Księżyc był już prawie w pełni. Rebeka siedziała naprzeciwko Szóstego.
Kiedy tylko facet się obudził zaczął wrzeszczeć i wyklinać ją. Wiec Rebeka najpierw go zakneblowała, ale przegryzł knebel, więc uciszyła go zaklęciem. Teraz znów go obudziła. Mężczyzna podniósł powoli głowę, patrzył na nią z nienawiścią.
- Jedno słowo i przysięgam ci ze wbije ci to - powiedziała pokazując mu sztylet o cienkim i długim ostrzu - tam gdzie słonce nie dochodzi. - Rebeka nie żartowała, a on dobrze o tym widział, jedną z jej zasad było to ze zawsze dotrzymywała obietnic.
Facet nic nie powiedział. Co usyfakcjonowało kobietę. Na stole leżała, mała fiolka z ciemnym płynem, skórzany woreczek i plansza Quinja (od autorki: plansza do wywoływania duchów). Była ona podobna do tych pokazywanych w filmach. Była wykonana z ciemnego drewna. Litery wyryte zostały na planie koła w 3 rzędach. W środku okręgu była wyryta czaszka, która wskazywała dziura w trójkątnym wskaźniku. Rebeka wylała krew na czaszkę i położyła tam kilka siwych włosów.
- Pewnie się zastanawiasz po co tu jesteś? - zwróciła się kobieta do mężczyzny.
On nie opowiedział. Kobieta kontynuowała.
- Jest kilka zasad dotyczących wywoływania martwych dusz. Jedna z nich brzmi "nigdy nie wywołuj ducha kiedy jesteś sam". Wiesz dlaczego? - nie spodziewała się odpowiedzi więc kontynuowała - kiedy wywołuje się ducha, trzeba znaleźć mu nosiciela, duch sam go sobie wybiera lub nosiciel jest wybierany przez tego kto prowadzi seans. - kobieta widziała jak on zaciska szczeki - Jak się pewnie domyślasz tobie przypadł ten zaszczyt. Nie obawiaj się duch cie nie zabije. - tu uśmiechnęła się. Wstała i odwinęła z drutu prawą rękę mężczyzny, przytrzymując ją. Następnie położyła jego dłoń na planszy i wbiła ostrze w dłoń, tak by tylko palce dotykały drewna planszy.
Krew i włosy zaczęły parowac.
- Te invoco Maggie Jonson. ( przyzywam cię Magie Jonson)
Krew i włosy zniknęły. wskaźnik zaczął się przesuwać po planszy. Jednocześnie pod czaszką ryły się kolejne litery: "M", "A", "G","I"... Az w końcu utworzyły " Magie Jonson". Czaszka i litery pod nią stały się czerwone i świeciły rubinowym blaskiem. Po chwili na nowo stały się białe.
Wzrok Szóstego z zimnego i nienawidzonego stał się ciepły i dobrotliwy. Na jego twarzy pojawiło się coś w rodzaju uśmiechu.
- Dobry wieczór Maggie.
- Dobry wieczór, Shieren - głos należał do Szóstego, ale to staruszka mówiła przez niego.
- Jeżeli pozwolisz to przejdę od razu do rzeczy, nie mam zbyt wiele czasu. Chce wiedzieć co było w domu, co cię zabiło?
Uśmiech, zmienił się w wyraz smutku.
- Był to człowiek, mężczyzna... ale jego oczy... kiedy w nie spojrzałam... to nie były ludzkie oczy, białka i tęczówki były ciemno- błękitne a źrenice były skośne jak u węza... Potem poczułam ból w sercu i upadłam, a ten mężczyzna zniknął.
- Nie pamiętasz niczego więcej, może miał łuski, rogi, kolce... - to co do tej pory powiedziała jej staruszka nie naprowadzało ja na żadnego półdemona a nawet na jakikolwiek gatunek.
- Tylko oczy były nienaturalne, przykro mi ze nie mogę ci pomóc.
- Mnie tez, odeśle cię, pewnie chcesz spotkać się z Johnem i Derekiem. - powiedziała kobieta.
John i Derek byli to maz i syn Magie. Oboje zginęli wypadku schodowym.
- Recedite de quo egressus es ( odejdź z kąd przyszłaś).
Czaszka i litery pod nią znów rozjarzyły się czerwonym blaskiem. Litery jedna po drugiej znikały a w miejscu drewno stawało się na powrót gładkie. Gdy ostatni znak znikł, głowa mężczyzny opadła na klatkę piersiowa. Zielonooka wiedziała ze zaraz się obudzi.Miała już dość Bractwa, już raz od niego odeszła, zrobi to ponownie. Mogą ją sobie ścigać, wysyłać na nią całe oddziały Nocnych łowów i półdemonów. Miała to gdzieś. Miała także dość tego wilkołaka. Nienawidziła mężczyzn, którzy wykorzystywali swoją przewagę nad kobietami. Uśmiechnęła się do własnych myśli.
Głowa Szóstego lekko się ruszyła.
- Zaczekaj, tutaj za dobre sprawowanie czeka cię nagroda.
Shiereen przeszła przez bibliotekę i otworzyła ciężkie drzwi, znajdujące się między regałami. Zeszła po śliskich, krętych schodach do podziemi. Otworzyła kolejne starodawne drzwi. Weszła do korytarza. Mijała zakratowane cele i masywne czarne drzwi, niektóre z nich były otwarte inne zamknięte. Weszła do jednej z zamkniętych cel. W środku stały 2 rosłe postacie. Rebeka podeszła bliżej, były to dwa golemy. Były stworzone z kamieni które nadawały im kształty lekko zdeformowanych ludzkich sylwetek.
- Expergescimini ( zbudźcie się). - rozkazała. Jeden z golemów ruszył ręką. Kobieta wytłumaczyła im co mają zrobić a następnie poszła dalej. Golemy natomiast ruszyły na górę.
Przemierzała korytarz dalej. W końcu stanęła przed następnymi czarnymi, wielkimi drzwiami. Kończyły one korytarz. Zanim weszła do środka zastukała 3 razy poderzną kołatką, jednak nie usłyszała żadnego głosu. Drzwi otworzyły się przed nią, po czym zamknęły i cichym trzaskiem. Była w wielkiej sali, gdzie ostatnio spaliła dusze Logana. Doskonale widziała w ciemności, więc nawet nie zapalała magicznych świateł. Wąż który podczas jej ostatniej wizyty był owinięty wokół kolumny teraz stał przed nią.
Miał on długie wężowe ciało, ale miał także 4 krótkie nóżki. Jego łuska była czerwona. Pod skóra poruszały się mięśnie kiedy wywern powoli rozkładał i znów składał skrzydła.
- Ego te suscipiat, et ad optima.( witam cię i pozdrawiam) - usłyszała w głowie głos przypominający głos dzwoneczków.
- Ego te suscipat, et ad optima - opowiedziała wywernowi na starożytne pozdrowienie.
- Si vis ad venandum?( czy chciałbyś zapolowac)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz