niedziela, 24 listopada 2013

Rozdział 25

           Shiereen znajdowała się w ogrodzie pałacu bogów. Było to najspokojniejsze miejsce w całym budynku, a spokoju potrzebowała przede wszystkim. Siedziała ze skrzyżowanymi nogami na dużym płaskim kamieniu. Przed nią w stała mała miseczka z liśćmi roślin kilku gatunków.
           Kobieta wzięła do ręki wcześniej przygotowaną, ostro zakończoną gałązkę jesionu, który rósł w ogrodzie. Zaczęła delikatnie nim jeździć po skórze, która pękała wypuszczając małe stróżki krwi. Kiedy  skończyła na jej rekach i nadgarstkach było pełno znaków. Znaki układały się w zapomniana już przez ludzi modlitwę, którą kobieta zaczęła recytować.
            - Chwała tobie, wielki boże! Przybyłam do ciebie, aby oglądać piękność twoją. Grzeszyłam przeciw ludziom, czyniłam nieprawości, popełniałam grzechy. Stałam się przyczyną płaczu. Zabijałam i kazałam zabijać. Jestem winna, jestem winna, jestem winna. - modlitwa była swego rodzaju spowiedzią.
             Bramy Raju mogły przejść tylko dusze czyste, do których Shiereen się nie zaliczała. Całe jej życie     wypełnione było krwią, cierpieniem i zadawaniem śmierci. Nie liczyło się to ze mordowała tylko i wyłącznie grzeszników. Ważne było to że zabijała. Liczyła na to że Pan pozwoli jej przekroczyć brany Nieba.
             Kobieta podpaliła liście w miseczce, z której ulatywał powoli czarny dym o intensywnym, otępiającym zmysły zapachu. Zielonooka powtarzała dawną modlitwę. W miarę wypowiadania słów czuła coraz mniejszy kontakt ze światem.  Przestała słyszeć śpiew ptaków i szelest liści, a także swój głos. Obraz zaczął się rozmazywać. Shiereen zaczęła także tracić poczucie własnego ciała. Recytowała modlitwę po raz trzeci. Jej myśli były chaotyczne.  Dźwięki były nierozpoznawalne, podobnie jak obraz otoczenia, który był tylko wyblakłymi plamami kolorów.
              - ...Jestem winna, jestem winna, jestem winna - z ostatnim wypowiedzianym słowem, wszystko ogarnęła ciemność.

                                                                        ***

             Kobieta obudziła się na schodach. Były to  szerokie stopnie z czarnego kamienia. Patrząc wokół widziała tylko ciemność, której nie mogła przebić.
             Nagle zauważyła że po kamieniu ciągnie się krwawy ślad, prowadził on w górę. Uśmiechnęła się. To właśnie tu 3 tysiące lat temu, anioł którego duszę posiadała, został zaatakowany i porwany przez demony służące Setowi. Później był on torturowany i pokazywano mu to jak ludzie się nawzajem zabijają tak długo aż anioł zwariował. Następnie dusza Gabriela została zamknięta w jej ciele.
             Shiereen potrząsnęła głową. Gabriel objawiał swoją obecność niezwykle rzadko.
            Kobieta ruszyła w górę za krwawym śladem. Anioł na jakiś czas uwolnił się od napastników ale był ranny. Biegł w górę tak szybko jak pozwalały mu na to rany. Chciał wezwać pomoc, ale musiał przejść bramy Nieba. Gdy był już prawie u celu został ponownie schwytany, tym razem nie udało mu się uciec.
          W końcu schody skończyły się i przeszły w tunel,  którego drugi koniec był skąpany w jasnym świetle. Ruszyła przez tunel, jej oczy stopniowo przyzwyczajały się do światła. W końcu stanęła przed wielka bramą, była ona biała, wykonana z białego drewna. I była zamknięta.
           Z nikąt w niewielkiej odległości od niej pojawił się mężczyzna około 70. Jego twarz poznaczona była zmarszczkami, jego włosy były siwe i długie, ale bardzo rzadkie. Starzec był mocno pochylony. Ubrany był w biała szatę, na jego szyi na łańcuchu wisiał złoty łańcuch.
           - Witaj Piotrze. - powiedziała kobieta beznamiętnym tonem - Nie powiem ze miło cie znów widzieć, ponieważ dobrze wiesz że tak nie jest.
           - Witaj Gabrielu. - starzec zwracał się  do anioła, nie do niej. - Jak zgaduje chcesz widzieć się z Stwórcą?
            - Tak. - brzmiała krótka odpowiedź. - Jahwe pewnie się mnie już spodziewa?
            W odpowiedzi święty Piotr skinął głową, zdjął łańcuch z szyi i włożył go do złotego zamka, który trzasnął cicho przy przekręcaniu klucza. Skrzydła bramy otworzyły się same. A następnie zamknęły się. Mimo swoich ogromnych rozmiarów nie wydawały one żadnych odgłosów.
            Po drugiej stronię bramy czekał na nią wysoki, dobrze zbudowany anioł. Miał on jasne włosy do ramion. Ubrany był podobnie jak  święty, w białą szatę. Na plecach miał on śnieżno - białe skrzydła.
            - Miło cię znów tu widzieć Gabrielu. - i znów to samo, Michał zwracał się do nie do niej ale do anioła którego duszę musiała w sobie nosić.
            - Jahwe cię tu przysłał? - pytanie było raczej stwierdzeniem - Z wspomnień Gabriela wiem jak trafić do pałacu. - powiedziała.
            - Dostałem rozkazy - wyjaśnił krótko anioł.
           Shiereen nie odpowiedziała ale ruszyła przed siebie. Szli w pewnej odległości, od siebie w ciszy. Kobieta przyglądała się Rajowi, który przypominał las z wszystkimi rodzajami drzew. Rosły tu drzewa najróżniejszych gatunków. Palmy kokosowe, śliwy, grusze, magnolie, orzechy, papaje... Chociaż przeważały drzewa owocowe to nie brakowało tam również drzew takich jak dęby, brzozy czy sosny. Wszystkie drzewa były zadbane i wyglądały bardzo zdrowo.
            Powietrze było czyste. Pachniało lasem i kwiatami.
            W cieniu drzew odpoczywały dzikie zwierzęta. Lwy leżały obok koni, które pasły się na polanach. Ludzie jednak mieli ręce pełne roboty, zbierali owoce, obcinali gałęzie lub wykonywali wiele innych czynności. Wielu z nich pozdrawiało Michała, lub kłaniało się lekko. Wielu zbawionych patrzyło na nią z ciekawością, wszystkie anioły w Raju nosiły białe szaty i miały białe skrzydła podczas gdy ona była ubrana w ciemne ubrania i miała hebanowo-czarne skrzydła. Niektórzy zdobywali się na odwagę i posyłali jej uśmiech, lub skiwali głowami w jej stronę.
             Słyszała jak szepczą o niej, mówiąc o jej skrzydłach i smutku na twarzy. Niektórzy myśleli że jest aniołem śmierci  inni że Diabeł ja wysłał aby przekazała coś Bogu. Jeszcze inni sadzili że jest jedną z upadłych aniołów i przyszła prosić o przebaczenie łaskawego Pana.
              Kobieta nie słuchała ich. Czuła smutek, ogromny smutek i rozpacz, to były jej uczucia ale także Gabriela.
              Raj był pięknym miejscem, spokojnym, cichy. Tu spełniały się wszystkie marzenia. Wszyscy żyli w harmonii z naturą. Tu nie istniała nienawiść, smutek. Żadne negatywne emocje. A Gabriel stracił to wszystko w ciągu kilkunastu minut. Kiedy został porwany. Teraz już nie pasował do tego miejsca, pałał rządzą zemsty na swoich oprawcach. A poza tym mordował ludzi poprzez Shiereen. Nie był aniołem od bardzo dawna, był demonem.
              Shiereen czuła nie tylko rozpacz Gabriela ale także swój smutek. Wtedy zauważyła jak jej życie i życie anioła i oni sami są do siebie podobni.
             Ona również prowadziła szczęśliwe życie, przed porwaniem. Również jej życie zostało zniszczone przez Seta. Ona również się zmieniła. Miał na to wpływ Gabriel, ale w większości zmienił ją egipski bóg- niszczyciel.
             Oboje mieli tego samego wroga. Oboje byli wygnańcami. I oboje chcieli umrzeć.
            Jeszcze przez jakiś myślała nad tym. Ale w końcu doszli do Białego Pałacu - siedziby Boga.





   Starałam się jak mogłam. - tyle mam do powiedzenia.

1 komentarz:

  1. PANNO M. ZABIJE CIĘ JAK NIE DODASZ NASTĘPNEGO ROZDZIAŁU W TRYBIE NATYCHMIASTOWYM...
    tyle mam do powiedzenia.
    Myślę że to wiele tłumaczy.
    UWIELBIAM, UBÓSTWIAM, KOCHAM TEN ROZDZIAŁ I CAŁĄ TĄ HISTORIĘ. MASZ TALENT!!

    OdpowiedzUsuń