środa, 30 października 2013

Rozdział 20

Shiereen patrzyła jak powoli czarna trumna, zostaje spuszczona w dół. Kapłan recytował jakieś formułki na ostatnią drogę zmarłej. Kilkoro ludzi z miasta którzy najprawdopodobniej znali Maggie, odpowiadało na słowa księdza. Ale myli zielonookiej błądziły gdzieś daleko. Podczas mszy, wyczuła ona że ktoś użył potężnej magi w okolicy. Jej intuicja podpowiadała że nie wróżyło to niczego dobrego, a zazwyczaj miała rację.
     Rebeka wróciła do rzeczywistości gdy ludzie zaczęli wrzucać kwiaty do zasypywanego już grobu, ona zrobiła to samo. Wrzuciła 3 białe róże to grobu i wyszeptała formułę którą Nocni Łowcy żegnali swoich poległych. Po czym odeszła. Szybko przemierzyła cmentarz, wsiadła do samochodu, który dostała jako auto zastępcze na czas naprawy jej poprzedniego auta. Czuła że coś ma się wydarzyć, ale nie wiedziała co. Kiedy wjechała do lasu, uczucie się nasiliło. W czasie jazdy sprawdzała umysłem teren wokół siebie. Nie wyczuwała niczego podejrzanego, tylko zwierzęta. Wchodząc do ich umysłów wyczuwała że one również jak ona są zdezoriętowane a niektóre nawet wystraszone i wystraszone.
      W końcu dotarła na polane gdzie stał jej dom. Kiedy weszła do środka Szejtan o mało co się na nią nie rzucił. On również był nerwowy. Dziko machał ogonem, napinał i rozluźniał mięśnie, wyglądał przez okna i od czasu do czasu powarkiwał cicho. Nie odstępował jej także ani na krok.
      Ona również była zdenerowowana, nie mogła usiedzieć na jednym miejscu, nawet medytacja nie pomagała. Najpierw wzięła kilka sztyletów, naostrzyła je i wyczyściła, później rzucała nimi do tarczy. Następnie bawiła się jednym z nich wbijając go w stół i wyciągając.
      Atak nastąpił niespodziewanie. Dało się słyszeć  odgłos łamanego drzewa i upadającego na ziemię. Intruzi nie bawili się w podchody. Rebeka sądziła iż będą chcieli zaatakować z znienacka, zaskoczyć ją. Chcieli aby wyszła z domu. "Dobrze", pomyślała.
      Szejtan zerwał się z podłogi, z zjeżona na karku sierścią i obnażonymi kłami. Rebeka ukucnęła i  zanurzyła rękę w jego sierści, była ona krótka i ciemna jak u pantery. Czuła drganie mięśni pod skórą. Tatuaż na nadgarstku zaczął ja piec.
        - Spokojnie, to może być zasadzka.
       Powoli ruszyła w stronę drzwi, w dłoniach trzymała sai. Teraz była spokojna, chociaż jeszcze kilka minut temu była podenerwowana, jej głowę zaprzątały tysiące myśli. Tak było zawsze, przed walką zawsze była spokojna i opanowana.
       Wyszła na zewnątrz. Napastnicy stali zaraz za linią chroniąca dom, byli ukryci w cieniu drzew, ale ona ich widziała i ich wygląd lekko nią wstrząsnął.
       Napastnicy wyglądem przypominali wilkołaki, ale  dało zauważyć się różnice w budowie ciała. Te stwory bardziej przypominały dzikie psy lub szakale niż wilki. Ich pyski były węższe niż u loup garou(wilkołak), mieli oni także szpiczaste stojące uszy. Ich przednie łapy nie były tak długie jak u wilkołaków, i posiadały przeciwstawny kciuk, który umożliwiał im trzymanie broni, włuczni i krótkich mieczy. Były one bardzo chude, ale za to miały szerokie barki. Stwory były ubrane w lekkie skórzane zbroje i spódniczki na biodrach, niektóre z nich miały w uszach złote kolczyki. Shiereen wydawało się iż już gdzieś widziała takie stworzenia, ale nie mogła sobie przypomnieć gdzie. Za chwilę miała walczyć, teraz nie miała czasu na zastanawianie się. Mogła zostać w środku pola i poczekać aż potwory się znudzą, ale ona nigdy nie uciekała od walki i tym razem miało być podobnie. Ale najpierw chciała wiedzieć kto je przysyła i czego chcą.
        Jeden z nich zrobił kilka kroków w przuód, jednak zatrzymało go magiczne pole. Patrzył on przez chwilę na nią i ona na niego. Zauważyła że jest wyższy i roślejszy od pozostałej 7 swoich pobratymców. A także to że trzyma w łapie złoty trójząb.  Miał on też niesamowite bursztynowe inteligętne,oczy, jego sierść była czarna. Powiedział on coś do niej. Jednak nic z tego nie zrozumiała słowa były zniekształcone. Jego głos przypominał ludzki ale bardziej przypominał warkot.
       Przywódca patrzył na nią przez chwilę jakby oczekiwał odpowiedzi, nic nie wskazywało na to że by on lub jego pobratymcy chcieli walczyć, wszyscy stali spokojnie. Czarny stwór cofnął się o kilka kroków co uczyniła także reszta. Podniusł on głowę do nieba, słońce kończyło swoją wędrówkę, ale na niebie było już widać bladą poświatę księżyca. Trójząb w jego łapie, zaczął robić się czarny, a między jego zębami przeskakiwały błyskawice. Stwór cisnął nim w magiczne pole ochronne, które przełamało się, po pierwszym ciosie.
        "Nadszedł czas na walkę", zdążyła tylko pomyśleć, zanim czarny potwór nie wymierzył w nią pierwszego ciosu....
     


  Komentujcie.
  Zapraszam do czytania mojego kolejnego bloga. Jest on tak jakby dalsza częścią tej historii.   Chociaż ten blog jeszcze się nie skończył to pisze już jego dalsza część, wiem, mądre to. Ten bloga ma jeszcze dosłownie kilka rozdziałów i epilog. Będę chciała go zakończyć jak najszybciej, aby zachować chronologiczność wydarzeń na obu blogach. Nieważne i tak tego nie zrozumiecie, pewnie. Zapraszam na " Drugie życie Raven Black"   http://historiesztyletnicy.blogspot.com/

2 komentarze:

  1. Hmm..
    Pojawiły się błędy , ale nie szkodzi bo
    KAŻDY JE ROBI.
    NIE ZAŁAMUJ SIĘ.
    NIE, NIE PISZESZ BEZNADZIEJNIE.
    KOCHAM TO CO PISZESZ.
    BOŻE TA MUZYKA
    I KOŃCÓWKA ROZDZIAŁU,
    KOCHAM
    KOCHAM
    KOCHAM
    KOCHAM.
    myślę że to wszystko co chciałam przekazać.
    Jezu jak ja cię lubię... :)
    Więcej informacji na gg :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Super rozdział. Czekam na więcej.

    OdpowiedzUsuń