sobota, 7 września 2013

Rozdział 13

Rebeka wyciągnęła srebrne ostrza z ciała wilkołaka, żeby rany się zagoiły.
      - Już świta, dalej poradzę sobie sama - zwruciła się do Nocnego Łowcy. Facet zniknął w gęstnie.
      Kobieta przykucneła położyła dłoń na włochatym torsie. Po chwili ona i wilk byli w jednym, z gościnnych pokoi.
      Rebeka wyszła. W domu czuła smród  śmierci, a także jakiś inny zapach. Ktoś włamał się do jej domu.
     Shiereen uzbrojona w srebrny sztylet. Zaczęła przechodzić z pokoju do pokoju. Po jakimś czasie weszła do pokoju Maggie. Staruszka leżała na podłodze, była blada. Rebeka podeszła do trupa, wiedziała ze nie żyje. Nie słyszała bicia serca czy oddechu. Pobierznie obejrzała ciało. Nie zaówarzyła ran, krwi, śniaków ani czegokolwiek co mogłoby wskazywać na przyczynę zgonu. Wyszła z pokoju. Sprawdziła resztę pomieszczeń.
     Wszystkie cenne rzeczy były na swoich miejscach. Nie zgineły także żadne książki czy magiczne artefakty. To było dziwne. Ponad to co się włamało do domu, nie zostawiło po sobie żadnego śladu oprócz zapachu. W przeszłości zdarzało się ze atakowały ją wampiry. Ale po tym jak okrążyła dom bariera ochronną i stworzyła strażnika, ataki ustały.
     Kobieta wyszła na zewnątrz. Jeżeli coś chciało się dostać do domu musiało przełamać barierę ochronną. A tego nie mógł zrobić byle półdemon, mógł to zrobić bardzo silny demon.
     Bariera ochronna składała się z 6 głazów, z wyrytymi na ich powierzchni zaklęciami, na tyle dużych ze do ich przeniesienia potrzeba by było kilkunastu silnych mężczyzn. Bariera nie pozwalała na to żeby ktoś kto ma złe zamiary wobec domowników mógł się przez nią przedostać.
     Kobieta sprawdziła wszystkie kamienie. Odgarniała z nich śnieg i sprawdzała czy jakaś z run  nie jest zniekształcona. Ale bariera była nienaruszona. Czyli ktoś kto przez nią przeszedł był pokojowo nastawiony.  Ale zabił Maggie. Ale czemu na jej ciele nie znalazła jakijś  ran. Demony i półdemony wolą zabijąc własnoręcznie. Nie używają trucizn. Maggie nie została także zabita jakimś zaklęciem. Magia zostawia po sobie ślady. A tych Rebeka nie wyczuła przy ciele.
      Shiereen była wściekła i sfrustrowana. Ktoś był w jej domu. Zabił człowieka który był pod jej pieczą. Nie zostawił po sobie żadnych śladów, na podstawie których mogłaby określić co to było.
     Kobieta myślała nad tym przez jakiś czas. Uświadomiła sobie ze jest, lub raczej był ktoś kto widział to co było w domu. Maggie.
    Przez resztę poranka i wiekszość popołudnia kobieta czytała ksiażki mówiące o nekromancji i przywoływaniu zmarłych dusz.  W międzyczasie wezwała karetkę, mówiąc ze Maggie zasłabła. Lekarze potwierdzili jej hipoteze o tym ze Maggie miała zawał. Ciało zostało zawiezione do kostnicy.
     Późnym popołódniem na dół zszedł Szósty.
     - Dzień dobry, gdzie Maggie? - powiedział
     - Nie żyje - odpowiedziała kobieta.
     - Co? Czy ja...?
     - Nie ty ją zabiłeś. Coś było w domu pod moją nieobecność.
     - Co?
     - Nie wiem. Ale się dowiem.
   
   

********************************************************

    Był wieczór. Słonce zaszło około godziny wcześniej. Wiekszość rzeczy potrzebnych do wywołania ducha miała w domu. Brakowało jej tylko ofiary, kogoś w kogo wstąpi duch. Z tym nie będzie miała większych problemów, wystarczyło ze pojedzie do okolicznego miasteczka i znajdzie jakiś bar.
    Rebeka ubrała się w czarne spodnie które tradycyjnie włożyła w kozaki. Założyła również czarny podkoszulek z napisem "Angel" i czarną skurzaną kurtkę. W wewnętrznej kieszeni kurtki ukryła srebrny sztylet.
    W mieście żyje wiele wampirów. Traktują one Mystic Falls jako swoje terytorium łowieckie. Prawo zakazuje im atakowania jej, chyba ze to ona pierwsza zaatakuje. I na odwrót.
    Zeszła na dół. Obok schodów lezał Shejtan. Rebeka podeszła do niego, podrapała za uchem i rozkazała:
     - Pilnuj wilkołaka.
    Szósty spał. Rebeka podała mu w kawie środki nasenne. Mężczyzna zbyt mocno jej ufał, mimo jej przestróg i ostrzeżen siostry. Nawet nie wiedział w co się pakuje.
     Po jakimś czasie szybkiej jazdy dotarła do miasta. Znalazła bar. Zaparkowała w jego pobliżu i weszła do środka. Usiadła przy barze i zamówiła piwo. Nie musiała długo czekać na adoratora. Po jakiś 20 minutach usiadł obok niej przystojny szatyn. Był on ubrany w jeansy,czarny podkoszulek i skurzaną kurtkę. Był tylko jeden drobny szczegół. Ten facet nie był grzesznikiem.
     Grzesznikami Rebeka nazywała ludzi którzy krzywdzili innych ludzi, mieli na swoim sumieniu życie niewinnych. Shieren potrafiła rozpoznać grzesznika i zobaczyć jego zbrodnie patrząc mu w oczy.
     Szybko go spławiła. Odwróciła się tyłem do baru i zilustrowała wzrokiem ludzi będących w lokalu. Złapała kilka spojrzeń. Jej uwage przykuł barczysty facet siedzący  razem z grupką przyjaciuł przy jednym ze stolików.
    Był on ubrany w czerwona koszule w kratę i wytarte jeansy. Rebeka tylko na sekundę złapała spojrzenie tego mężczyzny. To jej wystarczyło. Widziała jak ten facet bije swoją żonę i syna. Rebeka szczególnie nienawidziła damskich bokserów i gwałcicieli.
    Shiereen dopiła swoje piwo. Po czym wyszła na zewnątrz. Stanęła na parkingu. Odczekała jakiś czas po czym znalazła umysł mężczyzny. Po czym wysłała mu myśl " Chcesz wyjść na papierosa". Mężczyzna odebrał ja jako własną, i już po chwili wyszedł z baru. Stanął w pewnej odległości od kobiety. Rebeka wyciągneła jednego papierosa. Nie paliła zbyt często, tylko wtedy kiedy się denerwowała. Podeszła do faceta.
     - Przepraszam, ma pan może zapałki lub zapalniczkę? - spytała.
      Facet był lekko wstawiony, a poza tym miał słaby umysł. Już po chwili Rebeka miała go w garści. Mężczyzna z pustym wzrokiem i głupim uśmieszkiem, nieświadomy tego co dzieje się wokół niego i co robi, wsiadł do czarnego jeepa.
      Kobieta jechała szybko, po chwili jazdy zaczął padać gruby, gęsty śnieg. Widoczność była mocno ograniczona, nawet dla niej. Nagle kilka metrów przed maską pojawiła się postać. Rebeka próbowała hamować ale uderzyła w postać w czarnym dresie. Samochód obrócił się na dach i wpadł do rowu.
      Kobieta była przytomna. W jej ramieniu tkwiła gałąź która przebiła przednią szybę. Rebeka słyszała warknięcia i kroki kilkunastu osób. Wyczuwała także wampiry. To one stały za tym wypadkiem, została zaatakowana. Musiała jak najszybciej wyjść z samochodu. Zaczęła manipulować gałęzią, tlumiąc jeki i krzyki bólu. Po kilku minutach udało się to jej. Dlaczego nie atakują, pomyślała. Pewnie czekają na to aż wyjdzie z samochodu. A wtedy zaatakują. Wyjęła nóż z wewnętrznej kieszeni kurtki. W ciągu sekundy wyszła z auta i stanęła w pozycji do ataku.
      Wampiry okrążyły samochód. Było ich kilkanaście. Warczały ukazując kły ledwie dłuższe od ludzkich. Były młode. Żaden w nich nie miał broni. Nie sądziła ze mogą być tak głupie i tak jej nie docenić.
       Demonica przyjeła pół ludzką - pół smoczą postać. Skrzydła rozerwały bluzkę i kurtkę. Kości palców chrzęściły nieprzyjemnie zakrzywiając się. Paznokcie zmieniły się w ostre szpony.  Oczy zalśniły krwistą czerwienią. Wysunęła rozwidlony czarny język, badając powietrze. Poczuła strach i wachanie. Uśmiechnęła się ukazując długie kły, które one będą mieć może na kilkaset lat, jeżeli dożyją tego wieku, oczywiście, pomyślała.
      Kilka wampirów cofnęło się, a jeden z nich uciekł. Jej pierwsza ofiara tego wieczoru zaatakowała. Rebeka schyliła się, unikając ciosu który rozpłatałby jej gardło i wbiła sztylet w goleń wampira. Inny krwiopijca skoczył jej na plecy i ugryzł. Odepchnęła go rozkładając skrzydła. Wstała. Dotknęła szyi. Jej ręka była czarna od jej własnej krwi. Tego za wiele żaden wampir nie będzie jej gryzł. Wpadła w furie. Odrywała kończyny, wypruwała wnętrzności, wyrywała kręgosłupy, łamała kości. Wsłuchiwała się w nieludzkie krzyki i skowyty półdemonów, rozkoszowała się ich strachem i smakiem wampirzej krwi. Kilka wampirów uciekło, nie goniła ich. Nie wszystkie wampiry wiedzą co je czeka jeżeli z nią zadrą.
      Po kilkunastu minutach było po wszystkim. Śnieg i pnie drzew były czerwone od wampirzej krwi. W odległości kilkunastu metrów walały się kończyny, kości, flaki i wyrwane przez nią narządy wewnętrzne. Demonica pstrykneła palcami. Drzewa, ciała, lub to co z nich zostało i samochód zajęły się ogniem.
      Shiereen nadal była wściekła. Ktoś był w jej domu, zabił Maggie, przez wampiry straciła ofiarę i samochód. I musi się zajmować jakimś cholernym wilkołakiem. Miała tego wszystkiego dość. Rytuał przywołania ducha musi się odbyć dzisiaj. Kobieta rozłożyła skrzydła. Po jakimś czasie wylądowała przed swoim domem.
      Weszła do środka. Jej podeszwy zostawiały krwawe ślady, nie przejmowała się tym. Poszła do swojego pokoju. Zmyła z siebie krew i założyła czyste ciuchy. Ubrała się w ciemne spodnie i glany. Założyła także czarna bluzkę na ramiączkach. Wysłała do Szóstego myśl by ten wyszedł na korytarz. Po czym sama wyszła z pokoju. Odczekała aż mężczyzna zamknie drzwi a następnie, wysłała ku niemu fale mocy, która odrzuciła go  pod ścianę. Facet upadł nieprzytomny na podłogę. Rebeka zawlekła go do biblioteki i posadziła na na jednym z 4 krzeseł przy okrągłym stole. Stół był z ciemnego drewna, leżała na nim książka i pierścionek. Kobieta zeszła do podziemi z tamtąd wzięła kilka kawałków druta kolczastego i trochę werweny. Następnie wruciła do biblioteki. Przywiązała kostki i nadgarstki mężczyzny po poreczy i nóg krzesła. Werwene rozłożyła wokół krzesła, jej zapach będzie osłabiał wilkołaka. Następnie wsuneła pierścionek Maggie na palec Szóstego. Potem weszła do umysły półdemona, i kazała mu się obudzić. Facet otworzył oczy, probował się wydostać. Mężczyzna wydał jęk bólu.
        - Nie szarp się, zrobisz sobie tylko krzywdę.Porozmawiajmy.



    Potem dokładniej poprawie tekst.
     

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz