. 2 z nich wyglądały bardzo okazale, były wykonane z czarnego kamienia, zdobiły je różne figury i płaskorzeźby. Większy budynek przypominał gotycki pałac,i był ogromny, mieścił kilka pięter. I do tego właśnie budynku skierowała się Rebeka.
        Przemierzała labirynt korytarzy, które wygadały tak samo. Na ścianach wisiały gobeliny i obrazy przedstawiające Nocnych Łowców, którzy szczególnie przysłużyli się Bractwu lub ważne wydarzenia z historii stowarzyszenia. Rebeka mijała także setki drzwi, jedne proste, inne misternie rzeźbione i ciężkie. Na 1 piętrze znajdowały się sale treningowe i schowki na bron. Na 2, 3 i 4 piętrze znajdowały się pokoje Nocnych Łowców. Natomiast na 5 piętrze kryły się pokoje najwyższych rangą Nocnych Łowców, Najwyższego Strażnika, a także laboratoria, gabinet Yeshola i pokój gdzie zbierała się Rada, w czasach kiedy działo się coś naprawdę złego. Ostatnio Rada zwołana została 158 lat wcześniej kiedy prawie doszło do wielkiej wojny pomiędzy wampirami,  wilkołakami i półdemonami które stanęły po obu stronach konfliktu.
        Wtedy zostały ustanowione prawa Świata Nocy. Ale mimo iż wojna została powstrzymana, wampiry i wilkołaki nadal nie pozostawały w dobrych stosunkach, i często dochodziło do krwawych starć pomiędzy tymi rasami, zazwyczaj młode dopiero co przemienione półdemony,które jeszcze nie do końca panowały nad swoimi drapieżnymi instynktami atakowały półdemony do których czuły niechęć. I właśnie dlatego każdy przemieniony półdemon dostawał opiekuna, aby ten pomógł mu poradzić sobie ze swoimi mocami i popędami. Ale nie zawsze się to udawało.
        W końcu stanęła przed drzwiami, Yeshola które były strzeżone przez 2 Nocnych Łowców, którzy patrzyli na nią krzywo. Zanim weszła, jeden ze strażników wszedł do środka i powiadomił Najwyższego Strażnika o jej przybyciu.
       Jak się Rebeka spodziewała, chciał on wiedzieć co się stało. Kobieta opowiedziała mu wersję która w większości była prawdą. Powiadomiła ona mężczyznę o tym ze Maggie zmarła na zawał, przemilczała sprawę z dziwna wizją i to ze wyprała mózg Szóstemu. Powiedziała mu ze w pewnym momencie Szósty pchnął ja srebrnym sztyletem i uciekł, a zanim ona się pozbierała mógł zamordować wampiry w lesie i ludzi.
      Wiedziała ze nie wierzy on jej, ale nie miał żadnych dowodów na to, ze jej wersja wydarzeń jest nieprawdziwa, Szósty miał potwierdzać podana przez nią wersję wydarzeń. Kobieta liczyła również na to ze wampiry będą chciały zemsty za zabicie pobratyńców. Zawsze korzystały z okazji aby przyczynić się do śmierci odwiecznego wroga. Przekazała także Najwyższemu Strażnikowi pewną wiadomość.
      - Korzystając z okazji, mam ci coś do zakomunikowania. Nie mam zamiaru dłużej służyć Bractwu Czarnego Sztyletu. - powiedziała to spokojnym głosem, myślała nad tym już od dłuższego czasu, kiedyś myślała ze Bractwo pomoże jej dowiedzieć się czym jest, czy gdzieś w świecie istnieją podobne jej stworzenia.
       - Co? - na twarzy Yeshola odbiło się zdumienie ,a następnie złość.
       - Nie będę dłużej wykonywać zadań dla Bractwa Czarnego Sztyletu. - każde słowo wypowiadała powoli i wyraźnie. Odłożyła na stół sztylet który miała schowany w cholewce buta, jego ostrze było wykonane z czarnego kryształu i lekko faliste, a rękojeść tworzyły a poskręcane węże. Każdy Nocny Łowca dostawał taki sztylet, kiedy zostawał pełnoprawnym członkiem Bractwa. Teraz kobieta oddawała go. Musiała jeszcze usunąć tatuaże widoczne tylko dla innych Nocnych Łowców.
       Po oddaniu sztyletu wyszła z gabinetu Yeshola i ruszyła korytarzami na zewnątrz, musiała pozbyć się tatuaży, chciała także sprawdzić jak miewa się Szósty.


Nie jadłam krakersów ani nie oglądałam ostatnio Thora, ale rozdział jest. I mam apel do moich czytelników: KOMENTUJCIE. Ja się tu męczę, pisze to opowiadanie i zabieram się do napisania drugiej historii( nowe opowiadanie na pewno napiszę "Historie Sztyletnicy" miały być pisane z moją "przyjaciułka" ale ta mnie wystawiła, i weź tu zaufaj ludziom), bardzo napaliłam się na te nowe opowiadanie. Wracając do komentowania, licznik mi ostatnio podskoczył z czego się bardzo ciesze ale komentujcie, plisss, chcę poznać wasza opnię.

Strasznie dziekuje Ci Klaudio za te rozmowy, chyba tylko dzięki nim jeszcze zyję i piszę : )

Ludzi którzy lubią historię nie z tego świata zapraszam na bloga: http://mroczna-kraina90.blogspot.com/