Rebeka była na zewnątrz, za nia stał Oarf, jego ciepły oddech zmieniał się w wielkie kłęby pary na nocnym powietrzu. Wywern patrzył bez większego zaciekawienia na człowieka bez jednego palca, który został dopiero co odcięty, mężczyzna był przytrzymywany przez dwa golemy. Patrzył z nienawiścią, na kobietę, próbując się wyrwac z uścisku potworów.
- ...Zasady gry są bardzo proste. 5 km na północ z tąd - wskazała palcem odpowiedni kierunek - płynie strumyk, jeżeli uda ci się dostać na drugi brzeg, zanim dopadnie cię Oarf, pozwolę ci odejść.- pogłaskała wywerna po pysku - Normalnie ludziom daje ludziom minutowe fory, ale ty możesz zmienić swoją postać, chociaż i tak masz małe szanse na przeżycie. Jakieś ostatnie słowa?
- Idz do diabła. - warknął Szósty
Rebeka uśmiechnęła się.
- Vadat (puścicie go) - zwróciła się do golemów. - Cummittitur tempore venatio (polowanie czas zacząć) - rzuciła odwracając się i idąc do domu.
Za nią podążały golemy. Rebeka odesłała je do ich celi. Następnie skierowała się do biblioteki, na stole leżał zakrwawiony sztylet, tabliczka Qija, pirerścionek Maggie, a także woreczek w którym wcześniej były włosy Maggie. Teraz materiał z którego był wykonany woreczek, był przesiąknięty krwią. Kobieta znalazła czysta kartkę, wzięła pióro i kaligraficznym pismem napisała na niej kilka skomplikowanych poskręcanych znaków. Było to coś w rodzaju wypowiedzenia ze służby Bractwu Czarnego Sztyletu.
Rebeka otworzyła okno i mentalnie wezwała czarnego ptaka, tyle ze tym razem nie był to kruk a sowa. Miała ona około pół metra wysokości, czarne pióra i niepokojące, duże. oczy. W kolorze zaschniętej krwi. Kobieta zawiązała papier wokół nóżki ptaka, natomiast woreczek z "prezentem" dla Yeshola. Następnie wysłała do umysłu ptaka drogę jaką ma przebyć i to kto jest nadawca wiadomości.
Później poszła na górę się wykąpać. Idąc po schodach usłyszała w oddali potężny ryk. Nie przejęła się tym zbytnio. Pewnie Oarf dobrze się bawi, pomyślała.
Rebeka znalazła Oarfa w pewnej jaskini, leżało tam kilka gigantycznych szkieletów. Pośród kości smoków znalazła czarny kamień, wyczuła ze jest w nim żywe stworzenie. Słyszała legendy o tym ze smocze jaja moga przetrwać setki lat, jako kamienie. Inna legenda mówi o tym ze każdy smok wybiera sobie jeźdźca, i wykluwa się wtedy gdy ten jest w pobliżu. W każdej z tych legend było trochę prawdy.
Gdy tylko Shiereen położyła rękę na kamieniu, i włączyła swój rezonans aby wyczuć co jest w środku, jajo zaczęło pękać i wykluł się z niego wywern. Rebeka poczuła ze między nią a gadem formuje się więź. Oboje zostali w jaskini na kilka dni. Okazało się ze wywern zna wiele języków starożytnych i ma bardzo dużą wiedzę o świecie, ale nie współczesnym tamtym czasom lecz starożytnym. W ciągu kilku dni gad przyjął kilkunastomertowy rozmiar. Shiereen chciała aby ruszył w swoją stronę, ale Oarf chciał zostać przy niej. Rebeka kilkakrotnie prowadziła go do miejsc gdzie zamieszkiwały wywerny, ale Oarf chciał zostać przy niej. Wtedy Rebeka kupiła dom w którym obecnie mieszka i kazała wykuć krasnoludom podziemną salę. Oarf ma zdolność zasypiania na długi czas, nawet na kilka lat, wykorzystała tę zdolność do tego by móc trzymać go w podziemiach. Co jakiś czas wypuszcza go by trochę polatał i zapolował.
Ryk powtużył się, tym razem był o wiele głośniejszy niż poprzedni. Był bardziej przenikliwy był jakby... wezwaniem, ale nie był to ryk Oarfa. Była tego pewna. Tatuaż na jej łydce zaczął pulsować, i Rebeka dałaby sobie głowę uciąć ze się poruszył.
Kolejny ryk, przenikał do jej umysłu, wzywał ją.
Wyszła z kąpieli, i szybko ubrała się. Próbowała przeciwstawić się temu wezwaniu, ale nie mogła. Coś ją wzywało, a ona nie mogła przeciwstawić się temu rozkazowi. Walczyła sama ze sobą, i przegrywała te walkę. Korzystając ze swoich nadnaturalnych zdolności szybkiego biegu, w ciągu kilku minut znalazła się o 27 km od swojego domu. Była zmęczona, jak to nazywała "pęd", był wykańczający. Rebeka łapczywie pochłaniała powietrze, jeżeliby chciała potrafiła nie oddychać przez kilka godzin, ale oddychając szybciej regenerowała siły. Spojrzała na miejsce gdzie się znajdowała. Był to klif, spieniona, ciemna woda raz za razem rozbijała się o skałę. Nagle woda kilkanaście metrów od brzegu zaczęła bulgotać i pienić się, tak jakby coś dużego wypuszczało powietrze. Rebeka widziała już coś takiego, na oceanie Spokojnym, zaraz przed wynurzeniem się Krakena.
Wiem ze to glupie. Dopiero co zawiesiłam bloga a tu po kilku dniach go odwiesiłam. Ah co powiedzieć już tak mam. Wczoraj ogladałam Thora na TVN i dostałam takiego ataku weny ze musiałam coś napisać, będę prowadziła obydwa blogi. Pierwsza notka na " Historiach Sztyletnicy" najprawdopodobniej w przyszłym tygodniu.
Kurcze, ta wena jest widoczna. Jest akcja, logika, bardzo fajny rozdział. Jedz więcej krakersów i oglądaj Thora - czekam na nexta. :)
OdpowiedzUsuń