czwartek, 26 września 2013

Rozdział 16

Woda nagle zrobiła się nienaturalnie spokojna. Niebo pociemniało, chmury przysłoniły gwiazdy i księżyc. Coś się działo, ale Rebeka czuła tylko spokój, nienaturalny wręcz spokój.
    Nagle z wody wynurzył się najpierw wielki łeb a potem długie wężowe ciało. Był to wywern, ale nie Oarf. Jej przyjaciel był o wiele mniejszy od stwora przed nią. Musiał mieć kilka tysięcy lat. Gad wysunął czerwony, rozwidlony język smakując powietrze. Miał on jasnozielone łuski, wielkości talerzy. Głowa zbliżyła się jeszcze bardziej do niej. Jej jadowiciezielone oczy i krwistoczerwone tęczówki gada spotkały się. Otworzył on lekko paszczę, ukazując jej wielkie, ostre zęby i ponownie wysuwając język. Wywern zbliżył się jeszcze bardziej, kobieta cofnęła się, krótkimi szponiastymi łapami oparł się o brzeg.  Rebeka usłyszała w głowie głos przypominający warkot " Ojciec chcę cię widzieć".
     "Ojciec", kobieta nigdy nie poznała żadnego ze swoich rodziców, pewnie było to dziwne i śmieszne ale 348 lat temu obudziła się pod postacią smoka w Hamunaptrze, mitycznym  mieście umarłych. I do tego nie pamiętała jak się tam znalazła, w ogóle nie pamiętała nic z przed swojego "przebudzenia" jak to nazywała. Po opuszczeniu Hamunaptry, nie mogła znaleźć ponownie tego miejsca, zupełnie jakby zapadło się pod ziemię. Przez wiele dziesięcioleci szukała istot sobie podobnych, zarówno w mitologiach jak i wśród żyjących demonów. W mitologi greckiej trafiła na mit o Lamii, kochance Zeusa. Według mitu Hera, zona Zeusa, zabiła dzieci Lamii, zrozpaczona matka  przeobraziła się w potwora, jednak potrafiła zmieniać się w piękną kobietę aby uwodzić mężczyzn.
       Potwór warknięciem zwrócił na siebie jej uwagę. Usłyszała ten sam warkotliwy głos " Wsiądź na mój grzbiet". Kobieta wykonała polecenia smoka, który położył się na ziemi aby ułatwić jej wdrapanie się na swój grzbiet. Za głowa stwora znajdował się grzebień, który ułożył się wzdłuż ciała. Kobieta zacisnęła kolana na bokach stwora, jego łuskowata skóra była śliska i złapała się kolca przed nią. Nagle poczuła coś jakby liny oplątywały się wokół jej nóg, jednak gdy spojrzała w dół nie zauważyła niczego. Magia, pomyślała. Mimo tego co się działo, Rebeka czuła tylko spokój, ten cholerny spokój.
       Kiedy wywern podnosił się do lotu, Rebeka wstrzymała oddech, i zatrzymała go, sama nie wiedząc dlaczego, to był jakiś odruch. Kiedy stwór wyrównał lot, zaczęła normalnie oddychać. Rebeka wiedziała co robić aby nie spaść z śliskiego grzbietu, kiedy smok gwałtownie skręcał łub koziołkował. Było to dla niej jakieś naturalne, jakby latała na smokach przez całe życie.
        Może to dlatego ze sama potrafię zmieniać się w smoka, pomyślała. Gad wznosił się powoli, co jakiś czas wyrównując lot, w końcu znaleźli się ponad pokrywą chmur. Tutaj było zdecydowanie jaśniej niż na ziemi, słonce rzucało złote blaski na chmury. Shiereen czuła ze zbliżają się do celu, chociaż nie wiedziała czym lub może kim jest ten "cel". Nagle smok zawarczał, a następnie wydał wściekły ryk.
        Rebeka z powrotem znalazła się w bibliotece w swoim pokoju. Pierwsze co poczuła to ból promieniujący z klatki piersiowej. W jej sercu tkwił sztylet który wcześniej wbiła Szóstemu w rękę. Kobieta złapała rękojeść srebrnego ostrza i jednym silnym ruchem wyszarpnęła je ze swojego serca.
        Taki cios, i to jeszcze srebrnym ostrzem powinien zabić zarówno demona jak i półdemona, nawet bardzo starego. Jednak ona miała różne orginalne zdolności: widziała śmierć, potrafiła przejrzeć człowieka czy demona po spojrzeniu mu w oczy, nie musiała wchodzić mu do głowy, jak to robi większość stworzeń nocy. Potrafiła także hipnotyzować zarówno głosem, lub parząc swojej ofierze w oczy. Miała jeszcze wiele innych nietypowych cech, co sprawiało ze miała niewielu wrogów, żaden doświadczony czarownik czy demon nie ośmieliłby się jej zaatakować. Zazwyczaj na tyle głupi by to robić były młode półdemony, które myślały ze są wszechmocne, mogą wszystko, ale większość z nich kończyła podobnie jak wampiry które dziś ja zaatakowały.
        Kobieta zabrała rękę z planszy Quinja, czaszka świeciła się zielonym blaskiem, to była nowość.        Rebeka zaledwie 2 razy używała planszy Qunja i to był ten drugi raz. Przywoływanie martwych dusz było dość proste, nawet zwykli ludzie potrafili to robić lecz mogło mieć katastrofalne skutki. Plansza otwierała wrota do innego wymiaru, z którego mogą skorzystać każdą dusza czy demon, nawet najbardziej doświadczeni nektromanci nie wiedzieli czy wezwą to z czy chcą rozmawiać.
       I to chyba właśnie się jej przytrafiło, zamiast ducha wezwała jakiegoś demona. Będę musiała podziękować Szóstemu, pomyślała. Najwyraźniej ból musiał sprowadzić ją z powrotem. Poczekała aż rana całkowicie się zagoi, po czym wyszła na zewnątrz. Na podłodze w domu i na śniegu widać było ślady krwi.
       Kobieta cicho wypowiedziała zaklęcie, śnieg zaczął się podnosić i wirować. Płatki białego puchu stapiały się ze sobą, tworząc 4 sylwetki przypominające ludzkie. Nie dało się rozpoznać ich płci ponieważ postacie były zdeformowane i nie miały twarzy.    
       Shiereen rozcięła sobie palec i na czole, każdego z golemów narysowała krzyże. Następnie wydała im odpowiednie rozkazy i wróciła do domu. Starła krew i schowała tablice Quinja w bezpieczne miejsce, po czym wygodnie rozsiadła się w starodawnym fotelu w bibliotece. W kominku rozpaliła zielony, magiczny ogień.
      Nie skończyła jeszcze z Szóstym.





     Gdyby ktoś za bardzo nie wyczuł o co mi chodzi z tym ze Rebeka tak nagle znalazła się w bibliotece to już wyjaśniam.
      Po tym jak Rebeka dotknęła tablicy, zaczęła się ta jej wizja, ale ona sama tego nie wyczuła, myślała ze to jest nadal rzeczywistość. Tak więc, ta cała akcja z tym wielkim wywernem to była tylko wizja Rebeki, Szósty żyje ( jeszcze), a kobieta ma chytry plan jak się pozbyć wilkołaka który za dużo wie.
    Pisze to bo wymyśliłam to dopiero dziś, i nie wiedziałam czy wszyscy wyczają o co mi chodzi. Jeżeli ktoś mnie nie zrozumiał( nie zdziwię się jeżeli ktoś tego nie zrozumiał) możecie do mnie pisać na gg lub w komentarzach.

sobota, 21 września 2013

Rozdział 15

Rebeka była na zewnątrz, za nia stał Oarf, jego ciepły oddech zmieniał się w wielkie kłęby pary na nocnym powietrzu. Wywern patrzył bez większego zaciekawienia na człowieka bez jednego palca, który został dopiero co odcięty, mężczyzna był przytrzymywany przez dwa golemy. Patrzył z nienawiścią, na kobietę, próbując się wyrwac z uścisku potworów.
        - ...Zasady gry są bardzo proste. 5 km na północ z tąd - wskazała palcem odpowiedni kierunek - płynie strumyk, jeżeli uda ci się dostać na drugi brzeg, zanim dopadnie cię Oarf, pozwolę ci odejść.- pogłaskała wywerna po pysku - Normalnie ludziom daje ludziom minutowe fory, ale ty możesz zmienić swoją postać, chociaż i tak masz małe szanse na przeżycie. Jakieś ostatnie słowa?
        - Idz do diabła. - warknął Szósty
        Rebeka uśmiechnęła się.
        - Vadat (puścicie go) - zwróciła się do golemów. - Cummittitur tempore venatio (polowanie czas zacząć) - rzuciła odwracając się i idąc do domu.
       Za nią podążały golemy. Rebeka odesłała je do ich celi. Następnie skierowała się do biblioteki, na stole leżał zakrwawiony sztylet,  tabliczka Qija, pirerścionek Maggie, a także woreczek w którym wcześniej były włosy Maggie. Teraz materiał z którego był wykonany woreczek, był przesiąknięty krwią. Kobieta znalazła czysta kartkę, wzięła pióro i kaligraficznym pismem napisała na niej kilka skomplikowanych poskręcanych znaków. Było to coś w rodzaju wypowiedzenia ze służby Bractwu Czarnego Sztyletu.
      Rebeka otworzyła okno i mentalnie wezwała czarnego ptaka, tyle ze tym razem nie był to kruk a sowa. Miała ona około pół metra wysokości, czarne pióra i niepokojące, duże. oczy. W kolorze zaschniętej krwi. Kobieta zawiązała papier wokół nóżki ptaka, natomiast woreczek z "prezentem" dla Yeshola. Następnie wysłała do umysłu ptaka drogę jaką ma przebyć i to kto jest nadawca wiadomości.
       Później poszła na górę się wykąpać. Idąc po schodach usłyszała w oddali potężny ryk. Nie przejęła się tym zbytnio. Pewnie Oarf dobrze się bawi, pomyślała.
      Rebeka znalazła Oarfa w pewnej jaskini, leżało tam kilka gigantycznych szkieletów. Pośród kości smoków znalazła czarny kamień, wyczuła ze jest w nim żywe stworzenie. Słyszała legendy o tym ze smocze jaja moga przetrwać setki lat, jako kamienie. Inna legenda mówi o tym ze każdy smok wybiera sobie jeźdźca, i wykluwa się wtedy gdy ten jest w pobliżu. W każdej z tych legend było trochę prawdy.
     Gdy tylko Shiereen położyła rękę na kamieniu, i włączyła swój rezonans aby wyczuć co jest w środku, jajo zaczęło pękać i wykluł się z niego wywern. Rebeka poczuła ze między nią a gadem formuje się więź. Oboje zostali w jaskini na kilka dni. Okazało się ze wywern zna wiele języków starożytnych i ma bardzo dużą wiedzę o świecie, ale nie współczesnym tamtym czasom lecz starożytnym.  W ciągu kilku dni gad przyjął kilkunastomertowy rozmiar. Shiereen chciała aby ruszył w swoją stronę, ale Oarf chciał zostać przy niej. Rebeka kilkakrotnie prowadziła go do miejsc gdzie zamieszkiwały wywerny, ale Oarf chciał zostać przy niej. Wtedy Rebeka kupiła dom w którym obecnie mieszka i kazała wykuć krasnoludom podziemną salę. Oarf ma zdolność zasypiania na długi czas, nawet na kilka lat, wykorzystała tę zdolność do tego by móc trzymać go w podziemiach. Co jakiś czas wypuszcza go by trochę polatał i zapolował.
     Ryk powtużył się, tym razem był o wiele głośniejszy niż poprzedni. Był bardziej przenikliwy był jakby... wezwaniem, ale nie był to ryk Oarfa. Była tego pewna.  Tatuaż na jej łydce zaczął pulsować, i Rebeka dałaby sobie głowę uciąć ze się poruszył.
    Kolejny ryk, przenikał do jej umysłu, wzywał ją.
    Wyszła z kąpieli, i szybko ubrała się.  Próbowała przeciwstawić się temu wezwaniu, ale nie mogła. Coś ją wzywało, a ona nie mogła przeciwstawić się temu rozkazowi. Walczyła sama ze sobą, i przegrywała te walkę. Korzystając ze swoich nadnaturalnych zdolności szybkiego biegu, w ciągu kilku minut znalazła się  o 27 km od swojego domu. Była zmęczona, jak to nazywała "pęd", był wykańczający. Rebeka łapczywie pochłaniała powietrze, jeżeliby chciała potrafiła nie oddychać przez kilka godzin, ale oddychając szybciej regenerowała siły. Spojrzała na miejsce gdzie się znajdowała. Był to klif, spieniona, ciemna woda raz za razem rozbijała się o skałę. Nagle woda kilkanaście metrów od brzegu zaczęła bulgotać i pienić się, tak jakby coś dużego wypuszczało powietrze. Rebeka widziała już coś takiego, na oceanie Spokojnym, zaraz przed wynurzeniem się Krakena.




   Wiem ze to glupie. Dopiero co zawiesiłam bloga a tu po kilku dniach go odwiesiłam. Ah co powiedzieć już tak mam. Wczoraj ogladałam Thora na TVN i dostałam takiego ataku weny  ze musiałam coś napisać, będę prowadziła obydwa blogi. Pierwsza notka na " Historiach Sztyletnicy" najprawdopodobniej w przyszłym tygodniu.

niedziela, 15 września 2013

Rozdział 14

Księżyc był już prawie w pełni. Rebeka siedziała naprzeciwko Szóstego.
     Kiedy tylko facet się obudził zaczął wrzeszczeć i wyklinać ją. Wiec Rebeka najpierw go zakneblowała, ale przegryzł knebel, więc uciszyła go zaklęciem. Teraz znów go obudziła. Mężczyzna podniósł powoli głowę, patrzył na nią z nienawiścią.
     - Jedno słowo i przysięgam ci ze wbije ci to - powiedziała pokazując mu sztylet o cienkim i długim ostrzu - tam gdzie słonce nie dochodzi. - Rebeka nie żartowała, a on dobrze o tym widział, jedną z jej zasad było to ze zawsze dotrzymywała obietnic.
      Facet nic nie powiedział. Co usyfakcjonowało kobietę. Na stole leżała, mała fiolka z ciemnym płynem, skórzany woreczek i plansza Quinja (od autorki: plansza do wywoływania duchów). Była ona podobna do tych pokazywanych w filmach. Była wykonana z ciemnego drewna. Litery wyryte zostały na planie koła w 3 rzędach. W środku okręgu była wyryta czaszka, która wskazywała dziura w trójkątnym wskaźniku. Rebeka wylała krew na czaszkę i położyła tam kilka siwych włosów.
        - Pewnie się zastanawiasz po co tu jesteś? - zwróciła się kobieta do mężczyzny.
        On nie opowiedział. Kobieta kontynuowała.
       - Jest kilka zasad dotyczących wywoływania martwych dusz. Jedna z nich brzmi "nigdy nie wywołuj ducha kiedy jesteś sam". Wiesz dlaczego? - nie spodziewała się odpowiedzi więc kontynuowała - kiedy wywołuje się ducha, trzeba znaleźć mu nosiciela, duch sam go sobie wybiera lub nosiciel jest wybierany przez tego kto prowadzi seans. - kobieta widziała jak on zaciska szczeki - Jak się pewnie domyślasz tobie przypadł ten zaszczyt. Nie obawiaj się duch cie nie zabije. - tu uśmiechnęła się. Wstała i odwinęła z drutu prawą rękę mężczyzny, przytrzymując ją. Następnie położyła jego dłoń na planszy i wbiła ostrze w dłoń, tak by tylko palce dotykały drewna planszy.
         Krew i włosy zaczęły parowac.
         - Te invoco Maggie Jonson. ( przyzywam cię Magie Jonson)
          Krew i włosy zniknęły. wskaźnik zaczął się przesuwać po planszy. Jednocześnie pod czaszką ryły się kolejne litery: "M", "A", "G","I"...  Az w końcu utworzyły " Magie Jonson".  Czaszka i litery pod nią stały się czerwone i świeciły rubinowym blaskiem. Po chwili na nowo stały się białe.
          Wzrok Szóstego z zimnego i nienawidzonego stał się ciepły i dobrotliwy. Na jego twarzy pojawiło się coś w rodzaju uśmiechu.
         - Dobry wieczór Maggie.
         - Dobry wieczór, Shieren - głos należał do Szóstego, ale to staruszka mówiła przez niego.
          - Jeżeli pozwolisz to przejdę od razu do rzeczy, nie mam zbyt wiele czasu. Chce wiedzieć co było w domu, co cię zabiło?
         Uśmiech, zmienił się w wyraz smutku.
         - Był to człowiek, mężczyzna... ale jego oczy... kiedy w nie spojrzałam... to nie były ludzkie oczy, białka i tęczówki były ciemno- błękitne a źrenice były skośne jak u węza... Potem poczułam ból w sercu i upadłam, a ten mężczyzna zniknął.
         - Nie pamiętasz niczego więcej, może miał łuski, rogi, kolce... - to co do tej pory powiedziała jej staruszka nie naprowadzało ja na żadnego półdemona a nawet na jakikolwiek gatunek.
          - Tylko oczy były nienaturalne, przykro mi ze nie mogę ci pomóc.
          - Mnie tez, odeśle cię, pewnie chcesz spotkać się z Johnem i Derekiem. - powiedziała kobieta.
          John i Derek byli to maz i syn Magie. Oboje zginęli wypadku schodowym.
          - Recedite de quo egressus es ( odejdź z kąd przyszłaś).
         Czaszka i litery pod nią znów rozjarzyły się czerwonym blaskiem. Litery jedna po drugiej znikały a w miejscu drewno stawało się na powrót gładkie. Gdy ostatni znak znikł, głowa mężczyzny opadła na klatkę piersiowa. Zielonooka wiedziała ze zaraz się obudzi.Miała już dość Bractwa, już raz od niego odeszła, zrobi to ponownie. Mogą ją sobie ścigać, wysyłać na nią całe oddziały Nocnych łowów i półdemonów. Miała to gdzieś. Miała także dość tego wilkołaka. Nienawidziła mężczyzn, którzy wykorzystywali swoją przewagę nad kobietami. Uśmiechnęła się do własnych myśli.
         Głowa Szóstego lekko się ruszyła.
         - Zaczekaj, tutaj za dobre sprawowanie czeka cię nagroda.
         Shiereen przeszła przez bibliotekę i otworzyła ciężkie drzwi, znajdujące się między regałami. Zeszła po śliskich, krętych schodach do podziemi. Otworzyła kolejne starodawne drzwi. Weszła do korytarza. Mijała zakratowane cele i masywne czarne drzwi, niektóre z nich były otwarte inne zamknięte. Weszła do jednej z zamkniętych cel. W środku stały 2 rosłe postacie. Rebeka podeszła bliżej, były to dwa golemy. Były stworzone z kamieni które nadawały im kształty lekko zdeformowanych ludzkich sylwetek.
        - Expergescimini ( zbudźcie się). - rozkazała. Jeden z golemów ruszył ręką. Kobieta wytłumaczyła im co mają zrobić a następnie poszła dalej. Golemy natomiast ruszyły na górę.
         Przemierzała korytarz dalej. W końcu stanęła przed następnymi czarnymi, wielkimi drzwiami. Kończyły one korytarz. Zanim weszła do środka zastukała 3 razy poderzną kołatką, jednak nie usłyszała żadnego głosu. Drzwi otworzyły się przed nią, po czym zamknęły i cichym trzaskiem. Była w wielkiej sali, gdzie ostatnio spaliła dusze Logana. Doskonale widziała w ciemności, więc nawet nie zapalała magicznych świateł. Wąż który podczas jej ostatniej wizyty był owinięty wokół kolumny teraz stał przed nią.
          Miał on długie wężowe ciało, ale miał także 4 krótkie nóżki. Jego łuska była czerwona. Pod skóra poruszały się mięśnie kiedy wywern powoli rozkładał i znów składał skrzydła.
         - Ego te suscipiat, et ad optima.( witam cię i pozdrawiam) - usłyszała w głowie  głos przypominający głos dzwoneczków.
         - Ego te suscipat, et ad optima - opowiedziała wywernowi na starożytne pozdrowienie.
        - Si vis ad venandum?( czy chciałbyś zapolowac)

sobota, 7 września 2013

Rozdział 13

Rebeka wyciągnęła srebrne ostrza z ciała wilkołaka, żeby rany się zagoiły.
      - Już świta, dalej poradzę sobie sama - zwruciła się do Nocnego Łowcy. Facet zniknął w gęstnie.
      Kobieta przykucneła położyła dłoń na włochatym torsie. Po chwili ona i wilk byli w jednym, z gościnnych pokoi.
      Rebeka wyszła. W domu czuła smród  śmierci, a także jakiś inny zapach. Ktoś włamał się do jej domu.
     Shiereen uzbrojona w srebrny sztylet. Zaczęła przechodzić z pokoju do pokoju. Po jakimś czasie weszła do pokoju Maggie. Staruszka leżała na podłodze, była blada. Rebeka podeszła do trupa, wiedziała ze nie żyje. Nie słyszała bicia serca czy oddechu. Pobierznie obejrzała ciało. Nie zaówarzyła ran, krwi, śniaków ani czegokolwiek co mogłoby wskazywać na przyczynę zgonu. Wyszła z pokoju. Sprawdziła resztę pomieszczeń.
     Wszystkie cenne rzeczy były na swoich miejscach. Nie zgineły także żadne książki czy magiczne artefakty. To było dziwne. Ponad to co się włamało do domu, nie zostawiło po sobie żadnego śladu oprócz zapachu. W przeszłości zdarzało się ze atakowały ją wampiry. Ale po tym jak okrążyła dom bariera ochronną i stworzyła strażnika, ataki ustały.
     Kobieta wyszła na zewnątrz. Jeżeli coś chciało się dostać do domu musiało przełamać barierę ochronną. A tego nie mógł zrobić byle półdemon, mógł to zrobić bardzo silny demon.
     Bariera ochronna składała się z 6 głazów, z wyrytymi na ich powierzchni zaklęciami, na tyle dużych ze do ich przeniesienia potrzeba by było kilkunastu silnych mężczyzn. Bariera nie pozwalała na to żeby ktoś kto ma złe zamiary wobec domowników mógł się przez nią przedostać.
     Kobieta sprawdziła wszystkie kamienie. Odgarniała z nich śnieg i sprawdzała czy jakaś z run  nie jest zniekształcona. Ale bariera była nienaruszona. Czyli ktoś kto przez nią przeszedł był pokojowo nastawiony.  Ale zabił Maggie. Ale czemu na jej ciele nie znalazła jakijś  ran. Demony i półdemony wolą zabijąc własnoręcznie. Nie używają trucizn. Maggie nie została także zabita jakimś zaklęciem. Magia zostawia po sobie ślady. A tych Rebeka nie wyczuła przy ciele.
      Shiereen była wściekła i sfrustrowana. Ktoś był w jej domu. Zabił człowieka który był pod jej pieczą. Nie zostawił po sobie żadnych śladów, na podstawie których mogłaby określić co to było.
     Kobieta myślała nad tym przez jakiś czas. Uświadomiła sobie ze jest, lub raczej był ktoś kto widział to co było w domu. Maggie.
    Przez resztę poranka i wiekszość popołudnia kobieta czytała ksiażki mówiące o nekromancji i przywoływaniu zmarłych dusz.  W międzyczasie wezwała karetkę, mówiąc ze Maggie zasłabła. Lekarze potwierdzili jej hipoteze o tym ze Maggie miała zawał. Ciało zostało zawiezione do kostnicy.
     Późnym popołódniem na dół zszedł Szósty.
     - Dzień dobry, gdzie Maggie? - powiedział
     - Nie żyje - odpowiedziała kobieta.
     - Co? Czy ja...?
     - Nie ty ją zabiłeś. Coś było w domu pod moją nieobecność.
     - Co?
     - Nie wiem. Ale się dowiem.
   
   

********************************************************

    Był wieczór. Słonce zaszło około godziny wcześniej. Wiekszość rzeczy potrzebnych do wywołania ducha miała w domu. Brakowało jej tylko ofiary, kogoś w kogo wstąpi duch. Z tym nie będzie miała większych problemów, wystarczyło ze pojedzie do okolicznego miasteczka i znajdzie jakiś bar.
    Rebeka ubrała się w czarne spodnie które tradycyjnie włożyła w kozaki. Założyła również czarny podkoszulek z napisem "Angel" i czarną skurzaną kurtkę. W wewnętrznej kieszeni kurtki ukryła srebrny sztylet.
    W mieście żyje wiele wampirów. Traktują one Mystic Falls jako swoje terytorium łowieckie. Prawo zakazuje im atakowania jej, chyba ze to ona pierwsza zaatakuje. I na odwrót.
    Zeszła na dół. Obok schodów lezał Shejtan. Rebeka podeszła do niego, podrapała za uchem i rozkazała:
     - Pilnuj wilkołaka.
    Szósty spał. Rebeka podała mu w kawie środki nasenne. Mężczyzna zbyt mocno jej ufał, mimo jej przestróg i ostrzeżen siostry. Nawet nie wiedział w co się pakuje.
     Po jakimś czasie szybkiej jazdy dotarła do miasta. Znalazła bar. Zaparkowała w jego pobliżu i weszła do środka. Usiadła przy barze i zamówiła piwo. Nie musiała długo czekać na adoratora. Po jakiś 20 minutach usiadł obok niej przystojny szatyn. Był on ubrany w jeansy,czarny podkoszulek i skurzaną kurtkę. Był tylko jeden drobny szczegół. Ten facet nie był grzesznikiem.
     Grzesznikami Rebeka nazywała ludzi którzy krzywdzili innych ludzi, mieli na swoim sumieniu życie niewinnych. Shieren potrafiła rozpoznać grzesznika i zobaczyć jego zbrodnie patrząc mu w oczy.
     Szybko go spławiła. Odwróciła się tyłem do baru i zilustrowała wzrokiem ludzi będących w lokalu. Złapała kilka spojrzeń. Jej uwage przykuł barczysty facet siedzący  razem z grupką przyjaciuł przy jednym ze stolików.
    Był on ubrany w czerwona koszule w kratę i wytarte jeansy. Rebeka tylko na sekundę złapała spojrzenie tego mężczyzny. To jej wystarczyło. Widziała jak ten facet bije swoją żonę i syna. Rebeka szczególnie nienawidziła damskich bokserów i gwałcicieli.
    Shiereen dopiła swoje piwo. Po czym wyszła na zewnątrz. Stanęła na parkingu. Odczekała jakiś czas po czym znalazła umysł mężczyzny. Po czym wysłała mu myśl " Chcesz wyjść na papierosa". Mężczyzna odebrał ja jako własną, i już po chwili wyszedł z baru. Stanął w pewnej odległości od kobiety. Rebeka wyciągneła jednego papierosa. Nie paliła zbyt często, tylko wtedy kiedy się denerwowała. Podeszła do faceta.
     - Przepraszam, ma pan może zapałki lub zapalniczkę? - spytała.
      Facet był lekko wstawiony, a poza tym miał słaby umysł. Już po chwili Rebeka miała go w garści. Mężczyzna z pustym wzrokiem i głupim uśmieszkiem, nieświadomy tego co dzieje się wokół niego i co robi, wsiadł do czarnego jeepa.
      Kobieta jechała szybko, po chwili jazdy zaczął padać gruby, gęsty śnieg. Widoczność była mocno ograniczona, nawet dla niej. Nagle kilka metrów przed maską pojawiła się postać. Rebeka próbowała hamować ale uderzyła w postać w czarnym dresie. Samochód obrócił się na dach i wpadł do rowu.
      Kobieta była przytomna. W jej ramieniu tkwiła gałąź która przebiła przednią szybę. Rebeka słyszała warknięcia i kroki kilkunastu osób. Wyczuwała także wampiry. To one stały za tym wypadkiem, została zaatakowana. Musiała jak najszybciej wyjść z samochodu. Zaczęła manipulować gałęzią, tlumiąc jeki i krzyki bólu. Po kilku minutach udało się to jej. Dlaczego nie atakują, pomyślała. Pewnie czekają na to aż wyjdzie z samochodu. A wtedy zaatakują. Wyjęła nóż z wewnętrznej kieszeni kurtki. W ciągu sekundy wyszła z auta i stanęła w pozycji do ataku.
      Wampiry okrążyły samochód. Było ich kilkanaście. Warczały ukazując kły ledwie dłuższe od ludzkich. Były młode. Żaden w nich nie miał broni. Nie sądziła ze mogą być tak głupie i tak jej nie docenić.
       Demonica przyjeła pół ludzką - pół smoczą postać. Skrzydła rozerwały bluzkę i kurtkę. Kości palców chrzęściły nieprzyjemnie zakrzywiając się. Paznokcie zmieniły się w ostre szpony.  Oczy zalśniły krwistą czerwienią. Wysunęła rozwidlony czarny język, badając powietrze. Poczuła strach i wachanie. Uśmiechnęła się ukazując długie kły, które one będą mieć może na kilkaset lat, jeżeli dożyją tego wieku, oczywiście, pomyślała.
      Kilka wampirów cofnęło się, a jeden z nich uciekł. Jej pierwsza ofiara tego wieczoru zaatakowała. Rebeka schyliła się, unikając ciosu który rozpłatałby jej gardło i wbiła sztylet w goleń wampira. Inny krwiopijca skoczył jej na plecy i ugryzł. Odepchnęła go rozkładając skrzydła. Wstała. Dotknęła szyi. Jej ręka była czarna od jej własnej krwi. Tego za wiele żaden wampir nie będzie jej gryzł. Wpadła w furie. Odrywała kończyny, wypruwała wnętrzności, wyrywała kręgosłupy, łamała kości. Wsłuchiwała się w nieludzkie krzyki i skowyty półdemonów, rozkoszowała się ich strachem i smakiem wampirzej krwi. Kilka wampirów uciekło, nie goniła ich. Nie wszystkie wampiry wiedzą co je czeka jeżeli z nią zadrą.
      Po kilkunastu minutach było po wszystkim. Śnieg i pnie drzew były czerwone od wampirzej krwi. W odległości kilkunastu metrów walały się kończyny, kości, flaki i wyrwane przez nią narządy wewnętrzne. Demonica pstrykneła palcami. Drzewa, ciała, lub to co z nich zostało i samochód zajęły się ogniem.
      Shiereen nadal była wściekła. Ktoś był w jej domu, zabił Maggie, przez wampiry straciła ofiarę i samochód. I musi się zajmować jakimś cholernym wilkołakiem. Miała tego wszystkiego dość. Rytuał przywołania ducha musi się odbyć dzisiaj. Kobieta rozłożyła skrzydła. Po jakimś czasie wylądowała przed swoim domem.
      Weszła do środka. Jej podeszwy zostawiały krwawe ślady, nie przejmowała się tym. Poszła do swojego pokoju. Zmyła z siebie krew i założyła czyste ciuchy. Ubrała się w ciemne spodnie i glany. Założyła także czarna bluzkę na ramiączkach. Wysłała do Szóstego myśl by ten wyszedł na korytarz. Po czym sama wyszła z pokoju. Odczekała aż mężczyzna zamknie drzwi a następnie, wysłała ku niemu fale mocy, która odrzuciła go  pod ścianę. Facet upadł nieprzytomny na podłogę. Rebeka zawlekła go do biblioteki i posadziła na na jednym z 4 krzeseł przy okrągłym stole. Stół był z ciemnego drewna, leżała na nim książka i pierścionek. Kobieta zeszła do podziemi z tamtąd wzięła kilka kawałków druta kolczastego i trochę werweny. Następnie wruciła do biblioteki. Przywiązała kostki i nadgarstki mężczyzny po poreczy i nóg krzesła. Werwene rozłożyła wokół krzesła, jej zapach będzie osłabiał wilkołaka. Następnie wsuneła pierścionek Maggie na palec Szóstego. Potem weszła do umysły półdemona, i kazała mu się obudzić. Facet otworzył oczy, probował się wydostać. Mężczyzna wydał jęk bólu.
        - Nie szarp się, zrobisz sobie tylko krzywdę.Porozmawiajmy.



    Potem dokładniej poprawie tekst.
     

niedziela, 1 września 2013

Rozdział 12

     Następnego dnia Rebeka obudziła się późnym rankiem. W nogach jej łóżka spał. Szejtat. Szejtan wyglądem przypominał tygrysa, tyle ze był większy. Jego futro było czarne, a w miejscach gdzie normalny tygrys miałby czarne paski, jego miały kolor ciemno - siwy. Szejtan był czarnym tygrysem. Była to magiczna hybryda grasownika nemejskiego i białego tygrysa. Szejtan był jedynym czarnym tygrysem. Był  podarunkiem od jedynego mężczyzny którego naprawdę kochała. Nigdy nie traktowała tygrysa jako swojej własności, w każdej chwili mógł on odejść. Jednak Rebeka wiedziała ze tego nie zrobi, Szejtan był przy niej przez 50 lat.
     Tygrys przeciągnął się i spojrzał na nią swoimi żółtymi świecącymi oczami.
     - Dzień dobry - przywitała się.
    Kot odpowiedział jej cichym mruczeniem.
     Ubrała się, w czarne spodnie, ciemny golf. Szejtan siedział na łóżku, teraz przybrał swoja druga formę. Małego rudego kociaka o migdałowo - bursztynowych oczach. Pogłaskała go. Następnie podeszła dotoaletki, otworzyła jedną z małych szafeczek. Było tam kilka bransoletek, wisiorków, amuletów i zaklęć oraz buteleczka z błękitnym płynem. Wzięła ją.
      Wczoraj prawie udało jej się w pełni zapanować nad Szóstym. Wczoraj dolała mu kilka kropel swojej krwi do błękitnego płynu. Dziś będzie musiała dodać go więcej. Bała się tylko tego czy nie wyczuje krwi.
      Wzięła sztylet i nacięła sobie dłoń tak aby jak najwięcej krwi zostało na ostrzu, a następnie skierowała sztylet tak ze krew wleciała do buteleczki. Płyn stał się ciemniejszy.
     Kobieta zeszła da dół, za nią podążał Szejtan. W kuchni, przywitała się z  Szóstym, nie było tam Maggie. Podgrzała sobie woreczek z krwią, i wlała jego zawartość do szklanki. Usiadła na przeciwko mężczyzny. Podała mu buteleczkę z granatowym płynem.
      Przez jakiś czas sączyła napój w ciszy, rozpamiętując dawne wydarzenia.
      - Maggie to twoja babcia? - przerwał ciszę Szósty.
      - Nie. Maggie tylko zajmuje się domem i zwierzakami pod moją nieobecność. Nigdy nie poznałam żadnego z rodziców.
     Rudy kot, który przedtem pił mleko, teraz podszedł do kobiety i zaczął ostrzyc sobie pazury na jej spodniach, chcą zwrócić na siebie jej uwagę. Ta nadal patrzyła na obraz za oknem. Widząc ze właścicielka nie zawraca nią niego uwagi, zaczął wspinać się po jej nodze, wbijając pazurki w jej ciało. A następnie usadowił się na jej udach. Rebeka zaczęła go głaskać, na co kot odpowiedział mruczeniem. Nadal patrzyła na obraz za oknem.
       - Za chwilę będzie tu twoja siostra. - oznajmiła Maggie, wchodząc do kuchni.
       - Kontaktowała się z tobą? - spytał mężczyzna.
       - Nie, widziałam jak rozmawiacie.
       - Jak mogłaś to widzieć? Jesteś jasnowidzką?
       - Kimś w rodzaju jasnowidza.
       Na polane zajechał srebrny jeep. Wysiadła z niego dziewczyna około 30. Miała na sobie czarne spodnie, ciemne kozaki i białą kurtkę. Z tej odległości Rebeka widziała jej brązowe oczy i azjatyckie rysy twarzy.
      Shiereen wypiła resztę krwi, która została jej w szklance i poszła na górę. A za nią podążał Szejtan.


*******************************************************


       Jeniffer chciała porozmawiać z Szóstym na osobności. Nie chciała żeby lamia podsłuchała ich rozmowę. Poważnie martwiła się o swojego brata. Bractwo nie wiedziało o niej prawie nic. Zaraz po tym jak dowiedziała się ze Najwyższy Strażnik wyznaczył opiekę nad Davidem lamii, postanowiła się czegoś o niej dowiedzieć. W aktach Shiereen było niewiele informacji. Znalazła tam kilka poprzednich nazwisk pod jakimi żyła w świecie ludzi. Kobieta na swoim koncie miała kilka masakr, brała także udział w wojnie pomiędzy wampirami i wilkołakami. Nie znalazła tam niczego konkretnego. Postanowiła odwołać się do mitów i legend. W każdym micie jest ziarnko prawdy.
        W mitologii greckiej lamia, była królową Libii i kochanką Zeusa. Zazdrosna zona Zeusa, Hera zabiła dzieci Lamii i Zeusa. Zrozpaczona matka, zmieniła się w potwora, jednak potrafiła przyjmować postać pięknej kobiety aby uwodzić mężczyzn i zwabiać dzieci.
        Lamia to cygański demon zemsty. Miała ona nękać swoja ofiarę przez 3 dni, po czym zabierała jego dusze do piekła.
        Bractwo przymykało oczy na łamane prze Shiereen zasady. Bała się ze kobieta jako kolejny cel obrała sobie jej brata.
        Ona i David szli leśną ścieżką. Maggie, wyjaśniła im aby szli w głąb lasu ścieżką do jeziora a następnie zawrócili.
        Na drodze zalegał śnieg, nie było go dużo. Drzewa pozbawione liści wyglądały upiornie. Gałęzie trzeszczały  i skrzypiały. Jeniffer była czujna, pod kurtką miała srebrny sztylet.
        - Dziś pełnia. Nie boisz się przemiany? - spytała kobieta.
        David odpowiedział po krótkim namyśle.
        - Trochę się boję. - odpowiedział mężczyzna
        Zapadła miedzy nimi niezręczna cisza, żadne z nich nie było przyzwyczajone do rozmów.
         - Przyjechałam, ponieważ chciałam z tobą porozmawiać o lamii. Chce cię przed nią ostrzec.
         - Mówisz o Rebece?
         - Tak. Ona jest bardzo niebezpieczna. Lamie w mitologii greckiej przybierały postać pięknych kobiet, wabiły mężczyzn aby potem ich pożreć. Boje się ze ona wybrała sobie ciebie na kolejna ofiarę. - wyraziła obawę
          - To tylko mit..
          - Tak, ale w każdym micie jest ziarenko prawdy.  Nie wierze w to ze Shiereen tak bezinteresownie postanowiła ci pomóc.
          - To nie jest bezinteresowna pomoc, Rebeka została do tego zmuszona przez Bractwo.
          - Już nieraz łamała prawo, a Bractwo przymykało na to oczy. Zrozum David ze jej nie można ufać. Żadnemu demonowi nie można ufać.
          - Przypominam ci Jeniffer ze ja tez jestem demonem.
         Przez chwilę kobieta nic nie mówiła, myślała nad tym co powiedzieć. Do jej brata nic nie docierało.
          - Przepraszam. Ja po prostu nie chce stracić brata po raz kolejny.


********************************************************


         Wieczór nadszedł szybko, zbyt szybko. Mimo tego co powiedział Jeniffer, bał się przemiany. Bał się bólu który będzie musiał przeżyć, chociaż Rebeka zapewniała go ze da mu coś co osłabi ból. On i zielonooka szli powoli leśną ścieżką. Ścieżka  była kręta, przecinało ja wiele innych. Ciągle schodzili na inne. Szósty zaczął podejrzewać ze zgubili się. Kroki Shiereen  były bezgłośne, nawet śnieg nie skrzypiały pod jej stopami. Jego kroki wydawały mu się bardzo głośne.
       -  Oprócz mnie będziesz pilnowany także przez  wilkołaka. Zostaniesz zamknięty w klatce. Nadgarstki i kostki zostaną zakute w srebrne łańcuchy. Wilkołaki są uczulone na srebro, pali ich skórę i spowalnia zrastanie się ran. Nie mogę powiedzieć jak długo będzie trwać przemiana. Nie wiem czy mogę powiedzieć ci coś jeszcze. Nie jestem wilkołakiem.
        - Czy to nie dziwne ze, masz nauczyć mnie być wilkołakiem chociaż sama nim nie jesteś?
        - Zazwyczaj wilkołak, który kogoś ugryzł musi się  nim zając. Jednak w twoim przypadku wilkołak który cię ugryzł nie żyje. Próbowałam przekazać cie innemu wilkołakowi, ale Yeshol wszystko utrudnia. Brałam udział a akcji razem z jego rodzicami. Z 20 - osobowego oddziału przeżyłam tylko ja. Po tym jak został Najwyższym Strażnikiem, robi co tylko może żeby mnie wkurzyć.
        Zapanowała cisza. Po jakimś czasie minęli jezioro. Szósty czuł ze coś go obserwuje. Po chwili usłyszał jakiś szept, był on jednak mało zrozumiały. Potem usłyszał chichot. Mógł przysiąść ze katem oka dojrzał jakąś postać. Wydawało mu się ze drzewa wyciągają do niego swoje gałęzie.  Po chwili potknął się. Obejrzał się do tyłu. Droga była czysta. Usłyszał słowa jakiejś piosenki. Słowa były niezrozumiałe.
        - Nie słuchaj ich, skup się na czymś innym.
        - Ty tez słyszysz śpiew?
        - Tak. To Cienie, stworzenia które często wprowadzają w błąd wędrowców lub obozowiczów. Często udają płacz dziecka, śpiewają, czasami przybierają postać jakiejś osoby. Ich celem jest to abyś zgubił się w lesie. Będą powoli odbierać ci siłę witalną, aż w końcu umrzesz z wycieńczenia.
          Szósty postanowił posłuchać rad kobiety i przestał słuchać pieśni, ignorował cienie przemykające po lesie. Po jakimś czasie uczucie obserwacji znikło, razem z głosami.
          Po kolejnych 20 minutach, doszli na miejsce, a tak przynajmniej wydawało się mężczyźnie. Wyglądało to jak ruiny. Kamienne ściany były zawalone, cegły zdążyły porosnąć mchem.
          - Była to kiedyś kaplica. - wyjaśniła kobieta.
          Po chwili podszedł do nich jakiś facet. Miał on na sobie czarną kurtkę,  ciemne spodnie a także trapery pasujące do reszty stroju. Mężczyzna miał czarne włosy i jasnoniebieskie oczy. Patrzył podejrzliwie na Rebekę, stanął w odległości kilku metrów od nich.
          Kobieta patrzyła w niebo. Słonce właśnie zachodziło, większość jego tarczy była już poza horyzontem, mimo tego na niebie był już księżyc.
         Rebeka ze swojej torby wyjęła półlitrową butelkę wody, miała ona lekko zółtawy odcień, w środku butelki była zanurzona gałązka jakiejś rośliny. Kobieta odkorkowała ją i wyjęła gałązkę ze środka. Następnie podała ją Szóstemu.
         - To tojad, wilcze ziele. Dzięki temu będziesz odczuwał mniejszy ból. Pij po trochu, ile dasz radę. - powiedziała.
         Nieznajomy skinął na niego i zszedł po schodach prowadzących pod ziemię. Szósty podążył za nim. W podziemiach było kompletnie ciemno, jednak jego oczy od razu przyzwyczaiły się do ciemności. Na dole było kilka klatek, lub raczej może cel. Wszystkie z nich miały przerdzewiałe kraty. Tylko jedne z nich wyglądały na nowe. I właśnie przed tymi drzwiami stanął niebieskooki. Szósty wszedł do środka, cela została wykuta w kamieniu. Na jej środku leżały łańcuchy zakończone czymś w rodzaju kajdanek z jednym kołem. Łańcuchy
        Nieznajomy otwierał je kluczem i zakładał na jego nadgarstki o kostki obręcze. Tam gdzie srebro dotykało jego skóry, czuł pieczenie.
        Dziwnie się czuł kiedy ten facet zakuwał go w łańcuchy. Robił to szybko i wprawnie. Następnie poszedł zamknąć kraty. Klucz przekręcił się z trzaskiem.
        - Jeżeli nie będziesz się opierał przemianie, ból będzie trwał krócej. - powiedział mężczyzna beznamiętnie po czym wyszedł. Jeszcze przez chwilę słyszał odgłos kroków po czym zapadła cisza.
         Po jakimś czasie poczuł coś jakby w całe ciało wbijały mu się igły. Przypomniał sobie o butelce z wodą. Najpierw popatrzył na nią. Woda miała lekko zielony odcień. Następnie odkorkował ją i  powąchał. Zapach był okropny, czuł się tak jakby ten zapach przeżerał mu nos. Odsunął butelkę na wyciągniecie ręki. Poczuł ból w rekach, jego paznokcie wydłużyły się, palcem dotknął jednego z nich. Paznokieć z łatwością przeciął skórę. Rana natychmiast się zagoiła. Szósty patrzył zafascynowany na krew, na palcach. Czuł jej słodki zapach. W ustach miał metaliczny posmak. Następnie poczuł ból w tyle czaszki, który powoli rozchodził się na całą głowę. Po chwili stał się nieznośny. Pociągnął długi łyk wody i przełknął. Napój palił gardło i miał ohydny smak. Paznokcie stały się na powrót normalne. Szósty zmusił się do wypicia jeszcze kilku łyków.
       Mężczyzna poczuł zmęczenie, obraz zaczął się zamazywać. Bardzo chciało mu się spać, powieki ciążyły mu nieznośnie. Nie chciał zasnąć. Kończyny stały się ciężkie, jak z ołowiu.
       Szósty obudził się z jękiem, leżał na kamiennej podłodze. Nierówności wbijały się mu w ciało. Jednak to był jego najmniejszy problem. Czuł się tak jakby w jego wnętrzu płonął ogień. Całe ciało bolało go nieopisanym bólem. Czuł jak po skroni spływa mu coś lepkiego. Była to krew, zmieszana z jego potem. Słyszał coś jakby trzask łamanych gałęzi. Po chwili zrozumiał ze to trzask jego kości, które łamały się i przemieszczały rozrywając mięśnie i ścięgna. Chciał żeby ktoś to zakończył, zabił go, uśmierzył ten ból. Kolejne trzaski. Jego nadgarstki wygięły się pod nienaturalnym kątem, palce wydłużyły się, paznokcie znów stały się pazurami. Skóra zaczęła porastać czarnymi włosami. Szósty nie wiedział jak długo wije się na ziemi. Kilka sekund, godzin a może dni? Próbował krzyczeć, ale z jego gardła nie wychodziły żadne dźwięki oprócz zwierzęcego warczenia, lub skowytów.
        Po jakimś czasie, który dla mężczyzny był wiecznością, ból zaczął ustępować. Po chwili podniósł się na kolana, wokół niego leżały strzępy jego ubrania. Jego ręce zmieniły się w długie łapy, okryte czarnym futrem i zakończone długimi pazurami.
        Nagle zalała go fala wściekłości. Chciał zabijać, patrzeć na cierpienie innych żywych istot. Chciał rozszarpywać, widzieć wnętrzności wylewające się z żywych ciał. Chciał poczuć smak krwi w pysku. Wszystko przestało się dla niego liczyć. Chciał tylko zabijać. Wiedział ze od swoich ofiar dzieli go ta nędzna krata. Złapał żelazo łapami, lecz odskoczył czując ból w łapach. Warknął. Ponowił próbę wyrwania krat, tym razem nie zważał na palący ból. Chciał wydostać się na zewnątrz. Teraz liczyło się tylko jedno: zabijanie. Kiedy ból stał się zbyt duży puścił żelazo. Kraty nawet nie drgneły. Próbował jeszcze kilka razy, ale tylko lekko się obluzowały. Z jeszcze większą zapalczywością szarpał kraty. Po jakimś czasie sfrustowany i wściekły zaczął uderzać w kraty całym ciałem. W końcu przeszkoda leżała na korytarzu. Szósty wybiegł. Wypadł z korytarza. Był wolny. W pobliżu czuł swoje pierwsze ofiary, tej nocy. Usłyszał świst, a następnie poczuł ból w barku, tkwiła w nim głęboko srebrna strzała. Skoczył w bok, unikając kolejnych pocisków. Przed nim pojawiła się kobieca sylwetka. Kobieta stała przed nim kilkanaście metrów i celowała do niego. W reku miała kusze. Warknął, po czym rzucił się na nią i to był jego błąd. W jego bok wbiło się jeszcze 2 srebrnych pocisków, z ran lała się obficie krew. Z jednego z drzew zeskoczył facet, zaczął zbliżać się do niego. Szósty słałał się na nogach. W jego klatkę piersiowa wbiło się jeszcze 3 ostrza. Upadł na ziemię. Kobieta podeszła do niego, w gotową do strzału kuszą.
       - Co z nim robimy? - spytał facet
       - A jak myślisz? - powiedziała, po czym strzeliła.
     
       
   
   Chyba najdłuzszy z moich rozdziałów? Szkoda tylko ze taki nudny.
   Pewna osoba bardzo chciała krwawe polowanie. Sorki ale nie miałam siły na pisanie. Pozdrowienia dla wszystkich. Mam nadzieję ze jakoś wstaniecie 2 września.