sobota, 27 lipca 2013

Rozdział 2

Rebeka wyrzuciła pierścionek przez okno.
    Jak się on tu znalazł? Na pewno ktoś musiał wejść do   pokoju  kiedy jej nie było. Ale kto? Nie miała żadnych wrogów. Na swoje ofiary wybierała kryminalistów, ludzi bez rodziny i bliskich przyjaciół. Ludzi których nikt nie będzie szukał. Jedynymi stworzeniami które jej nienawidziły były wampiry. W 1916 roku podstępem wprowadziła wilkołaki  na bal wampirów. Czego skutkiem była wielka rzez wampirów. Czyżby któryś z nich podrzucił jej pierścionek? Ale po co miałby to robić? 
     Kobieta sprawdziła czy nic nie zniknęło. wszystko było na swoim miejscu, bron, amulety, zioła, trucizny, książki, niczego nie brakowało. Rebeka postanowiła nie przejmować się tym. Położyła się do łózka.
      Obudziła się. Jednak nie była w swoim pokoju w Providence. Znajdowała się w dużym pokoju, ściany  miały krwistoczerwony kolor.  Po obu stronach łózka znajdowały się szafki nocne. W rogu pokoju ustawiona była duża szafa na ubrania.
      Po chwili do pokoju wszedł Logan z drewniana tacą, na której ustawione były bułki, masło, dżem i dwie szklanki soku pomarańczowego. Mężczyzna pocałował ją.
      - Dzień dobry - przywitał się.
   Rebeka opowiedziała mu tym samym. Po czym zjedli razem śniadanie, wygłupiając się. Potem Logan wyszedł gdzieś. Kobieta wstała, założyła szlafrok i przeszła do salonu. Było to duże pomieszczenie. Ciemnobrązowe ściany idealnie kontrastowały z jasnymi panelami, na jednej z nich wisiał ogromny telewizor. Naprzeciw niego były fotele i stolik. W kącie stała jakaś fikuśna roślina. Było mało rzeczy, ale wyglądało to perfekcyjnie.  Na jednej ze ścian wisiał  duplikat "krzyku". Przez szklane drzwi przeszła na taras. Dom usytuowany był w środku lasu, wdychała  zapach sosen i deszczu który właśnie padał. Jednak kobieta była sucha, balkon musiał znajdować się pod dachem. Zimne powietrze owiewało jej skórę. Po jakimś czasie ktoś objął ją w talii, odwróciła się był to Logan.
    - Wejdź do środka, bo zachorujesz. - powiedział z uśmiechem.
     Posłuchała go. Wzięła ciuchy i poszła się ubrać do łazienki. Tam zorientowała się ze nie słyszała jego kroków kiedy wchodził, nie słyszała tez bicia jego serca. Wytężyła słuch nadal go nie słyszała.
     Co się dzieje? - pomyślała.
    - Rebeka wszystko w porządku? - spytał Logan za drzwi.
     - Tak - opowiedziała krótko i wyszła z łazienki.
    Razem przygotowali spaghetti, po czym zjedli je w ciszy.
     - Wszystko w porządku, nic nie mówisz.
     - Tak ja tylko... - Rebeka szukała jakiejś odpowiedniej wymówki - trochę źle się czuje, świeże powietrze dobrze mi zrobi - powiedziała po czym nie czekając na jego opowiedz wstała i skierowała się do korytarza.
     Logan poszedł za nią.
     - Pójdę z tobą.
     Wyszli z domu, Rebeka szła na oślep nie znała tego lasu. Mężczyzna podążał za nią. Po jakimś czasie doszli do potoku. Woda była płytka i przejrzysta.  Logan objął ją w tali i pocałował. Nagle Rebeka poczuła przeszywający ból w brzuchu. Oderwała się od niego i spojrzała w dół, w jej brzuchu był zatopiony sztylet, aż po rękojeści. Spojrzała na Logana, jego twarz wykrzywiał uśmiech satysfakcji, a w jego oczach widziała czystą nienawiść.
      - Czas na zemstę, kochanie - wycedził, po czym znów ją pocałował.
      Rebeka obudziła się. Oddychała ciężko, cała była zlana potem. Poczuła ból w brzuchu, taki sam jak w śnie. Odrzuciła kołdrę, była poplamiona krwią. Na jej bluzce również była krew, odwinęła ją. Na brzuchu miała głęboką ranę. Podciągnęła się, przeszyła ją kolejna fala bólu. Jęknęła. Usłyszała ciche skrobanie i łopot małych skrzydeł. Na kołdrze wylądował Vesa, mały smok. Patrzył na nią małymi czarnymi jak smoła oczami.
     - Bądź spokojny, wszystko będzie dobrze - powiedziała łagodnie do golema.
     Z trudem wstała powoli. Vesa przeniósł się na jej ramię. Po chwili doszła do łazienki. Przemyła ranę i opatrzyła ją, rana ciągle krwawiła. Rebeka ledwo trzymała się na nogach, ale udało się jej dojść do łózka.
Vesa położył się obok niej. Kobieta szybko zasnęła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz