Set został zabity. A jego armia rozproszona po wszystkich starożytnych miejscach kaźni ( ale słów używam, jestem ciekawa z kąt to wzięłam, chodzi mi o piekło). Natomiast Amora uciekła. Wysłano za nią pościg, ale Shiereen nie pokładała zbyt dużej nadziei w tym że zostanie złapana. Jej siostra była dobra manipulatorką. Ale była także tchórzem, zawsze kryła się za kimś, kto mógł ją obronić.
Jeszcze chwile krążyła nad pustynią, po czym otworzyła portal. Po chwili leciała nad lasem. Wdychała przyjemny zapach sosnowych igieł. Z jej nozdrzy uciekały potężne obłoki pary.
Machnęła skrzydłami aby utrzymać wysokość.
Jeszcze przez chwile leciała, po czym wylądowała na polanie na której stał dom. Staranie złożyła skrzydła po czym zmieniła się w swoją pół ludzka postać. Przez ułamek sekundy była kompletnie naga. Przy przemianie w smoka ubrania rozrywają się na strzępy.
Już po chwili była ubrana w czarne skórzane spodnie i bluzkę z tego samego materiału. Z cienia drzew wyszły dwa demony trzymające ledwo trzymającego się na nogach mężczyznę. Był on ubrany w zielony poszarpany i pokrwawiony strój. Jego twarz była trudna do rozpoznania. Ale niewiele osób nosiło okulary przeciwsłoneczne zimą.
Wskazała demonom aby wprowadzili ofiarę do środka budynku. Wszyscy znaleźli się w wielkiej bibliotece. A raczej pomieszczeniu które kiedyś było biblioteką. Teraz półki były puste. Demony usadowiły mężczyznę na jednym z krzeseł. Po czym wyszły z pomieszczenia.
Facet miał opuszczona głowę, ale ona wiedziała że jest przytomny.
- Pamiętasz rodzinę Bielikowów? Na pewno pamiętasz w końcu były to twoje pierwsze ofiary. Pierwsze prawdziwe zlecenie. I twoja przepustka do piekła.
- Ja osobiście nic do ciebie nie mam, naprawdę, - powiedziała kobieta obronnym tonem - ale Gabriel to już inna sprawa. Pewnie nawet nie wiesz kto to? Gabriel to anioł sprawiedliwości. Pilnuje aby takie skurwysyny ja ty trafili w odpowiednie miejsce. Myślę że Anubis ucieszy się z tego że dołączysz do jego wesołej armii szakali. - oznajmiła, po czym wstała i ruszyła w stronę wyjścia.
Stanęła na skraju linii drzew. Po chwili z domu wyszły dwa rogate demony. Skinęły głowami w jej stronę po czym przeszły przez portal. Kobieta pstryknęła palcami a dom w szybkim tempie zajął się ogniem. Po jakiejś minucie okna zaczęły pękać i rozsypywać się.
Nic tu po niej. Otworzyła portal gdy usłyszała za plecami ciche warczenie, uśmiechnęła się i rzuciła na szyję wielkiego czarnego kocura, przypominającego czarnego tygrysa w jaśniejsze siwe paski.
- Przepraszam... przepraszam że zapomniałam o tobie, dużo się ostatnio działo - mówiła przesyłając do umysłu Szejtana obrazy i informacje z ostatnich kilku dni.
W odpowiedzi wielki czarny tygrys zaczął mruczeć, co brzmiało jak warkot piły mechanicznej.
Wyprostowała się i otworzyła portal.
Znów znalazła się na pustyni, ale tym razem w innym miejscu Sahary. Stała przez bramą Chamunaptry. Kobieta ruszyła przed siebie. Szejtan ociągał się, ale poszedł za nią.
Miasto umarłych wyglądało dokładnie tak samo jak tysiące lat temu. Dzięki zaklęciom to miejsce było ukryte przed ludźmi, demonami a także niektórymi bogami. Chamunaptra była również odporna na działanie czasu i zasypanie przez piasek.
Shiereen mijała posągi przedstawiające bogów, świątynie i wiele grobowców. Po kilku minutach stanęła przed największą i najokazalszą ze świątyń znajdujących się w Chamunaptrze. Była to świątynia Anubisa.
Wielkie pozłacane wrota otworzyły się bez jej ingerencji. Weszła do środka. Znalazła się w ogromnej sali. Strop był podtrzymywany przez kolumny z czarnego kryształu. Pod każdą ze ścian stał rząd identycznych figur przedstawiających ponad 3- metrowego szakale, ubranego w krótką spódniczkę. Na piersi każdego posągu połyskiwał krzyż ankh.
Posągi stojące pod ścianami nie były jedynymi w tym pomieszczeniu. Naprzeciwko wrót, znajdował się ołtarz, nad którym górował gigantyczny posąg egipskiego boga śmierci.
Obok ofiarnego stołu znajdowała się również niewielka sadzawka. I w tamtą stronę skierowała się kobieta. Woda była czarna jak smoła, na jej powierzchni pływały śnieżno - białe lilie.
Shiereen spojrzała na swoje odbicie.
Kobietę o ładnej twarzy i zgrabnej figurze. Miała ona jasnozielone, hipnotyzujące oczy i ciemne włosy które spływały miękkimi falami na jej plecy.
Nagle zwierciadlane odbicie zmieniło się. Oczy stały się skośne jak u węża i jaskrawo- zielone. Paznokcie zmieniły się w długie ostre pazury. Z pleców wyrosły dwa hebanowo-czarne skrzydła. Na policzku pojawiło się kilka łusek w tym samym kolorze co pióra skrzydeł. Na ramieniu powoli zaczęły pojawiać się tatuaże. Jeden z nich był umiejscowiony na lewym nadgarstku i przedstawiał łeb szakala okolony płaszczem - symbol przynależności do boga Anubisa. Wyżej, na ramieniu znajdowało się wiele symboli układających się w treść klątwy. Shiereen nie próbowała jeszcze jej tłumaczyć, czy sprawdzać jej działania. Na co usilnie nalegał Anubis.
Była to pamiątka pozostawiona jej przez Amorę, zaraz przed tym jak ta uciekła z pola bitwy.
Kobieta odwróciła się, nie chciała patrzeć na swoje oblicze. Nie chciała patrzeć na potwora, jakim uczynili ją inni.
Czuła się zmęczona życiem i walką. Chciała odejść, ale nie było to takie łatwe. Miała swoje zasady. A jedna z nich było to aby dotrzymywać danego słowa.
Przypomniała sobie obietnice złożona Bogu za pomoc aniołów "Znajdź swoją następczynię..."
Nie rozumiała po co ma to zrobić, Bóg również nie powiedział jej dlaczego prosi o to. I szczerze nie obchodziło jej to.
Wzięła do ręki sztylet o zakrzywionym ostrzu, przypominającym kieł jakiegoś wielkiego zwierzęcia. Tym sztyletem zabiła Nefretete i Seta - bogów którzy zniszczyli jej życie. Bez wahania wbiła go w swoje serce.
Po raz pierwszy od bardzo długiego czasu czuła się szczęśliwa, naprawdę szczęśliwa.
Ostatni rozdzialik tej dennej historii...
Gratuluje zrytego gara tym, którzy przeczytali te historię od początku do końca.
Chce bardzo podziękować Klaudii ( mrocznej - krainie90) nie czytała ona tego bloga od początku, ale od kiedy zaczęła, zawsze zostawiała mi komentarze po których chciałam dodać jak najszybciej nowy rozdział, zwłaszcza dla niej. Klaudia pomagała mi również w trudnych chwilach mojego życia, tych moich dołkach, których będzie pewnie jeszcze wiele, takie jest życie...
Chciałam podziękować także Olci, znam ja od samego początku mojej " kariery"(?) blogerskiej. To dzięki niej zaczęłam w ogóle pisać blogi. Dziękuje.
Chce podziękować również wszystkim tym którzy czytali mojego bloga od samego początku, lub zaczęli go czytać trochę później. Chęć do pisania dawało mi również to jak widziałam ze liczba odwiedzających rośnie. Chociaż bardziej mobilizujące były komentarze.
P.S. Zapraszam na bloga :Drugie życie Raven Black
Może żegnam, może mówię do widzenia? Kto to wie.
Sztyletnica
wtorek, 3 grudnia 2013
środa, 27 listopada 2013
Rozdział 27
Bitwa trwała zaledwie kilkanaście minut a w powietrzu już dało się wyczuć woń krwi, śmierci i potu - zapach bitwy. Jak na razie na polu bitwy walczyły ze sobą armia Anubisa i wojownicy Walhali przeciwko potępionym z Hadesu i Helu. W bitwie brało również udział część demonów stojących po stronie panteonu.
Potępieni znikali po zadawaniu im śmiertelnych ran, dusze wracały do swoich podziemnych światów.
W czasie gdy potępieni walczyli bogowie stojący po obu stronach próbowali sięgać do siebie umysłami. Toczyli ciche bitwy, z przeciwnikami oddalonymi o ponad kilometr. Na prawdziwą walkę miał przyjść jeszcze czas.
Gdy pole bitwy nieco się oczyściło bogowie jeden po drugim schodzili miedzy walczących na spotkanie z swoimi wrogami.
Shiereen także postanowiła zacząć walkę. Mimo iż większość potępionych została odesłana do swoich światów to nadal było ich bardzo wielu. Nie stanowili oni większego zagrożenia, ale przeszkadzali a ciągła walka z nimi męczyła demony i bogów.
Oddaliła się od bitwy.
Odetchnęła głęboko. Nie robiła tego od dłuższego czasu. Jej ciało przeszyła błyskawica bólu. Kobieta zgięła się w pół i upadła na kolana. Ból promieniował z brzucha i szybko rozszerzał swój zasięg na całe ciało. Shiereen poczuła w ustach zapach własnej krwi, słyszała trzask swoich kości i swój krzyk który zmienił się w ryk gdy przemiana się dokonała.
Leżała na boku. Powoli podniosła swe wielkie cielsko. Otworzyła oczy. Obraz był czerwony i rozmazany na krawędziach. Na próbę machnęła skrzydłami wzmiecając potężny tuman kurzu, po czym odbiła się od ziemi i machnęła ponownie tym razem silniej. Po chwili znalazła się nad polem bitwy.
***
W smoczej postaci pozostawała już około godziny. Większość potępieńców z Hadesu i Helu znajdowała się już w swoich krainach, ale istniało ryzyko że bogowie śmierci ściągną ich z powrotem.
Teraz Shiereen zajmowała się mordowaniem potworów, głównie tych latających. Gdy miała wolna chwilę wypatrywała bogów śmierci ( Hades i Hel) i Seta. Po jakimś czasie wypatrzyła nordycka boginię umarłych walczyła ona z swoim wujkiem, z ludzkiego punktu widzenia, Thorem. I z obserwacji kobiety wynikało iż Hel wygrywa. Postanowiła interweniować bóg piorunów dowodził wojownikami Walhali.
Wylądowała w niewielkiej odległości od walczących nordyckich bogów, wokół których leżało pełno trupów, lub umierających demonów i aniołów. Zmieniła swoja postać na demonią. Wyglądała jak anioł zemsty. Ubrana w czarny strój wojowniczki z dwoma czarnymi mieczami i parą czarnym pierzastych skrzydeł.
Thor leżał na ziemi a Hel unosiła miecz aby zadać ostateczny cios. Lecz broń wypadła z reki bogini. Jej na wpół zgnitą twarz wykrzywiła się w grymasie bólu. Spojrzała ona w dół, z jej piersi wystawał czubek czarnego ostrza, który cofnął się. Hel poczuła że nogi nie mogą utrzymać ciężaru jej ciała upadła na jakiegoś trupa, dodatkowo nadziała się na jego róg, który przebił ponownie jej pierś. Wszystko stało się czarne. Gdy otworzyła ona oczy znajdowała się w swoim podziemnym królestwie z którego nie mogła się wydostać. Zaczęła ona wrzeszczeć...
Shiereen pomogła wstać bogowi piorunów, który podziękował jej i przyrzekł że jeżeli kobieta będzie w potrzebie to będzie mogła liczyć na jego pomoc.
Przez jakiś czas walczyli razem, głównie z demonami i potworami bogowie walczyli bardziej na uboczu, tak aby nikt nie przeszkadzał im w walkach. Po jakimś czasie jednak rozdzielili się. Thor chciał znaleźć przyjaciół natomiast kobieta chciała się zoriętować w sytuacji wojsk. W tym celu musiała znaleźć któregoś z generałów a najlepiej samego Anubisa.
Zajęło jej to trochę czasu gdyż zabijała każdego wrogiego demona. Po jakimś czasie znalazła Aresa, był on cały umazany krwią. Miał kilka drobnych ran. Ale krew na pewno nie była jego.
Grecki bóg wojny przybliżył jej obecna sytuację. Liczebność wojsk Seta bardzo zmalała, tak jak i ich armii. Hel i Hades zostali odesłani do swoich światów, bez możliwości powrotu. Zabitych zostało również kilku bogów po stronie obrońców Ziemi. Szala zwycięstwa przechylała się na ich stronę, ale w dalszym ciągu nie pokazał się Set a na polu bitwy zostało jeszcze wielu bogów i potworów. Bitwa nadal trwała.
Shiereen zajęła się walką z bogami którzy siali chaos wśród wojsk Panteonu.
Set zjawił się nagle, niespodziewanie. Jakby wyłonił się z pod ziemi. I nie czekał na nic, od razu zaatakował. Najpierw ich wojska potem jakiegoś boga który chciał z nim walczyć. Teraz miały się rozważyć losy Ziemi.
Uwagę kobiety zwrócił jakiś ryk, był on ledwo słyszalny przez kakofonię głosów.Najprawdopodobniej był to ryk jakiegoś potwora. Jednak po jakimś czasie powtórzył się on znów i teraz nie miała wątpliwości co do tego kto go wydał. W ostatniej chwili się opamiętała i uniknęła obcięcia głowy, po czym wykonała wypad w przód i wbiła miech po sama rękojeść w brzuch rogatego demona.
Odwróciła się i zamarła jej najgorsze obawy ziściły się. W jej stronę leciało 5 wielkich smoków. Tych samych smoków którym kiedyś kazała się wykluć. Patrzyła na nie oniemiała.
Gady rozdzieliły się. Zielony skierował się wprost na nią, kobieta zauważyła że na grzbiecie smoka ktoś siedzi, gdy potwór się zbliżył zauważyła że to, Amora. Zobaczyła również to że smok otwiera paszczę aby zionąć ogniem. Nie uciekała, patrzyła na zbliżająca się ścianę ognia. Nagle jej ciało przeszył ból.
Rozdział wyszedł jak wyszedł. Nie znam się na wojnie wiec strategia jest do bani.Tak samo pewnie jak opisy i w ogóle cały tekst.
Uroczyście przysięgam że kolejny rozdział będzie już ostatnim. Kończę, kończę i tej historii skończyć nie mogę. Ale następna notka będzie ostatnią.
Nie wiem czy kogoś to rusza, ale informuję. Shiereen musi sobie trosze odpocząć, niezbyt długo bo występuje w moim drugim blogu, ale te 16 lat to coś, nawet dla niej, no nie?
Dobra nie nudzę dłużej.
Pozdrawiam wszystkich czytelników. I tych co zostawiają komentarze i tych co ograniczają się do czytania.
Potępieni znikali po zadawaniu im śmiertelnych ran, dusze wracały do swoich podziemnych światów.
W czasie gdy potępieni walczyli bogowie stojący po obu stronach próbowali sięgać do siebie umysłami. Toczyli ciche bitwy, z przeciwnikami oddalonymi o ponad kilometr. Na prawdziwą walkę miał przyjść jeszcze czas.
Gdy pole bitwy nieco się oczyściło bogowie jeden po drugim schodzili miedzy walczących na spotkanie z swoimi wrogami.
Shiereen także postanowiła zacząć walkę. Mimo iż większość potępionych została odesłana do swoich światów to nadal było ich bardzo wielu. Nie stanowili oni większego zagrożenia, ale przeszkadzali a ciągła walka z nimi męczyła demony i bogów.
Oddaliła się od bitwy.
Odetchnęła głęboko. Nie robiła tego od dłuższego czasu. Jej ciało przeszyła błyskawica bólu. Kobieta zgięła się w pół i upadła na kolana. Ból promieniował z brzucha i szybko rozszerzał swój zasięg na całe ciało. Shiereen poczuła w ustach zapach własnej krwi, słyszała trzask swoich kości i swój krzyk który zmienił się w ryk gdy przemiana się dokonała.
Leżała na boku. Powoli podniosła swe wielkie cielsko. Otworzyła oczy. Obraz był czerwony i rozmazany na krawędziach. Na próbę machnęła skrzydłami wzmiecając potężny tuman kurzu, po czym odbiła się od ziemi i machnęła ponownie tym razem silniej. Po chwili znalazła się nad polem bitwy.
***
W smoczej postaci pozostawała już około godziny. Większość potępieńców z Hadesu i Helu znajdowała się już w swoich krainach, ale istniało ryzyko że bogowie śmierci ściągną ich z powrotem.
Teraz Shiereen zajmowała się mordowaniem potworów, głównie tych latających. Gdy miała wolna chwilę wypatrywała bogów śmierci ( Hades i Hel) i Seta. Po jakimś czasie wypatrzyła nordycka boginię umarłych walczyła ona z swoim wujkiem, z ludzkiego punktu widzenia, Thorem. I z obserwacji kobiety wynikało iż Hel wygrywa. Postanowiła interweniować bóg piorunów dowodził wojownikami Walhali.
Wylądowała w niewielkiej odległości od walczących nordyckich bogów, wokół których leżało pełno trupów, lub umierających demonów i aniołów. Zmieniła swoja postać na demonią. Wyglądała jak anioł zemsty. Ubrana w czarny strój wojowniczki z dwoma czarnymi mieczami i parą czarnym pierzastych skrzydeł.
Thor leżał na ziemi a Hel unosiła miecz aby zadać ostateczny cios. Lecz broń wypadła z reki bogini. Jej na wpół zgnitą twarz wykrzywiła się w grymasie bólu. Spojrzała ona w dół, z jej piersi wystawał czubek czarnego ostrza, który cofnął się. Hel poczuła że nogi nie mogą utrzymać ciężaru jej ciała upadła na jakiegoś trupa, dodatkowo nadziała się na jego róg, który przebił ponownie jej pierś. Wszystko stało się czarne. Gdy otworzyła ona oczy znajdowała się w swoim podziemnym królestwie z którego nie mogła się wydostać. Zaczęła ona wrzeszczeć...
Shiereen pomogła wstać bogowi piorunów, który podziękował jej i przyrzekł że jeżeli kobieta będzie w potrzebie to będzie mogła liczyć na jego pomoc.
Przez jakiś czas walczyli razem, głównie z demonami i potworami bogowie walczyli bardziej na uboczu, tak aby nikt nie przeszkadzał im w walkach. Po jakimś czasie jednak rozdzielili się. Thor chciał znaleźć przyjaciół natomiast kobieta chciała się zoriętować w sytuacji wojsk. W tym celu musiała znaleźć któregoś z generałów a najlepiej samego Anubisa.
Zajęło jej to trochę czasu gdyż zabijała każdego wrogiego demona. Po jakimś czasie znalazła Aresa, był on cały umazany krwią. Miał kilka drobnych ran. Ale krew na pewno nie była jego.
Grecki bóg wojny przybliżył jej obecna sytuację. Liczebność wojsk Seta bardzo zmalała, tak jak i ich armii. Hel i Hades zostali odesłani do swoich światów, bez możliwości powrotu. Zabitych zostało również kilku bogów po stronie obrońców Ziemi. Szala zwycięstwa przechylała się na ich stronę, ale w dalszym ciągu nie pokazał się Set a na polu bitwy zostało jeszcze wielu bogów i potworów. Bitwa nadal trwała.
Shiereen zajęła się walką z bogami którzy siali chaos wśród wojsk Panteonu.
Set zjawił się nagle, niespodziewanie. Jakby wyłonił się z pod ziemi. I nie czekał na nic, od razu zaatakował. Najpierw ich wojska potem jakiegoś boga który chciał z nim walczyć. Teraz miały się rozważyć losy Ziemi.
Uwagę kobiety zwrócił jakiś ryk, był on ledwo słyszalny przez kakofonię głosów.Najprawdopodobniej był to ryk jakiegoś potwora. Jednak po jakimś czasie powtórzył się on znów i teraz nie miała wątpliwości co do tego kto go wydał. W ostatniej chwili się opamiętała i uniknęła obcięcia głowy, po czym wykonała wypad w przód i wbiła miech po sama rękojeść w brzuch rogatego demona.
Odwróciła się i zamarła jej najgorsze obawy ziściły się. W jej stronę leciało 5 wielkich smoków. Tych samych smoków którym kiedyś kazała się wykluć. Patrzyła na nie oniemiała.
Gady rozdzieliły się. Zielony skierował się wprost na nią, kobieta zauważyła że na grzbiecie smoka ktoś siedzi, gdy potwór się zbliżył zauważyła że to, Amora. Zobaczyła również to że smok otwiera paszczę aby zionąć ogniem. Nie uciekała, patrzyła na zbliżająca się ścianę ognia. Nagle jej ciało przeszył ból.
Rozdział wyszedł jak wyszedł. Nie znam się na wojnie wiec strategia jest do bani.Tak samo pewnie jak opisy i w ogóle cały tekst.
Uroczyście przysięgam że kolejny rozdział będzie już ostatnim. Kończę, kończę i tej historii skończyć nie mogę. Ale następna notka będzie ostatnią.
Nie wiem czy kogoś to rusza, ale informuję. Shiereen musi sobie trosze odpocząć, niezbyt długo bo występuje w moim drugim blogu, ale te 16 lat to coś, nawet dla niej, no nie?
Dobra nie nudzę dłużej.
Pozdrawiam wszystkich czytelników. I tych co zostawiają komentarze i tych co ograniczają się do czytania.
wtorek, 26 listopada 2013
Rozdział 26
Kobieta znajdowała się w ogromnej sali. Była ona biała. Oświetlały ją wielkie okna ciągnące sie od podłogi do sufitu. W pomieszczeniu znajdował się tylko jeden mebel, był nim tron, na którym siedział Bóg. Był to mężczyzna około 50, miał on siwe włosy do ramion i dobrotliwe, niebieskie oczy. Był on chudy ale nie przesadnie. Starzec ubrany bił podobnie jak ludzie i anioły w białe szaty.
Stwórca odesłał wcześniej Michała, więc w sali byli tylko Bóg i Shiereen.
- Wiem po co tu przyszłaś Shiereen - nie zdziwiło to kobiety, w końcu Bóg był wszechmogący - wesprę Panteon. ( bogowie, ludzie, potwory...wszystko co staje przeciw armii Seta) Ale pod jednym warunkiem...
***
Po powrocie z Raju, Shiereen albo walczyła w pozorowanych walkach z Anubisem lub Aresem, albo siedziała w swoim pokoju próbując znajść smoki. Zielonooka nie miała zielonego pojęcia co się z nimi stało, ale wiedziała jedno: żyją. Tego była 100 - procętowo pewna.
Co jakiś czas odbywały się również narady przed bitwą. W tych spotkaniach reprezentantem wojowników z Raju był Michał. Kobieta prawie wyłącznie siedziała i słuchała. Czasem tylko dodawałaś jakieś swoje uwagi.
***
Wszystkim udzielała się atmosfera przed bitwą. Z sal treningowych ciągle dało się słyszeć szczek broni lub jęki, które były reakcją na zadawane ciosy.
W Nowym Egipcie ( miasto w pobliżu pałacu bogów) rozbrzmiewały odgłosy tłuczenia o siebie metalu. Kowale mieli dużo roboty. Nie tylko bogowie wyrazili chęć walki z Setem. Również dzieci na ulicach odgrywali małe bójki lub walki, zazwyczaj na kije czasem na drewniane miecze.
Prawie wszyscy mieszkańcy Nowego Egiptu byli półdemonami. Ich przodkowie byli ludźmi i zostali sprowadzenie przez bogów do tego wymiaru, a ich potomkowie chcieli bronić ojczyzny swoich przodków.
***
Pewnego dnia do pokoju Shiereen przyszedł jakiś półdemon, był to posłaniec Anubisa przyniósł on długie czarne zawiniątko. Sługa odszedł ukłoniwszy się wcześniej. Kobieta rozwiązała sznurki i rozwinęła czarny materiał. Gdy odkryła ostatnią warstwę, jej oczom ukazały się dwa miecze. Były one identyczne. Ich ostrza były czarne, były na nich wyryte symbole które były srebrne. Znaki układały się w zaklęcia. Każda rękojeść przedstawiała polowe smoka, a kiedy się je do siebie zbliżyło obie rękojeści dopasowywały się do siebie tworząc ciężki miecz.
W środku znajdował się również liścik. Anubis chciał się z nią spotkać wieczorem. Jednak kobieta postanowiła że nie pójdzie. Tak naprawdę to unikała ona egipskiego boga śmierci, od spotkania z Bogiem. Szakal potrafił ją rozszyfrować, a nie chciała aby ktokolwiek znał przebieg rozmowy z Jahwe.
***
Kolejne dni mijały. Wszyscy byli spięci, zarówno bogowie jak i demony. To Set musiał wykonać pierwszy ruch. Bogowie związani byli paktem, na mocy którego nie mogli ingerować w ludzkie życie. Pakt przestawał obowiązywać wtedy kiedy Set lub inny bóg lub demon zbierze wielką armię istot nadprzyrodzonych i będzie chciał podbić Ziemię.
***
W końcu wojna nadeszła. Armia Seta zaatakowała Egipt. Ludzie próbowali z nimi walczyć ale nie mieli szans starciu z Bogami, demonami i potworami których w dodatku było setki tysięcy. Armia tak nagle jak zaatakowała wycofała się w głąb Sahary, aby zmierzyć się z Panteonem( bogowie, demony, potwory i ludzie chcący chronić Ziemię).
Dwie potężne armie stanęły naprzeciw siebie. Dzieliła je odległość około 500 metrów. Armia Seta była ogromna rozciągała się na całym widnokręgiem. Tworzyli ja potępieni z różnych światów, potwory, rogate demony i oczywiście bogowie.
Armia Panteonu było równie imponujące i składało się z tych samych ras co przeciwne wojsko. Z tą różnica że po ich stronie stały również anioły, na czele z Michałem.
Obie armie stały w oczekiwaniu na coś. Na sygnał do ataku. Wojownicy byli spięci. Na przemian zaciskali i rozluźniali dłonie na rękojeściach swych mieczy, toporów, włóczni czy innej broni która dysponowali.
Słońce powoli zachodziło nad pustynią. Niebo i piasek na jakiś czas przybrały kolor krwi. Następnie wzeszedł księżyc, oświetlał on wojowników obu armii bladym blaskiem. Stał się on świadkiem jednej z największych bitew w historii Ziemi.
Po prostu nie mogłam, musiałam skończyć w takim momencie. Rozdział słaby, wiem. Strasznie to pogmatwałam, konbinowałam żeby rozdział był jak najdłuższy. A no właśnie i jest strasznie krótki, przepraszam, ale nie mogłam musiałam skończyć w tym momencie. Hm, więcej do powiedzenie chyba już nie mam.
Ostatnio nikomu nic nie dedykowałam.
Dedykacja dla panny K. Przepraszam ( mam nadzieję ze wiesz za co) i Dziękuje ( tez mam nadzieje ze wiesz za co, a jak coś to ci na gg napiszę)
Stwórca odesłał wcześniej Michała, więc w sali byli tylko Bóg i Shiereen.
- Wiem po co tu przyszłaś Shiereen - nie zdziwiło to kobiety, w końcu Bóg był wszechmogący - wesprę Panteon. ( bogowie, ludzie, potwory...wszystko co staje przeciw armii Seta) Ale pod jednym warunkiem...
***
Po powrocie z Raju, Shiereen albo walczyła w pozorowanych walkach z Anubisem lub Aresem, albo siedziała w swoim pokoju próbując znajść smoki. Zielonooka nie miała zielonego pojęcia co się z nimi stało, ale wiedziała jedno: żyją. Tego była 100 - procętowo pewna.
Co jakiś czas odbywały się również narady przed bitwą. W tych spotkaniach reprezentantem wojowników z Raju był Michał. Kobieta prawie wyłącznie siedziała i słuchała. Czasem tylko dodawałaś jakieś swoje uwagi.
***
Wszystkim udzielała się atmosfera przed bitwą. Z sal treningowych ciągle dało się słyszeć szczek broni lub jęki, które były reakcją na zadawane ciosy.
W Nowym Egipcie ( miasto w pobliżu pałacu bogów) rozbrzmiewały odgłosy tłuczenia o siebie metalu. Kowale mieli dużo roboty. Nie tylko bogowie wyrazili chęć walki z Setem. Również dzieci na ulicach odgrywali małe bójki lub walki, zazwyczaj na kije czasem na drewniane miecze.
Prawie wszyscy mieszkańcy Nowego Egiptu byli półdemonami. Ich przodkowie byli ludźmi i zostali sprowadzenie przez bogów do tego wymiaru, a ich potomkowie chcieli bronić ojczyzny swoich przodków.
***
Pewnego dnia do pokoju Shiereen przyszedł jakiś półdemon, był to posłaniec Anubisa przyniósł on długie czarne zawiniątko. Sługa odszedł ukłoniwszy się wcześniej. Kobieta rozwiązała sznurki i rozwinęła czarny materiał. Gdy odkryła ostatnią warstwę, jej oczom ukazały się dwa miecze. Były one identyczne. Ich ostrza były czarne, były na nich wyryte symbole które były srebrne. Znaki układały się w zaklęcia. Każda rękojeść przedstawiała polowe smoka, a kiedy się je do siebie zbliżyło obie rękojeści dopasowywały się do siebie tworząc ciężki miecz.
W środku znajdował się również liścik. Anubis chciał się z nią spotkać wieczorem. Jednak kobieta postanowiła że nie pójdzie. Tak naprawdę to unikała ona egipskiego boga śmierci, od spotkania z Bogiem. Szakal potrafił ją rozszyfrować, a nie chciała aby ktokolwiek znał przebieg rozmowy z Jahwe.
***
Kolejne dni mijały. Wszyscy byli spięci, zarówno bogowie jak i demony. To Set musiał wykonać pierwszy ruch. Bogowie związani byli paktem, na mocy którego nie mogli ingerować w ludzkie życie. Pakt przestawał obowiązywać wtedy kiedy Set lub inny bóg lub demon zbierze wielką armię istot nadprzyrodzonych i będzie chciał podbić Ziemię.
***
W końcu wojna nadeszła. Armia Seta zaatakowała Egipt. Ludzie próbowali z nimi walczyć ale nie mieli szans starciu z Bogami, demonami i potworami których w dodatku było setki tysięcy. Armia tak nagle jak zaatakowała wycofała się w głąb Sahary, aby zmierzyć się z Panteonem( bogowie, demony, potwory i ludzie chcący chronić Ziemię).
Dwie potężne armie stanęły naprzeciw siebie. Dzieliła je odległość około 500 metrów. Armia Seta była ogromna rozciągała się na całym widnokręgiem. Tworzyli ja potępieni z różnych światów, potwory, rogate demony i oczywiście bogowie.
Armia Panteonu było równie imponujące i składało się z tych samych ras co przeciwne wojsko. Z tą różnica że po ich stronie stały również anioły, na czele z Michałem.
Obie armie stały w oczekiwaniu na coś. Na sygnał do ataku. Wojownicy byli spięci. Na przemian zaciskali i rozluźniali dłonie na rękojeściach swych mieczy, toporów, włóczni czy innej broni która dysponowali.
Słońce powoli zachodziło nad pustynią. Niebo i piasek na jakiś czas przybrały kolor krwi. Następnie wzeszedł księżyc, oświetlał on wojowników obu armii bladym blaskiem. Stał się on świadkiem jednej z największych bitew w historii Ziemi.
Po prostu nie mogłam, musiałam skończyć w takim momencie. Rozdział słaby, wiem. Strasznie to pogmatwałam, konbinowałam żeby rozdział był jak najdłuższy. A no właśnie i jest strasznie krótki, przepraszam, ale nie mogłam musiałam skończyć w tym momencie. Hm, więcej do powiedzenie chyba już nie mam.
Ostatnio nikomu nic nie dedykowałam.
Dedykacja dla panny K. Przepraszam ( mam nadzieję ze wiesz za co) i Dziękuje ( tez mam nadzieje ze wiesz za co, a jak coś to ci na gg napiszę)
niedziela, 24 listopada 2013
Rozdział 25
Shiereen znajdowała się w ogrodzie pałacu bogów. Było to najspokojniejsze miejsce w całym budynku, a spokoju potrzebowała przede wszystkim. Siedziała ze skrzyżowanymi nogami na dużym płaskim kamieniu. Przed nią w stała mała miseczka z liśćmi roślin kilku gatunków.
Kobieta wzięła do ręki wcześniej przygotowaną, ostro zakończoną gałązkę jesionu, który rósł w ogrodzie. Zaczęła delikatnie nim jeździć po skórze, która pękała wypuszczając małe stróżki krwi. Kiedy skończyła na jej rekach i nadgarstkach było pełno znaków. Znaki układały się w zapomniana już przez ludzi modlitwę, którą kobieta zaczęła recytować.
- Chwała tobie, wielki boże! Przybyłam do ciebie, aby oglądać piękność twoją. Grzeszyłam przeciw ludziom, czyniłam nieprawości, popełniałam grzechy. Stałam się przyczyną płaczu. Zabijałam i kazałam zabijać. Jestem winna, jestem winna, jestem winna. - modlitwa była swego rodzaju spowiedzią.
Bramy Raju mogły przejść tylko dusze czyste, do których Shiereen się nie zaliczała. Całe jej życie wypełnione było krwią, cierpieniem i zadawaniem śmierci. Nie liczyło się to ze mordowała tylko i wyłącznie grzeszników. Ważne było to że zabijała. Liczyła na to że Pan pozwoli jej przekroczyć brany Nieba.
Kobieta podpaliła liście w miseczce, z której ulatywał powoli czarny dym o intensywnym, otępiającym zmysły zapachu. Zielonooka powtarzała dawną modlitwę. W miarę wypowiadania słów czuła coraz mniejszy kontakt ze światem. Przestała słyszeć śpiew ptaków i szelest liści, a także swój głos. Obraz zaczął się rozmazywać. Shiereen zaczęła także tracić poczucie własnego ciała. Recytowała modlitwę po raz trzeci. Jej myśli były chaotyczne. Dźwięki były nierozpoznawalne, podobnie jak obraz otoczenia, który był tylko wyblakłymi plamami kolorów.
- ...Jestem winna, jestem winna, jestem winna - z ostatnim wypowiedzianym słowem, wszystko ogarnęła ciemność.
***
Kobieta obudziła się na schodach. Były to szerokie stopnie z czarnego kamienia. Patrząc wokół widziała tylko ciemność, której nie mogła przebić.
Nagle zauważyła że po kamieniu ciągnie się krwawy ślad, prowadził on w górę. Uśmiechnęła się. To właśnie tu 3 tysiące lat temu, anioł którego duszę posiadała, został zaatakowany i porwany przez demony służące Setowi. Później był on torturowany i pokazywano mu to jak ludzie się nawzajem zabijają tak długo aż anioł zwariował. Następnie dusza Gabriela została zamknięta w jej ciele.
Shiereen potrząsnęła głową. Gabriel objawiał swoją obecność niezwykle rzadko.
Kobieta ruszyła w górę za krwawym śladem. Anioł na jakiś czas uwolnił się od napastników ale był ranny. Biegł w górę tak szybko jak pozwalały mu na to rany. Chciał wezwać pomoc, ale musiał przejść bramy Nieba. Gdy był już prawie u celu został ponownie schwytany, tym razem nie udało mu się uciec.
W końcu schody skończyły się i przeszły w tunel, którego drugi koniec był skąpany w jasnym świetle. Ruszyła przez tunel, jej oczy stopniowo przyzwyczajały się do światła. W końcu stanęła przed wielka bramą, była ona biała, wykonana z białego drewna. I była zamknięta.
Z nikąt w niewielkiej odległości od niej pojawił się mężczyzna około 70. Jego twarz poznaczona była zmarszczkami, jego włosy były siwe i długie, ale bardzo rzadkie. Starzec był mocno pochylony. Ubrany był w biała szatę, na jego szyi na łańcuchu wisiał złoty łańcuch.
- Witaj Piotrze. - powiedziała kobieta beznamiętnym tonem - Nie powiem ze miło cie znów widzieć, ponieważ dobrze wiesz że tak nie jest.
- Witaj Gabrielu. - starzec zwracał się do anioła, nie do niej. - Jak zgaduje chcesz widzieć się z Stwórcą?
- Tak. - brzmiała krótka odpowiedź. - Jahwe pewnie się mnie już spodziewa?
W odpowiedzi święty Piotr skinął głową, zdjął łańcuch z szyi i włożył go do złotego zamka, który trzasnął cicho przy przekręcaniu klucza. Skrzydła bramy otworzyły się same. A następnie zamknęły się. Mimo swoich ogromnych rozmiarów nie wydawały one żadnych odgłosów.
Po drugiej stronię bramy czekał na nią wysoki, dobrze zbudowany anioł. Miał on jasne włosy do ramion. Ubrany był podobnie jak święty, w białą szatę. Na plecach miał on śnieżno - białe skrzydła.
- Miło cię znów tu widzieć Gabrielu. - i znów to samo, Michał zwracał się do nie do niej ale do anioła którego duszę musiała w sobie nosić.
- Jahwe cię tu przysłał? - pytanie było raczej stwierdzeniem - Z wspomnień Gabriela wiem jak trafić do pałacu. - powiedziała.
- Dostałem rozkazy - wyjaśnił krótko anioł.
Shiereen nie odpowiedziała ale ruszyła przed siebie. Szli w pewnej odległości, od siebie w ciszy. Kobieta przyglądała się Rajowi, który przypominał las z wszystkimi rodzajami drzew. Rosły tu drzewa najróżniejszych gatunków. Palmy kokosowe, śliwy, grusze, magnolie, orzechy, papaje... Chociaż przeważały drzewa owocowe to nie brakowało tam również drzew takich jak dęby, brzozy czy sosny. Wszystkie drzewa były zadbane i wyglądały bardzo zdrowo.
Powietrze było czyste. Pachniało lasem i kwiatami.
W cieniu drzew odpoczywały dzikie zwierzęta. Lwy leżały obok koni, które pasły się na polanach. Ludzie jednak mieli ręce pełne roboty, zbierali owoce, obcinali gałęzie lub wykonywali wiele innych czynności. Wielu z nich pozdrawiało Michała, lub kłaniało się lekko. Wielu zbawionych patrzyło na nią z ciekawością, wszystkie anioły w Raju nosiły białe szaty i miały białe skrzydła podczas gdy ona była ubrana w ciemne ubrania i miała hebanowo-czarne skrzydła. Niektórzy zdobywali się na odwagę i posyłali jej uśmiech, lub skiwali głowami w jej stronę.
Słyszała jak szepczą o niej, mówiąc o jej skrzydłach i smutku na twarzy. Niektórzy myśleli że jest aniołem śmierci inni że Diabeł ja wysłał aby przekazała coś Bogu. Jeszcze inni sadzili że jest jedną z upadłych aniołów i przyszła prosić o przebaczenie łaskawego Pana.
Kobieta nie słuchała ich. Czuła smutek, ogromny smutek i rozpacz, to były jej uczucia ale także Gabriela.
Raj był pięknym miejscem, spokojnym, cichy. Tu spełniały się wszystkie marzenia. Wszyscy żyli w harmonii z naturą. Tu nie istniała nienawiść, smutek. Żadne negatywne emocje. A Gabriel stracił to wszystko w ciągu kilkunastu minut. Kiedy został porwany. Teraz już nie pasował do tego miejsca, pałał rządzą zemsty na swoich oprawcach. A poza tym mordował ludzi poprzez Shiereen. Nie był aniołem od bardzo dawna, był demonem.
Shiereen czuła nie tylko rozpacz Gabriela ale także swój smutek. Wtedy zauważyła jak jej życie i życie anioła i oni sami są do siebie podobni.
Ona również prowadziła szczęśliwe życie, przed porwaniem. Również jej życie zostało zniszczone przez Seta. Ona również się zmieniła. Miał na to wpływ Gabriel, ale w większości zmienił ją egipski bóg- niszczyciel.
Oboje mieli tego samego wroga. Oboje byli wygnańcami. I oboje chcieli umrzeć.
Jeszcze przez jakiś myślała nad tym. Ale w końcu doszli do Białego Pałacu - siedziby Boga.
Starałam się jak mogłam. - tyle mam do powiedzenia.
Kobieta wzięła do ręki wcześniej przygotowaną, ostro zakończoną gałązkę jesionu, który rósł w ogrodzie. Zaczęła delikatnie nim jeździć po skórze, która pękała wypuszczając małe stróżki krwi. Kiedy skończyła na jej rekach i nadgarstkach było pełno znaków. Znaki układały się w zapomniana już przez ludzi modlitwę, którą kobieta zaczęła recytować.
- Chwała tobie, wielki boże! Przybyłam do ciebie, aby oglądać piękność twoją. Grzeszyłam przeciw ludziom, czyniłam nieprawości, popełniałam grzechy. Stałam się przyczyną płaczu. Zabijałam i kazałam zabijać. Jestem winna, jestem winna, jestem winna. - modlitwa była swego rodzaju spowiedzią.
Bramy Raju mogły przejść tylko dusze czyste, do których Shiereen się nie zaliczała. Całe jej życie wypełnione było krwią, cierpieniem i zadawaniem śmierci. Nie liczyło się to ze mordowała tylko i wyłącznie grzeszników. Ważne było to że zabijała. Liczyła na to że Pan pozwoli jej przekroczyć brany Nieba.
Kobieta podpaliła liście w miseczce, z której ulatywał powoli czarny dym o intensywnym, otępiającym zmysły zapachu. Zielonooka powtarzała dawną modlitwę. W miarę wypowiadania słów czuła coraz mniejszy kontakt ze światem. Przestała słyszeć śpiew ptaków i szelest liści, a także swój głos. Obraz zaczął się rozmazywać. Shiereen zaczęła także tracić poczucie własnego ciała. Recytowała modlitwę po raz trzeci. Jej myśli były chaotyczne. Dźwięki były nierozpoznawalne, podobnie jak obraz otoczenia, który był tylko wyblakłymi plamami kolorów.
- ...Jestem winna, jestem winna, jestem winna - z ostatnim wypowiedzianym słowem, wszystko ogarnęła ciemność.
***
Kobieta obudziła się na schodach. Były to szerokie stopnie z czarnego kamienia. Patrząc wokół widziała tylko ciemność, której nie mogła przebić.
Nagle zauważyła że po kamieniu ciągnie się krwawy ślad, prowadził on w górę. Uśmiechnęła się. To właśnie tu 3 tysiące lat temu, anioł którego duszę posiadała, został zaatakowany i porwany przez demony służące Setowi. Później był on torturowany i pokazywano mu to jak ludzie się nawzajem zabijają tak długo aż anioł zwariował. Następnie dusza Gabriela została zamknięta w jej ciele.
Shiereen potrząsnęła głową. Gabriel objawiał swoją obecność niezwykle rzadko.
Kobieta ruszyła w górę za krwawym śladem. Anioł na jakiś czas uwolnił się od napastników ale był ranny. Biegł w górę tak szybko jak pozwalały mu na to rany. Chciał wezwać pomoc, ale musiał przejść bramy Nieba. Gdy był już prawie u celu został ponownie schwytany, tym razem nie udało mu się uciec.
W końcu schody skończyły się i przeszły w tunel, którego drugi koniec był skąpany w jasnym świetle. Ruszyła przez tunel, jej oczy stopniowo przyzwyczajały się do światła. W końcu stanęła przed wielka bramą, była ona biała, wykonana z białego drewna. I była zamknięta.
Z nikąt w niewielkiej odległości od niej pojawił się mężczyzna około 70. Jego twarz poznaczona była zmarszczkami, jego włosy były siwe i długie, ale bardzo rzadkie. Starzec był mocno pochylony. Ubrany był w biała szatę, na jego szyi na łańcuchu wisiał złoty łańcuch.
- Witaj Piotrze. - powiedziała kobieta beznamiętnym tonem - Nie powiem ze miło cie znów widzieć, ponieważ dobrze wiesz że tak nie jest.
- Witaj Gabrielu. - starzec zwracał się do anioła, nie do niej. - Jak zgaduje chcesz widzieć się z Stwórcą?
- Tak. - brzmiała krótka odpowiedź. - Jahwe pewnie się mnie już spodziewa?
W odpowiedzi święty Piotr skinął głową, zdjął łańcuch z szyi i włożył go do złotego zamka, który trzasnął cicho przy przekręcaniu klucza. Skrzydła bramy otworzyły się same. A następnie zamknęły się. Mimo swoich ogromnych rozmiarów nie wydawały one żadnych odgłosów.
Po drugiej stronię bramy czekał na nią wysoki, dobrze zbudowany anioł. Miał on jasne włosy do ramion. Ubrany był podobnie jak święty, w białą szatę. Na plecach miał on śnieżno - białe skrzydła.
- Miło cię znów tu widzieć Gabrielu. - i znów to samo, Michał zwracał się do nie do niej ale do anioła którego duszę musiała w sobie nosić.
- Jahwe cię tu przysłał? - pytanie było raczej stwierdzeniem - Z wspomnień Gabriela wiem jak trafić do pałacu. - powiedziała.
- Dostałem rozkazy - wyjaśnił krótko anioł.
Shiereen nie odpowiedziała ale ruszyła przed siebie. Szli w pewnej odległości, od siebie w ciszy. Kobieta przyglądała się Rajowi, który przypominał las z wszystkimi rodzajami drzew. Rosły tu drzewa najróżniejszych gatunków. Palmy kokosowe, śliwy, grusze, magnolie, orzechy, papaje... Chociaż przeważały drzewa owocowe to nie brakowało tam również drzew takich jak dęby, brzozy czy sosny. Wszystkie drzewa były zadbane i wyglądały bardzo zdrowo.
Powietrze było czyste. Pachniało lasem i kwiatami.
W cieniu drzew odpoczywały dzikie zwierzęta. Lwy leżały obok koni, które pasły się na polanach. Ludzie jednak mieli ręce pełne roboty, zbierali owoce, obcinali gałęzie lub wykonywali wiele innych czynności. Wielu z nich pozdrawiało Michała, lub kłaniało się lekko. Wielu zbawionych patrzyło na nią z ciekawością, wszystkie anioły w Raju nosiły białe szaty i miały białe skrzydła podczas gdy ona była ubrana w ciemne ubrania i miała hebanowo-czarne skrzydła. Niektórzy zdobywali się na odwagę i posyłali jej uśmiech, lub skiwali głowami w jej stronę.
Słyszała jak szepczą o niej, mówiąc o jej skrzydłach i smutku na twarzy. Niektórzy myśleli że jest aniołem śmierci inni że Diabeł ja wysłał aby przekazała coś Bogu. Jeszcze inni sadzili że jest jedną z upadłych aniołów i przyszła prosić o przebaczenie łaskawego Pana.
Kobieta nie słuchała ich. Czuła smutek, ogromny smutek i rozpacz, to były jej uczucia ale także Gabriela.
Raj był pięknym miejscem, spokojnym, cichy. Tu spełniały się wszystkie marzenia. Wszyscy żyli w harmonii z naturą. Tu nie istniała nienawiść, smutek. Żadne negatywne emocje. A Gabriel stracił to wszystko w ciągu kilkunastu minut. Kiedy został porwany. Teraz już nie pasował do tego miejsca, pałał rządzą zemsty na swoich oprawcach. A poza tym mordował ludzi poprzez Shiereen. Nie był aniołem od bardzo dawna, był demonem.
Shiereen czuła nie tylko rozpacz Gabriela ale także swój smutek. Wtedy zauważyła jak jej życie i życie anioła i oni sami są do siebie podobni.
Ona również prowadziła szczęśliwe życie, przed porwaniem. Również jej życie zostało zniszczone przez Seta. Ona również się zmieniła. Miał na to wpływ Gabriel, ale w większości zmienił ją egipski bóg- niszczyciel.
Oboje mieli tego samego wroga. Oboje byli wygnańcami. I oboje chcieli umrzeć.
Jeszcze przez jakiś myślała nad tym. Ale w końcu doszli do Białego Pałacu - siedziby Boga.
Starałam się jak mogłam. - tyle mam do powiedzenia.
niedziela, 17 listopada 2013
Rozdział 24
- Co się działo po moim zniknięciu? - spytała Shiereen.
Razem z Anubisem siedzieli oni w pałacowych ogrodach. Żadna roślina tu żyjąca nie przypominała jej żadnego gatunku żyjącego na ziemi. Kwiaty miały intensywne kolory a drzewa owoce o dziwnych kształtach. Liście niektórych z nich były czarne lub rdzawoczerwone inne mieniły się wszystkimi barwami tęczy.
- Po twoim zniknięciu stwierdziłem że wyruszyłaś szukać Amory, ale mimo to kazałem moim sługom cię szukać. Sam robiłem również wszystko co mogłem, nie naruszając zasad paktu*. Po jakiś czasie odnaleziono cię, ale nikt nie mógł ci pomóc, ja nie mogłem ci pomóc. Do dziś nie wiem jakie zaklęcie zostało na ciebie rzucone. Nie mogłem cie obudzić, więc postanowiłem cię tam zostawić. Cały czas obserwowałem cię i czekałem na to aż się obudzisz. I w końcu obudziłaś się, ale niczego nie pamiętałaś. Więc nadal nad tobą czuwałem. Chciałem abyś zaczęła nowe życie, żyła w świecie ludzi i nie pamiętała przykrych dla ciebie wspomnień.
- Moja życie nie składa się tylko z przykrych wspomnień. - oznajmiła Shiereen.
- Nie. Ale widziałem jak cierpiałaś wtedy i czuje jak cierpisz dziś. - Anubis zmienił się w swoją w połowie ludzką formę.
Teraz był umięśnionym, wysokim mężczyzna o ciemnej karnacji skóry. A także czarnych włosach i złoto - bursztynowych oczach. Jego palce zakończone były ostrymi pazurami, miał także nieco dłuższe kły niż u zwykłego człowieka.
Anubis położył jej ciepłą rękę na policzku i zbliżył swoją twarz do twarzy kobiety.
***
Kobieta znajdowała się w dużej sali. Przez wielkie okna wpadało światło. Ściany były obite ciemno - czerwonym materiałem z nieco jaśniejszymi wzorami. Naprzeciwko drzwi znajdował się kominek, w którym wesoło trzaskał ogień. Po obu stronach ciężkich wrót stały kamienne anioły z mieczami, na których się opierały. Na środku pokoju stał stół, z czarnego drewna. Leżało na nim pełno pojedynczych kartek będących notatkami lub wiadomościami szpiegów.
Przy stole na surowych krzesłach siedzieli bogowie, uczestnicy obrad wojennych. Shiereen została zaproszona na obrady, ponieważ kiedyś należała do jego armii.
Niektórych bogów rozpoznawała, ponieważ poznała ich 3 tysiące lat temu. Wśród nich byli Atena, Ares, Zeus, Bastet, Anubis, Nike, Camulus, Innana, Resef, Tyr, Thor, Loki, Menthu,Vurtus, Freja ( imiona wzięłam z wielu różnych mitologii, więc większości z nich możecie nie kojarzyć. Te mitologie to im: Słowiańska, Nordycka, Egipska, Grecka, celtycka, rzymska i inne). Było tam również kilku innych bogów których nie znała. Wszyscy jednak, a przynajmniej większość z nich była nienaturalnie piękna. Byli oni również wiecznie młodzi. Wszyscy mieli poważne lub surowe miny. Większość z nich wyglądało jak ludzie.
- Set ma nad nami przewagę. Wielu z nas przeszło na stronę Seta w tym również i Hades. - powiedział Zeus.
- A co z Armią Potępionych, Anubisa? Ostatnio nam pomogła. - spytał Ares.
- Moja Armia potępionych składa się z ludzi którzy nie byli godni, aby przekroczyć bramy Świata Umarłych. Kiedy odkupują swoje grzechy pozwalam im wejść do Świata Umarłych. Po ostatniej wojnie z Setem musiałem odesłać większość moich wojowników. Teraz moja armia nie jest tak liczebna jak wtedy.
- A co z Hel? - pytanie zadał Thor, było ono skierowane do jego brata Lokiego. - czy ona nie mogłaby nam pomóc?
Zielonooki bóg kłamstw i psot, uśmiechnął się, patrząc w stół. I odpowiedział - Niestety ale nie mam zbyt dobrego kontaktu z moja córką.
Obrady trwały jeszcze jakiś czas. Bogowie chcą ratować Ziemię, byli na straconej pozycji. Z tego co usłyszała Ona i Set obudzili się w tym samym czasie. Tak więc Set przez ponad 300 lat, bóg - niszczyciel knuł spiski, przeciągał na swoją stronę bogów i powiększał swoja armię.
Shiereen tylko słuchała, nie mówiła nic. Analizowała sytuacje w jakiej się znaleźli. W końcu odezwała się, uciszając tym samym bogów.
- Jahwe może nam pomóc- powiedziała
- Jahwe? Bóg Żydów? - powiedziała jakaś kobieta.
Wszyscy umilkli. Zastanawiali się. Shiereen również zamilkła, a po chwili znów się odezwała.
- Teraz to Jahwe rządzi Ziemią. I chyba powinien obchodzić go jej los. Ma on zastępy aniołów, które mogły by nam pomóc.
- Nikt nie widział go od tysięcy lat. Wymiarów jest setki, a my nie wiemy w którym żyje bóg chrześcijan. - powiedział Zeus.
- Ja wiem. - powiedziała pewnie Shiereen, z gorzkim uśmiechem. Wszyscy patrzyli na nią, w oczach wielu widziała obrzydzenie i kpinę.
Nie powinna przebywać wśród bogów, nikt nie wiedział kto zaprosił ją na posiedzenie wojenne. Ale nikt nie powiedziałby jej tego prosto w twarz, bali się jej.
Postanowiła ujawnić coś czego nie wiedział nikt oprócz niej. Anubis może się czegoś domyślał, jednak nigdy o to nie zapytał.
- Set porwał jednego z aniołów Jahwe i torturował go tak długo aż, ten nie wyzbył się swoich dobrych cech.... - wszyscy nadal milczeli więc kontynuowała - Po tym jak Set mnie uprowadził, używając zakazanych formuł umieścił w moim ciele dusze Złamanego Anioła. ( złamany anioł u mnie to nie to samo co Upadły Anioł, o którym też będzie chyba mowa.) Wiem jak dostać się do siedziby Jahwe. Przekonam go do pomocy, w końcu chodzi o jego owieczki.
Obrady trwały jeszcze jakiś czas. Shiereen zauważyła że Loki, rzuca jej od czasu do czasu spojrzenia, niezwykle zielonych oczu, o kilka tonów ciemniejszych od jej bardzo jasnych tęczówek.
W końcu mogła wyjść. Ostateczną decyzja była taka iż ona i imieniu wszystkich bogów poprosi Boga o pomoc.
* Pakt. Po pierwszej wojnie Chaosu (wojna z Setem, ta z przed 3 tysięcy lat) Bogowie rozgonili (nie miałam innego słowa na chwile obecną) armie Seta, a jego samego pojmali i uwięzili w Otchłani( wymiar w stylu Piekła) Po wojnie ustanowili Pakt. Żaden Bóg nie będzie już rządził Ziemią, nie będzie wielbiony przez ludzi. Oczywiście nie wszyscy się pod tym podpisali, tylko bogowie starożytni. Później nadeszły inne religie buddyzm, chrześcijaństwo itp. Starożytne państwa upadły bez swoich opiekunów którzy ich chronili, zapewniali urodzaj ...
Pod poprzednim rozdziałem napisałam że ten będzie już epilogiem. Ale po zastanowieniu wysłuchaniu kilku próśb, gróźb i kilku opinii a także po głębszym zastanowieniu się stwierdziłam że to jeszcze nie epilog, ale już blisko naprawdę blisko. Nie wiem kiedy pojawi się epilog, planuje to ze następny post będzie kolejnym rozdziałem a razem z nim napisze także epilog, ale nie wiem czy czegoś znów nie wymyśle.
Proszę komentujcie, to już ostatnie rozdziały na tym blogu. Komentujcie.
Jeszcze coś. Przez cały blog nie dałam drugiej połówki Shiereen, nie kręciła ona z nikim nawet dla zabawy. Ja sama nie wiem co mi odwaliło z tym ze ....Shiereen...i Anubis.... nie wiem.... takie rzeczy to nie w moim stylu. Owada mi ostatnio.
Zapraszam do czytania mojego drugiego bloga " Drugie życie Raven Black" Tam też występuje Shiereen, jest inna. Ale to nie znaczy że tam tez nie będzie zabijać. Będzie tam krew, intrygi, spiski i dramaty. Kurde pisze a nie dodaje linku. Zapraszam: http://historiesztyletnicy.blogspot.com/
Razem z Anubisem siedzieli oni w pałacowych ogrodach. Żadna roślina tu żyjąca nie przypominała jej żadnego gatunku żyjącego na ziemi. Kwiaty miały intensywne kolory a drzewa owoce o dziwnych kształtach. Liście niektórych z nich były czarne lub rdzawoczerwone inne mieniły się wszystkimi barwami tęczy.
- Po twoim zniknięciu stwierdziłem że wyruszyłaś szukać Amory, ale mimo to kazałem moim sługom cię szukać. Sam robiłem również wszystko co mogłem, nie naruszając zasad paktu*. Po jakiś czasie odnaleziono cię, ale nikt nie mógł ci pomóc, ja nie mogłem ci pomóc. Do dziś nie wiem jakie zaklęcie zostało na ciebie rzucone. Nie mogłem cie obudzić, więc postanowiłem cię tam zostawić. Cały czas obserwowałem cię i czekałem na to aż się obudzisz. I w końcu obudziłaś się, ale niczego nie pamiętałaś. Więc nadal nad tobą czuwałem. Chciałem abyś zaczęła nowe życie, żyła w świecie ludzi i nie pamiętała przykrych dla ciebie wspomnień.
- Moja życie nie składa się tylko z przykrych wspomnień. - oznajmiła Shiereen.
- Nie. Ale widziałem jak cierpiałaś wtedy i czuje jak cierpisz dziś. - Anubis zmienił się w swoją w połowie ludzką formę.
Teraz był umięśnionym, wysokim mężczyzna o ciemnej karnacji skóry. A także czarnych włosach i złoto - bursztynowych oczach. Jego palce zakończone były ostrymi pazurami, miał także nieco dłuższe kły niż u zwykłego człowieka.
Anubis położył jej ciepłą rękę na policzku i zbliżył swoją twarz do twarzy kobiety.
***
Kobieta znajdowała się w dużej sali. Przez wielkie okna wpadało światło. Ściany były obite ciemno - czerwonym materiałem z nieco jaśniejszymi wzorami. Naprzeciwko drzwi znajdował się kominek, w którym wesoło trzaskał ogień. Po obu stronach ciężkich wrót stały kamienne anioły z mieczami, na których się opierały. Na środku pokoju stał stół, z czarnego drewna. Leżało na nim pełno pojedynczych kartek będących notatkami lub wiadomościami szpiegów.
Przy stole na surowych krzesłach siedzieli bogowie, uczestnicy obrad wojennych. Shiereen została zaproszona na obrady, ponieważ kiedyś należała do jego armii.
Niektórych bogów rozpoznawała, ponieważ poznała ich 3 tysiące lat temu. Wśród nich byli Atena, Ares, Zeus, Bastet, Anubis, Nike, Camulus, Innana, Resef, Tyr, Thor, Loki, Menthu,Vurtus, Freja ( imiona wzięłam z wielu różnych mitologii, więc większości z nich możecie nie kojarzyć. Te mitologie to im: Słowiańska, Nordycka, Egipska, Grecka, celtycka, rzymska i inne). Było tam również kilku innych bogów których nie znała. Wszyscy jednak, a przynajmniej większość z nich była nienaturalnie piękna. Byli oni również wiecznie młodzi. Wszyscy mieli poważne lub surowe miny. Większość z nich wyglądało jak ludzie.
- Set ma nad nami przewagę. Wielu z nas przeszło na stronę Seta w tym również i Hades. - powiedział Zeus.
- A co z Armią Potępionych, Anubisa? Ostatnio nam pomogła. - spytał Ares.
- Moja Armia potępionych składa się z ludzi którzy nie byli godni, aby przekroczyć bramy Świata Umarłych. Kiedy odkupują swoje grzechy pozwalam im wejść do Świata Umarłych. Po ostatniej wojnie z Setem musiałem odesłać większość moich wojowników. Teraz moja armia nie jest tak liczebna jak wtedy.
- A co z Hel? - pytanie zadał Thor, było ono skierowane do jego brata Lokiego. - czy ona nie mogłaby nam pomóc?
Zielonooki bóg kłamstw i psot, uśmiechnął się, patrząc w stół. I odpowiedział - Niestety ale nie mam zbyt dobrego kontaktu z moja córką.
Obrady trwały jeszcze jakiś czas. Bogowie chcą ratować Ziemię, byli na straconej pozycji. Z tego co usłyszała Ona i Set obudzili się w tym samym czasie. Tak więc Set przez ponad 300 lat, bóg - niszczyciel knuł spiski, przeciągał na swoją stronę bogów i powiększał swoja armię.
Shiereen tylko słuchała, nie mówiła nic. Analizowała sytuacje w jakiej się znaleźli. W końcu odezwała się, uciszając tym samym bogów.
- Jahwe może nam pomóc- powiedziała
- Jahwe? Bóg Żydów? - powiedziała jakaś kobieta.
Wszyscy umilkli. Zastanawiali się. Shiereen również zamilkła, a po chwili znów się odezwała.
- Teraz to Jahwe rządzi Ziemią. I chyba powinien obchodzić go jej los. Ma on zastępy aniołów, które mogły by nam pomóc.
- Nikt nie widział go od tysięcy lat. Wymiarów jest setki, a my nie wiemy w którym żyje bóg chrześcijan. - powiedział Zeus.
- Ja wiem. - powiedziała pewnie Shiereen, z gorzkim uśmiechem. Wszyscy patrzyli na nią, w oczach wielu widziała obrzydzenie i kpinę.
Nie powinna przebywać wśród bogów, nikt nie wiedział kto zaprosił ją na posiedzenie wojenne. Ale nikt nie powiedziałby jej tego prosto w twarz, bali się jej.
Postanowiła ujawnić coś czego nie wiedział nikt oprócz niej. Anubis może się czegoś domyślał, jednak nigdy o to nie zapytał.
- Set porwał jednego z aniołów Jahwe i torturował go tak długo aż, ten nie wyzbył się swoich dobrych cech.... - wszyscy nadal milczeli więc kontynuowała - Po tym jak Set mnie uprowadził, używając zakazanych formuł umieścił w moim ciele dusze Złamanego Anioła. ( złamany anioł u mnie to nie to samo co Upadły Anioł, o którym też będzie chyba mowa.) Wiem jak dostać się do siedziby Jahwe. Przekonam go do pomocy, w końcu chodzi o jego owieczki.
Obrady trwały jeszcze jakiś czas. Shiereen zauważyła że Loki, rzuca jej od czasu do czasu spojrzenia, niezwykle zielonych oczu, o kilka tonów ciemniejszych od jej bardzo jasnych tęczówek.
W końcu mogła wyjść. Ostateczną decyzja była taka iż ona i imieniu wszystkich bogów poprosi Boga o pomoc.
* Pakt. Po pierwszej wojnie Chaosu (wojna z Setem, ta z przed 3 tysięcy lat) Bogowie rozgonili (nie miałam innego słowa na chwile obecną) armie Seta, a jego samego pojmali i uwięzili w Otchłani( wymiar w stylu Piekła) Po wojnie ustanowili Pakt. Żaden Bóg nie będzie już rządził Ziemią, nie będzie wielbiony przez ludzi. Oczywiście nie wszyscy się pod tym podpisali, tylko bogowie starożytni. Później nadeszły inne religie buddyzm, chrześcijaństwo itp. Starożytne państwa upadły bez swoich opiekunów którzy ich chronili, zapewniali urodzaj ...
Pod poprzednim rozdziałem napisałam że ten będzie już epilogiem. Ale po zastanowieniu wysłuchaniu kilku próśb, gróźb i kilku opinii a także po głębszym zastanowieniu się stwierdziłam że to jeszcze nie epilog, ale już blisko naprawdę blisko. Nie wiem kiedy pojawi się epilog, planuje to ze następny post będzie kolejnym rozdziałem a razem z nim napisze także epilog, ale nie wiem czy czegoś znów nie wymyśle.
Proszę komentujcie, to już ostatnie rozdziały na tym blogu. Komentujcie.
Jeszcze coś. Przez cały blog nie dałam drugiej połówki Shiereen, nie kręciła ona z nikim nawet dla zabawy. Ja sama nie wiem co mi odwaliło z tym ze ....Shiereen...i Anubis.... nie wiem.... takie rzeczy to nie w moim stylu. Owada mi ostatnio.
Zapraszam do czytania mojego drugiego bloga " Drugie życie Raven Black" Tam też występuje Shiereen, jest inna. Ale to nie znaczy że tam tez nie będzie zabijać. Będzie tam krew, intrygi, spiski i dramaty. Kurde pisze a nie dodaje linku. Zapraszam: http://historiesztyletnicy.blogspot.com/
niedziela, 10 listopada 2013
Rozdział 23
...Potwory, w tym smoki siały spustoszenie, Burzyły budynki i zabijały ludzi. Natomiast demony łapali i związywali ludzi którzy próbowali uciekać przed gryfami, cyklopami, lodowymi olbrzymami i smokami.
Ja stałam na dachu jednego z budynków obserwując wszystko z góry. Od czasu do czasu rzucałam jakieś zaklęcie na człowieka który uciekał lub demona który chciał zabić jeńców.
Zadanie zostało wykonane dość szybko. Wspólnie z Amorą otworzyłyśmy portal, do którego wchodzili najpierw zlęknieni ludzie, popychani przez rechoczących ludzi z łuskami, rogami, pazurami kłami i wieloma innymi atrybutami które odróżniali je od ludzi. Następne były potwory, smoki czekały na dachach płonących budynków aż wszyscy przejdą na druga stronę. Nie podobała się im ta sytuacja, ale wykonywały jej rozkazy. Szczerze mówiąc jej ta sytuacja również się nie podobała, wśród jeńców było wiele niewinnych osób
W końcu przyszedł moment na to aby i ona wróciła na dwór. Ale wtedy stało się, coś czego się nie spodziewała. Wśród gruzów pojawiła się Nefretete. Ubrana była ona w strój do walki. W dłoniach miała sai.
Demon we mnie obudził się. Uśmiechnęłam się. Amora spojrzała na mnie z pytająca miną.
- Wracaj, ja mam porachunki do załatwienia.
- Nie wolno ci sprzeciwiać się woli naszego pana.- oznajmiła swoim przesyconym jadem głosem
- Twojego pana - poprawiłam ją. Po czym ruszyłam w strona Nefretete. Smoki czekały nadal na to aż opuszczę Ziemię. Do każdego z nich wysłałam myślową wiadomość " Nie wtrącajcie się, dobrze".
W moich dłoniach również pojawiły się sai.
- Mogłaś coś wspomnieć o tym że dając mi nieśmiertelność jednocześnie stałam się potencjalnym nosicielem demona. - powiedziałam z wyrzutem. - to przez ciebie stałam się potworem.
- Chce naprawić swoje błędy. Pozwól sobie pomóc.
- Nie mogę jeszcze umrzeć, nie teraz. Przed śmiercią muszę pomścić kilka dusz.
Nefretete odpowiedziała atakiem. Zrobiłam unik, potem kolejny. Udało mi się ja zadrasnąć w ramię, ale rana natychmiast się zagoiła. Wymieniałyśmy się ciosami, zadając sobie lekkie rany, które nie dawały żadnej z nas przewagi. W końcu Nefretete przygwoździła mnie do ziemi i wycelowała ostrze w moje serce. Próbowałam ja odepchnąć, ale ostrze coraz bardziej cal po calu zbliżało się do mojego serca. Smoki tak jak prosiłam, nie wtrącały się.
Nagle ktoś zrzucił Nefretete z niej. Ku jej najwyższemu zdziwieniu była to Amora.Zielonooka spojrzała na mnie z pogardą, po czym odeszła wycierając pokrwawiony sztylet jakąś chusteczką.
Wstałam, nie miałam zielonego pojęcia dlaczego Amora mi pomogła. Nasuwały mi się dwa przypuszczenia. Pierwsze: dlatego że sama chcę mnie zabić. I drugie: Bo jestem potrzebna Setowi.
Spojrzałam na ciało Nefretete. Oddychała ona jeszcze i poruszała ustami. Jej głos był ledwie szeptem i nawet jej ciężko było wyłapać sens słów. Recytowała ona jakąś modlitwę lub zaklęcie.
- Pozwól że ukrócę twoje cierpienia. - powiedziałam - przykro mi że do naszego pojedynku musiała wtrącić się Amora. - oznajmiłam kucając obok niej. Z buta wyjęłam czarny sztylet z rękojeścią wysadzoną czerwonym diamentem.
Kobieta nadal poruszała ustami. Nagle złapała mnie za rękę w której nie miałam sztyletu. Jej uścisk był miażdżący. Dłoń, ramie, bark a następnie całe moje ciało przeszła błyskawica bólu, trwało to tylko chwilę, ale mi wydawało się że trwa to wieczność. W końcu ból ustąpił tylko tatuaż na lewym nadgarstku, przedstawiający łeb szakala pulsował bólem.
Do dziś, do końca, nie wiem co się wtedy stało. Zobaczyłam całe zło jakie wyrządziłam, poczułam to co czuli ludzie którzy wiedzieli że za chwilę umrą. Ich rozpacz, czasem nienawiść, niemoc i świadomość tego że zostawiają swoich bliskich, że nie powiedzieli im ważnych rzeczy.
Obudziły się we mnie uczucia którym demon we mnie nie pozwalał dojść do głosu. Czułam się tak jakby walczyły we mnie dwie świadomości. Z jednej, pragnienie chaosu i oczyszczenie Ziemi z ludzi, którzy ja niszczyli. Z drugiej współczucie do nich, niechęć do zadawania śmierci i cierpienia.
Przez wiele dni ukrywałam się na Ziemi. Nie wiedziałam co mam robić. Toczyłam walkę sama ze sobą. Smoki ani na chwile nie opuszczały mnie, zawsze czuwały przy mnie i próbowały wspierać. Nadal polowałam na ludzi, potrzebowałam ich krwi, aby przeżyć. Demon jej potrzebował.
Pewnego dnia odzyskałam spokój ducha i wytyczyłam sobie nowe cele w życiu. Aby przypieczętować każdą przysięgę, robiłam sobie głębokie nacięcia. Tamtego dnia postanowiłam zabijać tylko winnych, ludzi grzesznych. Postanowiłam także zemścić się na Secie i Amorze. Ale nie było to takie łatwe, Bóg - Niszczyciel po swojej stronie miał część bogów wszystkich starożytnych kultur, armie demonów i potworów. A ja miałam tylko 5 smoków.
Pomyślałam o bogach których Set nie przeciągnął na swoja stronę. Oni musieli również podejmować jakieś działania aby odeprzeć atak armii Seta. Mogłam do nich dołączyć. Ale nie było to takie łatwe, nie wiedziałam nawet gdzie ich szukać. Wymiarów były setki, nie wiedziałam w którym mogą żyć dobrzy bogowie. Nie wiedziałam także jak mogą na mnie zareagować, ale postanowiłam zaryzykować.
Tego samego dnia udałam się do świątyni boga Anubisa. Nie wiedziałam dlaczego akurat do tej. W Egipcie były setki świątyń, różnych bogów. Ale ja poszłam akurat do tej, może dlatego że kiedyś byłam kapłanką boga śmierci. Sama nie wiedziałam co robić aby wezwać boga na Ziemię. Jako człowiek często modliłam się do Anubisa, ale nigdy go nie widziałam. "Może teraz kiedy jestem, czymś ponad naturalnym uda mi się go tu przywołać", pomyślałam. Zaczęłam recytować modlitwy których nauczono mnie w świątyni.
Po jakimś czasie, tatuaż zaczął ćmić bólem. Sala w której byłam nagle wyludniła się, znalazłam się tam sama. Nagle za jednej z kolumn wyszło stworzenie wyglądające jak wielki, chudy, szakal chodzący na dwóch łapach. Stwór miał czarną sierść i bursztynowe oczy. Nie miał na sobie żadnego ubrania oprócz krótkiej spódniczki na biodrach.
Był to bóg Anubis. Widok ten może by mną wstrząsnął, ale gdybym była człowiekiem. Ale nie byłam człowiekiem, już nie. Zachowałam kamienna twarz i byłam w każdej chwili gotowa do ataku.
- Miło znów cię widzieć w mojej świątyni Shiereen - w jego głosie dało się słyszeć pomruk, ale mimo tego brzmiał on przyjaźnie.
- Chce dołączyć do was. Chcę walczyć przeciw Setowi i jego armii. - zachowywałam obojętny ton głosu.
- Dlaczego mam ci wierzyć? Jaka mam pewność że nie jesteś jego szpiegiem.
- Chcę zemścić się na Secie za to czym mnie uczynił.
Anubis przeniósł nas na dwór bogów Egipskich. Tam zebrała się rada, najważniejszych bogów wszystkich starożytnych kultur, aby zadecydować czy warto jej ufać.
Prawie nikt jej nie ufał i nie dziwiłam im się. Już dwa razy zdradziła, najpierw Nefrete teraz Seta. Powiedziałam im wszystko co wiem o planach Seta. Liczebności jego armii, gatunkach jakie się na nią składają, kogo przeciągnął na swoja stronę. Powiedziałam im wszystko co wiedziałam.
W końcu odbyło się głosowanie. Moje przyjęcie do bogów walczących przeciw Setowi zostało przegłosowane 1 głosem
Cierpliwie czekałam na dzień wojny chaosu, który w końcu nadszedł. Miejscem bitwy stanęła się część pustyni w pobliżu Chamunaptry, nie wiedziałam dlaczego. Byłam również bardzo zdziwiona tym że armia Seta jest miażdżąco większa od naszej, to musiały być jakieś żarty. Bogowie na naradach wojennych mówili o kilkusettysięcznej armii, której nigdzie nie widziałam.
Swoimi przemyśleniami podzieliłam się z Anubisem, który tylko się zaśmiał i powiedział mi że potrzebuje tylko trochę wiary. Odeszłam kawałek. Byliśmy na straconej pozycji, ale nikt nie wyglądał na zmartwionego.
W pewnej chwili w powietrzu rozniósł się szept " powstańcie", nie musiałam korzystać z swojego dobrego słuchu, ten szept po prostu roznosił się w powietrzu. Moją uwagę przykuło teraz to co działo się na terenie przed nami. Zaczęły się tam pojawiać stwory podobne do Anubisa. Przypominające wielkie szakale, miały one na sobie skórzane zbroje lub spódniczki, w łapach dzierżyli krótkie miecze, włócznie, łuki oraz wszelką możliwą broń jaką dysponowano w tamtych czasach. Po chwili niektóre z szakali zaczęły warczeć i krzyczeć na swoich pobratymców, którzy biegli na swoje pozycje, tak że w krótkim czasie stworzyli szyki bojowe.
Z niedowierzaniem patrzyłam na to.
- Armia potępionych... - tylko to przyszło mi do głowy. Według tego czego nauczono mnie w świątyni. Bóg Anubis posiadał Armie potępionych, była to armia złożona z ludzi potępionych, którzy zostali zmienieni w szakale, służyli oni bogu Śmierci, do puki nie spłacili swoich grzechów i nie mogli przejść do Świata Umarłych.
Niedługo potem naprzeciw nas stanęła armia Seta. Zaczęła się krwawa walka. Bogowie walczyli ze sobą i potworami natomiast demony zajęły się walką z potępionymi.
Wygraliśmy, większość demonów w tym Amora uciekła. Set został uwięziony w Otchłani, jednym z najgorszych wymiarów.
Do dziś do końca nie wiem jak zdołano mnie uśpić. Nie wiem nawet kto to zrobił. Prawie wszyscy bogowie byli do mnie nieprzychylnie nastawieni, a może to Amora. Tego nie wiem.
Ale 349 lat temu obudziłam się w Chamunaptrze. Nic nie pamiętałam. Wiedziałam tylko jak się nazywam. Aż do teraz.
W końcu skończyłam te całą historię przeszłości. Ten i kawałek poprzedniego rozdziału zostały napisane w 1 os, bo stwierdziłam że tak będzie to lepiej brzmiało. Mam jeszcze jedną wiadomość, następny rozdział będzie już epilogiem. Nie wiem czy kogoś to ruszy, ale mówię.
Ja stałam na dachu jednego z budynków obserwując wszystko z góry. Od czasu do czasu rzucałam jakieś zaklęcie na człowieka który uciekał lub demona który chciał zabić jeńców.
Zadanie zostało wykonane dość szybko. Wspólnie z Amorą otworzyłyśmy portal, do którego wchodzili najpierw zlęknieni ludzie, popychani przez rechoczących ludzi z łuskami, rogami, pazurami kłami i wieloma innymi atrybutami które odróżniali je od ludzi. Następne były potwory, smoki czekały na dachach płonących budynków aż wszyscy przejdą na druga stronę. Nie podobała się im ta sytuacja, ale wykonywały jej rozkazy. Szczerze mówiąc jej ta sytuacja również się nie podobała, wśród jeńców było wiele niewinnych osób
W końcu przyszedł moment na to aby i ona wróciła na dwór. Ale wtedy stało się, coś czego się nie spodziewała. Wśród gruzów pojawiła się Nefretete. Ubrana była ona w strój do walki. W dłoniach miała sai.
Demon we mnie obudził się. Uśmiechnęłam się. Amora spojrzała na mnie z pytająca miną.
- Wracaj, ja mam porachunki do załatwienia.
- Nie wolno ci sprzeciwiać się woli naszego pana.- oznajmiła swoim przesyconym jadem głosem
- Twojego pana - poprawiłam ją. Po czym ruszyłam w strona Nefretete. Smoki czekały nadal na to aż opuszczę Ziemię. Do każdego z nich wysłałam myślową wiadomość " Nie wtrącajcie się, dobrze".
W moich dłoniach również pojawiły się sai.
- Mogłaś coś wspomnieć o tym że dając mi nieśmiertelność jednocześnie stałam się potencjalnym nosicielem demona. - powiedziałam z wyrzutem. - to przez ciebie stałam się potworem.
- Chce naprawić swoje błędy. Pozwól sobie pomóc.
- Nie mogę jeszcze umrzeć, nie teraz. Przed śmiercią muszę pomścić kilka dusz.
Nefretete odpowiedziała atakiem. Zrobiłam unik, potem kolejny. Udało mi się ja zadrasnąć w ramię, ale rana natychmiast się zagoiła. Wymieniałyśmy się ciosami, zadając sobie lekkie rany, które nie dawały żadnej z nas przewagi. W końcu Nefretete przygwoździła mnie do ziemi i wycelowała ostrze w moje serce. Próbowałam ja odepchnąć, ale ostrze coraz bardziej cal po calu zbliżało się do mojego serca. Smoki tak jak prosiłam, nie wtrącały się.
Nagle ktoś zrzucił Nefretete z niej. Ku jej najwyższemu zdziwieniu była to Amora.Zielonooka spojrzała na mnie z pogardą, po czym odeszła wycierając pokrwawiony sztylet jakąś chusteczką.
Wstałam, nie miałam zielonego pojęcia dlaczego Amora mi pomogła. Nasuwały mi się dwa przypuszczenia. Pierwsze: dlatego że sama chcę mnie zabić. I drugie: Bo jestem potrzebna Setowi.
Spojrzałam na ciało Nefretete. Oddychała ona jeszcze i poruszała ustami. Jej głos był ledwie szeptem i nawet jej ciężko było wyłapać sens słów. Recytowała ona jakąś modlitwę lub zaklęcie.
- Pozwól że ukrócę twoje cierpienia. - powiedziałam - przykro mi że do naszego pojedynku musiała wtrącić się Amora. - oznajmiłam kucając obok niej. Z buta wyjęłam czarny sztylet z rękojeścią wysadzoną czerwonym diamentem.
Kobieta nadal poruszała ustami. Nagle złapała mnie za rękę w której nie miałam sztyletu. Jej uścisk był miażdżący. Dłoń, ramie, bark a następnie całe moje ciało przeszła błyskawica bólu, trwało to tylko chwilę, ale mi wydawało się że trwa to wieczność. W końcu ból ustąpił tylko tatuaż na lewym nadgarstku, przedstawiający łeb szakala pulsował bólem.
Do dziś, do końca, nie wiem co się wtedy stało. Zobaczyłam całe zło jakie wyrządziłam, poczułam to co czuli ludzie którzy wiedzieli że za chwilę umrą. Ich rozpacz, czasem nienawiść, niemoc i świadomość tego że zostawiają swoich bliskich, że nie powiedzieli im ważnych rzeczy.
Obudziły się we mnie uczucia którym demon we mnie nie pozwalał dojść do głosu. Czułam się tak jakby walczyły we mnie dwie świadomości. Z jednej, pragnienie chaosu i oczyszczenie Ziemi z ludzi, którzy ja niszczyli. Z drugiej współczucie do nich, niechęć do zadawania śmierci i cierpienia.
Przez wiele dni ukrywałam się na Ziemi. Nie wiedziałam co mam robić. Toczyłam walkę sama ze sobą. Smoki ani na chwile nie opuszczały mnie, zawsze czuwały przy mnie i próbowały wspierać. Nadal polowałam na ludzi, potrzebowałam ich krwi, aby przeżyć. Demon jej potrzebował.
Pewnego dnia odzyskałam spokój ducha i wytyczyłam sobie nowe cele w życiu. Aby przypieczętować każdą przysięgę, robiłam sobie głębokie nacięcia. Tamtego dnia postanowiłam zabijać tylko winnych, ludzi grzesznych. Postanowiłam także zemścić się na Secie i Amorze. Ale nie było to takie łatwe, Bóg - Niszczyciel po swojej stronie miał część bogów wszystkich starożytnych kultur, armie demonów i potworów. A ja miałam tylko 5 smoków.
Pomyślałam o bogach których Set nie przeciągnął na swoja stronę. Oni musieli również podejmować jakieś działania aby odeprzeć atak armii Seta. Mogłam do nich dołączyć. Ale nie było to takie łatwe, nie wiedziałam nawet gdzie ich szukać. Wymiarów były setki, nie wiedziałam w którym mogą żyć dobrzy bogowie. Nie wiedziałam także jak mogą na mnie zareagować, ale postanowiłam zaryzykować.
Tego samego dnia udałam się do świątyni boga Anubisa. Nie wiedziałam dlaczego akurat do tej. W Egipcie były setki świątyń, różnych bogów. Ale ja poszłam akurat do tej, może dlatego że kiedyś byłam kapłanką boga śmierci. Sama nie wiedziałam co robić aby wezwać boga na Ziemię. Jako człowiek często modliłam się do Anubisa, ale nigdy go nie widziałam. "Może teraz kiedy jestem, czymś ponad naturalnym uda mi się go tu przywołać", pomyślałam. Zaczęłam recytować modlitwy których nauczono mnie w świątyni.
Po jakimś czasie, tatuaż zaczął ćmić bólem. Sala w której byłam nagle wyludniła się, znalazłam się tam sama. Nagle za jednej z kolumn wyszło stworzenie wyglądające jak wielki, chudy, szakal chodzący na dwóch łapach. Stwór miał czarną sierść i bursztynowe oczy. Nie miał na sobie żadnego ubrania oprócz krótkiej spódniczki na biodrach.
Był to bóg Anubis. Widok ten może by mną wstrząsnął, ale gdybym była człowiekiem. Ale nie byłam człowiekiem, już nie. Zachowałam kamienna twarz i byłam w każdej chwili gotowa do ataku.
- Miło znów cię widzieć w mojej świątyni Shiereen - w jego głosie dało się słyszeć pomruk, ale mimo tego brzmiał on przyjaźnie.
- Chce dołączyć do was. Chcę walczyć przeciw Setowi i jego armii. - zachowywałam obojętny ton głosu.
- Dlaczego mam ci wierzyć? Jaka mam pewność że nie jesteś jego szpiegiem.
- Chcę zemścić się na Secie za to czym mnie uczynił.
Anubis przeniósł nas na dwór bogów Egipskich. Tam zebrała się rada, najważniejszych bogów wszystkich starożytnych kultur, aby zadecydować czy warto jej ufać.
Prawie nikt jej nie ufał i nie dziwiłam im się. Już dwa razy zdradziła, najpierw Nefrete teraz Seta. Powiedziałam im wszystko co wiem o planach Seta. Liczebności jego armii, gatunkach jakie się na nią składają, kogo przeciągnął na swoja stronę. Powiedziałam im wszystko co wiedziałam.
W końcu odbyło się głosowanie. Moje przyjęcie do bogów walczących przeciw Setowi zostało przegłosowane 1 głosem
Cierpliwie czekałam na dzień wojny chaosu, który w końcu nadszedł. Miejscem bitwy stanęła się część pustyni w pobliżu Chamunaptry, nie wiedziałam dlaczego. Byłam również bardzo zdziwiona tym że armia Seta jest miażdżąco większa od naszej, to musiały być jakieś żarty. Bogowie na naradach wojennych mówili o kilkusettysięcznej armii, której nigdzie nie widziałam.
Swoimi przemyśleniami podzieliłam się z Anubisem, który tylko się zaśmiał i powiedział mi że potrzebuje tylko trochę wiary. Odeszłam kawałek. Byliśmy na straconej pozycji, ale nikt nie wyglądał na zmartwionego.
W pewnej chwili w powietrzu rozniósł się szept " powstańcie", nie musiałam korzystać z swojego dobrego słuchu, ten szept po prostu roznosił się w powietrzu. Moją uwagę przykuło teraz to co działo się na terenie przed nami. Zaczęły się tam pojawiać stwory podobne do Anubisa. Przypominające wielkie szakale, miały one na sobie skórzane zbroje lub spódniczki, w łapach dzierżyli krótkie miecze, włócznie, łuki oraz wszelką możliwą broń jaką dysponowano w tamtych czasach. Po chwili niektóre z szakali zaczęły warczeć i krzyczeć na swoich pobratymców, którzy biegli na swoje pozycje, tak że w krótkim czasie stworzyli szyki bojowe.
Z niedowierzaniem patrzyłam na to.
- Armia potępionych... - tylko to przyszło mi do głowy. Według tego czego nauczono mnie w świątyni. Bóg Anubis posiadał Armie potępionych, była to armia złożona z ludzi potępionych, którzy zostali zmienieni w szakale, służyli oni bogu Śmierci, do puki nie spłacili swoich grzechów i nie mogli przejść do Świata Umarłych.
Niedługo potem naprzeciw nas stanęła armia Seta. Zaczęła się krwawa walka. Bogowie walczyli ze sobą i potworami natomiast demony zajęły się walką z potępionymi.
Wygraliśmy, większość demonów w tym Amora uciekła. Set został uwięziony w Otchłani, jednym z najgorszych wymiarów.
Do dziś do końca nie wiem jak zdołano mnie uśpić. Nie wiem nawet kto to zrobił. Prawie wszyscy bogowie byli do mnie nieprzychylnie nastawieni, a może to Amora. Tego nie wiem.
Ale 349 lat temu obudziłam się w Chamunaptrze. Nic nie pamiętałam. Wiedziałam tylko jak się nazywam. Aż do teraz.
W końcu skończyłam te całą historię przeszłości. Ten i kawałek poprzedniego rozdziału zostały napisane w 1 os, bo stwierdziłam że tak będzie to lepiej brzmiało. Mam jeszcze jedną wiadomość, następny rozdział będzie już epilogiem. Nie wiem czy kogoś to ruszy, ale mówię.
Rozdział 22
Shieren wstała, przyjęła pozycje do obrony. Ciężkie dwuskrzydłowe drzwi otworzyły się, do środka wszedł przystojny mężczyzna około 30. Miał on ciemną karnację skóry, miał czarne włosy i oczy w kolorze ciemnego złota. Ubrany był w ciemna koszulę, pod którą rysowały się mięśnie, i spodnie z jakiegoś dziwnego materiału. Mężczyzną uśmiechał się, miał równe, śnieżnobiałe zęby. Podniósł on ręce mówiąc,
- Spokojnie, nie chcę zrobić ci krzywdy. Usiądź, odpręż się, chciałbym z tobą porozmawiać.
Kobieta odczuła wewnętrzna potrzebę aby wykonać polecenie nieznajomego, usiadła w jednym z foteli. On zajął miejsce naprzeciw jej, przez chwilę przyglądał się jej. Jego bursztynowe, nieludzkie oczy wwiercały się w jej umysł i duszę. Patrzyła w nie zahipnotyzowana, nawet tatuaż na jej nadgarstku przedstawiający łeb szakala okolony kapturem, przestał jej dokuczać.
- Przepraszam, nie chciałem wchodzić do twojego umysłu, ale było to konieczne. Nefretete odwiedziła cię w twoim śnie, ale nie przekazała ci wszystkiego... - uśmiech zniknął z jego twarzy, wyglądał on na zmartwionego - Jest zbyt wiele rzeczy które musisz wiedzieć a mamy za mało czasu.
Nagle jej nadgarstki i kostki zostały przytwierdzone do poręczy i nóg fotela, nie mogła się ruszyć.
- Czego ode mnie do cholery chcesz? - wykrzyczała, ale mężczyzny nie było już w pokoju.
Shiereen przez kilkanaście minut szamotała się i próbowała uwolnić, na różne sposoby, ale magiczna lina uniemożliwiała jej ucieczkę. Po jakimś czasie od pokoju, przez okno, wleciały dwa kruki, usiadły one na poręczach fotela, na którym wcześniej siedział nieznajomy.
Zwierzęta były dosłownie identyczne, wyglądały jak swoje lustrzane odbicia, z jednym wyjątkiem. Jeden z nich był hebanowo- czarny natomiast drugi był śnieżnobiały. Oba ptaki wpatrywały się w nią podwójna parą ślepi o czerwonym kolorze. Po chwili czarny wzleciał w powietrze i wylądował na jej ramieniu. Próbowała się szarpać i jakoś spróbować zrzucić z siebie ptaka, ale liny oplotły się tylko ciaśniej.
Poczuła jak ptak sięga do jej ucha dziobem. Zalała ją fala wspomnień. Nauki w świątyni, zrobienie jej tatuażu i ustanowienie jej kapłanką boga Anubisa, atak Amory na nią, wejście do krainy umarłych z kąt później zabrała ją Nefretete, porwanie, tortury, obudzenie jaj smoków, mordowanie ludzi, połączenie się ze smokami, zdradzenie Seta, przyjście do Anubisa, wojna przeciw Setowi i pokonanie go a następnie wtrącenie do najgłębszych czeluści Otchłani.
Czarny ptak wrócił na poręcz, teraz na jej drugie ramię przyleciał biały kruk, zrobił to samo co swój brat, sięgnął w głąb jej ucha, oddając jej druga stronę wspomnień - uczucia. Przeżyła wszystkie chwile swojego życia jeszcze raz, teraz przeżywając każde uczucie na nowo.
Biały kruk dołączył do swojego brata.
Teraz pamiętała wszystko.
***
Przeszkodzę wam na chwile w czytaniu. Chce przedstawić pełna historie Shiereen. Skoro ona wszystko pamięta i wy powinniście wiedzieć to co ona. Ta część rozdziału napisałam w pierwszej osobie i powtarza się tu to co mówiła Nefretete, ale teraz Shiereen zwraca się do was, tak jakby opowiadała wam swoja historie i trochę inaczej będzie to brzmieć kiedy będzie mówiła o tym osoba która sama to przeżyła. Nie nudzę was dłużej, czytajcie.
***
Urodziłam się 1137 lat.p.n.e. Martwa. Moje serce zaczęło bić dopiero po chwili od mojego przyjścia na świat. W czasie tej chwili moja dusza zawędrowała na sąd Ozyrysa. Bóg życia zlitował się nade mną i pozwolił mojej duszy wrócić do ciała.
Istniała legenda o dzieciach takich jak ja. Mówiła ona że takie dzieci sa wybrankami bogów. Moja matka, nadała mi imię, w mowie której nie znała, Shiereen. W języku starszym niż Egipskie piramidy oznacza to "Poświęcona". Matka oddała mnie do świątyni boga Anubisa. Przez długi czas pobierałam nauki od kapłanów i kapłanek. Uczyłam się zaklęć, tego jak składać ofiary oraz zasad świata. Poznałam wiele sekretów o których nie wolno mi było mówić. W wieku 16 lat wytatuowano mi znak przynależności do boga Anubisa, wtedy oficjalnie zostałam jego kapłanką. Musiałam zerwać wszelkie kontakty z rodziną - ojcem,matką i starszą siostrą Amorą.
Starałam się jak najlepiej służyć bogu śmierci. Często przyjmowałam wysokich dostojników lub władców, którzy składali bogate dary dla mojej świątyni.
Od mojej inicjacji na kapłankę boga Anubisa minęło 3 lata. Nie miałam żadnych wieści o mojej rodzinie, nigdy o niej nie zapomniałam, często o nich myślałam. W świątyni żyłam dostatnio, niczego mi nie brakowało. A moja matka nie wywodziła się z bogatej warstwy społeczeństwa.
Pewnego dnia do mojej świątyni przyszła kobieta o zielonych oczach i złotych włosach. Wyglądało na to że przebyła ona długa drogę, była brudna a jej szata była podarta. Kobieta chciała się z nią widzieć ale strażnicy nie pozwolili jej na to. Następnego wieczoru ta sama zielonooka kobieta wkradła się do mojego pokoju. Powiedziała mi że jest moją siostrą i że zabiła naszych rodziców a teraz zabije mnie. Wcześniej nie rozpoznałam jej twarzy pod warstwą brudu i kurzu. Mówiła że ona musiała ciężko pracować podczas gdy ja żyłam wygodnie w pałacu. Powiedziała że jeżeli mnie zabije to jej pan da jej wielką moc. Dźgnęła mnie nożem. Do moich komnat wpadli strażnicy pojmali oni moją siostrę. Medycy i uzdrowiciele zdążyli zatamować krwotok i uratować moje życie.
Dwa dni po ataku na mnie, Amora miała zostać zabita. Prosiłam aby darowano jej życie, ale moje prośby nie zostały wysłuchane. W dzień egzekucji poszłam odwiedzić moja siostrę, powiedziałam że wybaczam jej to co zrobiła. Miałam nadzieję że nie zostanie ona potępiona. Amora mnie wyśmiała, mówiła że jej pan nie pozwoli jej umrzeć. Chciałam wiedzieć kim jest jej rzekomy pan. Odpowiedziała ona że jest nim Set, bóg - niszczyciel.
Kult Seta był zakazany. Jego świątynie uznano za nieczyste. Był on złym bogiem, poćwiartował on swojego brata.
Przez resztę dnia modliłam się do boga Anubisa aby ten uchronił duszę Amory przed ciemnością. I aby pokazać jak bardzo jej na tym zależy, pocięła sobie nadgarstki. Jednak jej rany zagoiły się w mgnieniu oka. Do jej komnat weszła kobieta, a raczej bogini. Była to najpiękniejsza kobieta jaką widziała w życiu. Miała ona jasną skórę i ciemne, długie lśniące włosy. Ubrana była w liliową suknię, spiętą w pasie srebrnym pasem. Na lewym nadgarstku brzęczały złote bransolety. Kroczyła ona bosko.
Upadłam na kolana i pochyliłam głowę przed boginią.
Ona podeszła do mnie przedstawiła się jako Nefretete i powiedziała mi że zainponowało jej moje poświęcenie dla Amory. Powiedziała ona że niedawno straciła jedną z córek, która poświęciła nieśmiertelność dla zwykłego człowieka którego pokochała i spytała czy nie chciałabym zająć jej miejsca.
Zgodziłam się. I to była najgorsza decyzją jaką podjęłam w swoim życiu. Jak się później okazało nie byłam jedyną. Nefretete miała kiedyś 13 córek, ale każda z nich zakochała się w jakimś śmiertelniku i oddawała swoją moc, aby móc żyć tak jak zwykli ludzie. Jej ostatnia najmłodsza córka, której miejsce zajęła ona, zakochała się w śmiertelniku, jednak nie poświęciła swojej nieśmiertelności. Pewnego dnia jej kochanek został zabity. Nihal popełniła samobójstwo z rozpaczy.
A ja zajęłam jej miejsce. Często schodziłam na Ziemię. Patrzyłam za życie ludzi, często w nie ingerowałam. Rozmawiałam z zwierzętami i śpiewałam drzewom, aby szybciej rosły.
Pewnego dnia poszłam do swojej dawnej świątyni w Chamunaptrze. Nikt jej nie widział, niektórzy może coś wyczuwali, ale nikt jej nie widział. Przechodziła przez znajome korytarze i sale. Przechadzała się po nich bez celu. Nagle kilku kapłanów zaczęło iść wprost na nią, było w nich coś dziwnego. Zaczęłam iść w stronę najbliższego wyjścia, oni ruszyli za mną. Przyśpieszyli. Teraz zauważyła że w sali są tylko ona 4 kapłanów i jedna postać w kącie, która teraz przykuła jej uwagę. Była ona ubrana w długi płaszcz, na głowie miała głęboki kaptur który zakrywał jej twarz.
- Nie... - wyszeptała
Kapłani zrzucili swoje szaty i pokazali swoje prawdziwe demoniczne oblicza. Postać w kącie, podeszła do mnie powoli. Demony trzymał trzymały moje ramiona w żelaznych uściskach, i tak nawet nie próbowałam się wyszarpnąć. Postać podeszła do mnie i zdjęła kaptur. Zobaczyłam niezwykle zielone oczy i ładna twarz okoloną miękkimi jasnymi lokami.
- Witaj siostro. - wysyczała Amora, po czym wbiła mi nóż w klatkę piersiową.
Z czasu zanim się obudziłam pamiętałam tylko niektóre zaklęcia z księgi umarłych i sztaraszliwy ból palący moje ciało. Nie mogłam poruszyć swoim ciałem, otworzyć oczu czy krzyczeć.
Obudziłam się. Leżałam na kamiennym stole. Moje nadgarstki i kostki zostały skrępowane. Gardło paliło mnie żywym ogniem, chciałam się napić. Ale z jakiegoś powodu wiedziałam że woda nie ugasi mojego pragnienia, potrzebowałam czegoś innego, potrzebowałam krwi.
Znany mi pełen nienawiści głos odezwał się gdzieś po mojej prawej.
- Nawet nie wiesz jak wielkie szczęście cię spotkało. Pan Chaosu wybrał cię na swoją służebnicę, to wielki zaszczyt. - oznajmiła, po czym wyszła z sali. Jakiś demon wszedł do środka, rozkuł mnie, siła postawił na nogach i przytrzymał.
Inny demon przyprowadził do środka jakiegoś człowieka. Jego ubranie wyglądało na kosztowne, jednak teraz było brudne, pokrawione i podarte. Był on celnikiem, widziałam jak chłosta on dziecko. Widziałam całe jego życie, ale to wydarzenie szczególnie ja poruszyło.
Przed porwaniem, widywała niesprawiedliwości. To jak ludzie o dużej władzy, wykorzystywali ja do tego aby panować nad słabszymi. Ludzie zabijali się nawzajem w bezsensownych bitwach. Składali krwawe ofiary bogom którzy ich nie potrzebowali.
Bez zastanowienia rzuciłam się na mężczyznę, wbiłam kły w jego szyję i piłam. Piłam łapczywie słodką ciemnoczerwoną ciecz.
Po jakimś czasie opanowałam potwora we mnie. Działałam według określonego planu, nie masakrowałam ludzi na ulicach. Czasem moimi ofiarami stawali się słudzy żyjący na dworze, czasem schodziłam na Ziemię w poszukiwaniu ofiar.
Po porwaniu zaczęłam widzieć wszystko inaczej. Zdobyłam również wiele nowych umiejętności. Widziałam całą przeszłość ludzi, a zwłaszcza ich występki. Od tamtej pory potrafię ich hipnotyzować, manipulować nimi, wzrosła także moja moc. Nabrałam również wielu innych umiejętności.
Pewnego dnia Amora przyszła do mojego pokoju. Nie widywałyśmy się zbyt często, pamiętałam o tym że chciała mnie zabić, ja wobec niej miałam podobne plany.
Przyszła ona po mnie, ponieważ nasz " Pan", a raczej jej, chciał się ze mną widzieć. Ja nie uznawałam nikogo nad sobą, sama byłam panią samej siebie i swojego losu.
Zostałam zaprowadzona do sali tronowej, wiedziałam już kogo tam zastanę. Seta. Ukazał się on mi w swojej ludzkiej postaci. Miał ciemną karnacje skóry i brązowe oczy. Był bardzo chudy, ale nie przesadnie.
Jak się spodziewałam, miał on dla mnie zadanie. Zaprowadził mnie po podziemi. Szłam za nim przez plątaninę korytarzy, aż w końcu weszliśmy do dużej sali. Było tam ogromne gniazdo w którym leżało 5 wielkich jaj. Spytałam Seta co za gatunek jest w tych jajach, nigdy nie widziałam jaj tak wielkich stworzeń. Powiedział mi że to smoki, i powiedział że chciałby aby młode gady się wykluły.
Bóg- niszczyciel zbierał armię, na która składały się demony a także potwory z przeróżnych kultur i mitologii. Set podporządkowywał je sobie i chciał je wykorzystać podczas walki z bogami którzy będą chcieli ochronić Ziemię i ludzi.
To właśnie ona podporządkowywała władzy Seta potwory, w przed porwaniem była blisko związana z naturą i to się nie zmieniło. Potrafiła rozmawiać z wszelkimi stworzeniami i naginać ich wolę do swojej.
Smoki były w pełni rozwinięte ale z jakiegoś powodu nie wykluwały się. Przez kilka dni rzucałam wiele zaklęć i przemawiałam do stworzeń w nich żyjących, w tym czasie między mną a smokami wytworzyła się dziwna więź. Po 5 dniach jaj pękły i wykluły się z nich stworzenia przypominające uskrzydlone jaszczurki. Miały one ciała pokryte lśniącymi łuskami, odpowiadającymi kolorowi ich jaja. Na grzbietach stworzeń i końcu ogona znajdowały się kolce. Każdy z smoków powiedział swoje imię. Shirikain ( biały), Safira( niebieski), Glaedr(złoty), Aster( czerwony) i Learchos(zielony).Nie potrafiły one mówić ludzka mową ale przekazywały jej słowa mową myślową. Co było dziwne ponieważ, utrzymywała zamknięty umysł. Smoki wyjaśniły jej to że w wymiarze z którego zostały zabrane, smoki zawiązały sojusz z tamtejszymi ludami. W ich wymiarze istnieli ludzie zwani Smoczymi Jeźdźcami, byli to ludzie,wojownicy którzy zostali wybrani przez smoka, który wiązł się z swoim jeźdźcem. Więź taka miała obustronne korzyści. Ludzie mogli władać magią i byli sprawniejsi fizycznie, natomiast smoki zyskiwały ludzką inteligęcje. Jeźdźcy wraz ze swoimi smokami pilnowali aby między ludami panował porządek.
Od kiedy osiągnęły one swoje dorosłe rozmiary, ja mogłam zmieniać się w smoka a smoki w ludzi. Było to dziwne, zarówno dla mnie jak i dla gadów.
Pewnego dnia, Set wezwał ją do siebie.
Weszłam do sali tronowej gdzie była już Amora. Skrzywiłam się i stanęłam w pewnej odległości od niej. Ich " pan" chciał aby razem z 100 podwładnych mu demonów i kilkoma potworami w tym smokami, udali się na Ziemię. Miał to być pokaz siły, mieliśmy zastraszyć ludzi i sprowadzić trochę ludzi w charakterze niewolników. Ja miałam objąć dowodzenie nad potworami, z czego Amora była wyraźnie niezadowolona. Demonami miał pokierować jakiś demon.
to tylko połowa historii Shiereen, jej dalsza część pojawi się dzisiaj wieczorem.
- Spokojnie, nie chcę zrobić ci krzywdy. Usiądź, odpręż się, chciałbym z tobą porozmawiać.
Kobieta odczuła wewnętrzna potrzebę aby wykonać polecenie nieznajomego, usiadła w jednym z foteli. On zajął miejsce naprzeciw jej, przez chwilę przyglądał się jej. Jego bursztynowe, nieludzkie oczy wwiercały się w jej umysł i duszę. Patrzyła w nie zahipnotyzowana, nawet tatuaż na jej nadgarstku przedstawiający łeb szakala okolony kapturem, przestał jej dokuczać.
- Przepraszam, nie chciałem wchodzić do twojego umysłu, ale było to konieczne. Nefretete odwiedziła cię w twoim śnie, ale nie przekazała ci wszystkiego... - uśmiech zniknął z jego twarzy, wyglądał on na zmartwionego - Jest zbyt wiele rzeczy które musisz wiedzieć a mamy za mało czasu.
Nagle jej nadgarstki i kostki zostały przytwierdzone do poręczy i nóg fotela, nie mogła się ruszyć.
- Czego ode mnie do cholery chcesz? - wykrzyczała, ale mężczyzny nie było już w pokoju.
Shiereen przez kilkanaście minut szamotała się i próbowała uwolnić, na różne sposoby, ale magiczna lina uniemożliwiała jej ucieczkę. Po jakimś czasie od pokoju, przez okno, wleciały dwa kruki, usiadły one na poręczach fotela, na którym wcześniej siedział nieznajomy.
Zwierzęta były dosłownie identyczne, wyglądały jak swoje lustrzane odbicia, z jednym wyjątkiem. Jeden z nich był hebanowo- czarny natomiast drugi był śnieżnobiały. Oba ptaki wpatrywały się w nią podwójna parą ślepi o czerwonym kolorze. Po chwili czarny wzleciał w powietrze i wylądował na jej ramieniu. Próbowała się szarpać i jakoś spróbować zrzucić z siebie ptaka, ale liny oplotły się tylko ciaśniej.
Poczuła jak ptak sięga do jej ucha dziobem. Zalała ją fala wspomnień. Nauki w świątyni, zrobienie jej tatuażu i ustanowienie jej kapłanką boga Anubisa, atak Amory na nią, wejście do krainy umarłych z kąt później zabrała ją Nefretete, porwanie, tortury, obudzenie jaj smoków, mordowanie ludzi, połączenie się ze smokami, zdradzenie Seta, przyjście do Anubisa, wojna przeciw Setowi i pokonanie go a następnie wtrącenie do najgłębszych czeluści Otchłani.
Czarny ptak wrócił na poręcz, teraz na jej drugie ramię przyleciał biały kruk, zrobił to samo co swój brat, sięgnął w głąb jej ucha, oddając jej druga stronę wspomnień - uczucia. Przeżyła wszystkie chwile swojego życia jeszcze raz, teraz przeżywając każde uczucie na nowo.
Biały kruk dołączył do swojego brata.
Teraz pamiętała wszystko.
***
Przeszkodzę wam na chwile w czytaniu. Chce przedstawić pełna historie Shiereen. Skoro ona wszystko pamięta i wy powinniście wiedzieć to co ona. Ta część rozdziału napisałam w pierwszej osobie i powtarza się tu to co mówiła Nefretete, ale teraz Shiereen zwraca się do was, tak jakby opowiadała wam swoja historie i trochę inaczej będzie to brzmieć kiedy będzie mówiła o tym osoba która sama to przeżyła. Nie nudzę was dłużej, czytajcie.
***
Urodziłam się 1137 lat.p.n.e. Martwa. Moje serce zaczęło bić dopiero po chwili od mojego przyjścia na świat. W czasie tej chwili moja dusza zawędrowała na sąd Ozyrysa. Bóg życia zlitował się nade mną i pozwolił mojej duszy wrócić do ciała.
Istniała legenda o dzieciach takich jak ja. Mówiła ona że takie dzieci sa wybrankami bogów. Moja matka, nadała mi imię, w mowie której nie znała, Shiereen. W języku starszym niż Egipskie piramidy oznacza to "Poświęcona". Matka oddała mnie do świątyni boga Anubisa. Przez długi czas pobierałam nauki od kapłanów i kapłanek. Uczyłam się zaklęć, tego jak składać ofiary oraz zasad świata. Poznałam wiele sekretów o których nie wolno mi było mówić. W wieku 16 lat wytatuowano mi znak przynależności do boga Anubisa, wtedy oficjalnie zostałam jego kapłanką. Musiałam zerwać wszelkie kontakty z rodziną - ojcem,matką i starszą siostrą Amorą.
Starałam się jak najlepiej służyć bogu śmierci. Często przyjmowałam wysokich dostojników lub władców, którzy składali bogate dary dla mojej świątyni.
Od mojej inicjacji na kapłankę boga Anubisa minęło 3 lata. Nie miałam żadnych wieści o mojej rodzinie, nigdy o niej nie zapomniałam, często o nich myślałam. W świątyni żyłam dostatnio, niczego mi nie brakowało. A moja matka nie wywodziła się z bogatej warstwy społeczeństwa.
Pewnego dnia do mojej świątyni przyszła kobieta o zielonych oczach i złotych włosach. Wyglądało na to że przebyła ona długa drogę, była brudna a jej szata była podarta. Kobieta chciała się z nią widzieć ale strażnicy nie pozwolili jej na to. Następnego wieczoru ta sama zielonooka kobieta wkradła się do mojego pokoju. Powiedziała mi że jest moją siostrą i że zabiła naszych rodziców a teraz zabije mnie. Wcześniej nie rozpoznałam jej twarzy pod warstwą brudu i kurzu. Mówiła że ona musiała ciężko pracować podczas gdy ja żyłam wygodnie w pałacu. Powiedziała że jeżeli mnie zabije to jej pan da jej wielką moc. Dźgnęła mnie nożem. Do moich komnat wpadli strażnicy pojmali oni moją siostrę. Medycy i uzdrowiciele zdążyli zatamować krwotok i uratować moje życie.
Dwa dni po ataku na mnie, Amora miała zostać zabita. Prosiłam aby darowano jej życie, ale moje prośby nie zostały wysłuchane. W dzień egzekucji poszłam odwiedzić moja siostrę, powiedziałam że wybaczam jej to co zrobiła. Miałam nadzieję że nie zostanie ona potępiona. Amora mnie wyśmiała, mówiła że jej pan nie pozwoli jej umrzeć. Chciałam wiedzieć kim jest jej rzekomy pan. Odpowiedziała ona że jest nim Set, bóg - niszczyciel.
Kult Seta był zakazany. Jego świątynie uznano za nieczyste. Był on złym bogiem, poćwiartował on swojego brata.
Przez resztę dnia modliłam się do boga Anubisa aby ten uchronił duszę Amory przed ciemnością. I aby pokazać jak bardzo jej na tym zależy, pocięła sobie nadgarstki. Jednak jej rany zagoiły się w mgnieniu oka. Do jej komnat weszła kobieta, a raczej bogini. Była to najpiękniejsza kobieta jaką widziała w życiu. Miała ona jasną skórę i ciemne, długie lśniące włosy. Ubrana była w liliową suknię, spiętą w pasie srebrnym pasem. Na lewym nadgarstku brzęczały złote bransolety. Kroczyła ona bosko.
Upadłam na kolana i pochyliłam głowę przed boginią.
Ona podeszła do mnie przedstawiła się jako Nefretete i powiedziała mi że zainponowało jej moje poświęcenie dla Amory. Powiedziała ona że niedawno straciła jedną z córek, która poświęciła nieśmiertelność dla zwykłego człowieka którego pokochała i spytała czy nie chciałabym zająć jej miejsca.
Zgodziłam się. I to była najgorsza decyzją jaką podjęłam w swoim życiu. Jak się później okazało nie byłam jedyną. Nefretete miała kiedyś 13 córek, ale każda z nich zakochała się w jakimś śmiertelniku i oddawała swoją moc, aby móc żyć tak jak zwykli ludzie. Jej ostatnia najmłodsza córka, której miejsce zajęła ona, zakochała się w śmiertelniku, jednak nie poświęciła swojej nieśmiertelności. Pewnego dnia jej kochanek został zabity. Nihal popełniła samobójstwo z rozpaczy.
A ja zajęłam jej miejsce. Często schodziłam na Ziemię. Patrzyłam za życie ludzi, często w nie ingerowałam. Rozmawiałam z zwierzętami i śpiewałam drzewom, aby szybciej rosły.
Pewnego dnia poszłam do swojej dawnej świątyni w Chamunaptrze. Nikt jej nie widział, niektórzy może coś wyczuwali, ale nikt jej nie widział. Przechodziła przez znajome korytarze i sale. Przechadzała się po nich bez celu. Nagle kilku kapłanów zaczęło iść wprost na nią, było w nich coś dziwnego. Zaczęłam iść w stronę najbliższego wyjścia, oni ruszyli za mną. Przyśpieszyli. Teraz zauważyła że w sali są tylko ona 4 kapłanów i jedna postać w kącie, która teraz przykuła jej uwagę. Była ona ubrana w długi płaszcz, na głowie miała głęboki kaptur który zakrywał jej twarz.
- Nie... - wyszeptała
Kapłani zrzucili swoje szaty i pokazali swoje prawdziwe demoniczne oblicza. Postać w kącie, podeszła do mnie powoli. Demony trzymał trzymały moje ramiona w żelaznych uściskach, i tak nawet nie próbowałam się wyszarpnąć. Postać podeszła do mnie i zdjęła kaptur. Zobaczyłam niezwykle zielone oczy i ładna twarz okoloną miękkimi jasnymi lokami.
- Witaj siostro. - wysyczała Amora, po czym wbiła mi nóż w klatkę piersiową.
Z czasu zanim się obudziłam pamiętałam tylko niektóre zaklęcia z księgi umarłych i sztaraszliwy ból palący moje ciało. Nie mogłam poruszyć swoim ciałem, otworzyć oczu czy krzyczeć.
Obudziłam się. Leżałam na kamiennym stole. Moje nadgarstki i kostki zostały skrępowane. Gardło paliło mnie żywym ogniem, chciałam się napić. Ale z jakiegoś powodu wiedziałam że woda nie ugasi mojego pragnienia, potrzebowałam czegoś innego, potrzebowałam krwi.
Znany mi pełen nienawiści głos odezwał się gdzieś po mojej prawej.
- Nawet nie wiesz jak wielkie szczęście cię spotkało. Pan Chaosu wybrał cię na swoją służebnicę, to wielki zaszczyt. - oznajmiła, po czym wyszła z sali. Jakiś demon wszedł do środka, rozkuł mnie, siła postawił na nogach i przytrzymał.
Inny demon przyprowadził do środka jakiegoś człowieka. Jego ubranie wyglądało na kosztowne, jednak teraz było brudne, pokrawione i podarte. Był on celnikiem, widziałam jak chłosta on dziecko. Widziałam całe jego życie, ale to wydarzenie szczególnie ja poruszyło.
Przed porwaniem, widywała niesprawiedliwości. To jak ludzie o dużej władzy, wykorzystywali ja do tego aby panować nad słabszymi. Ludzie zabijali się nawzajem w bezsensownych bitwach. Składali krwawe ofiary bogom którzy ich nie potrzebowali.
Bez zastanowienia rzuciłam się na mężczyznę, wbiłam kły w jego szyję i piłam. Piłam łapczywie słodką ciemnoczerwoną ciecz.
Po jakimś czasie opanowałam potwora we mnie. Działałam według określonego planu, nie masakrowałam ludzi na ulicach. Czasem moimi ofiarami stawali się słudzy żyjący na dworze, czasem schodziłam na Ziemię w poszukiwaniu ofiar.
Po porwaniu zaczęłam widzieć wszystko inaczej. Zdobyłam również wiele nowych umiejętności. Widziałam całą przeszłość ludzi, a zwłaszcza ich występki. Od tamtej pory potrafię ich hipnotyzować, manipulować nimi, wzrosła także moja moc. Nabrałam również wielu innych umiejętności.
Pewnego dnia Amora przyszła do mojego pokoju. Nie widywałyśmy się zbyt często, pamiętałam o tym że chciała mnie zabić, ja wobec niej miałam podobne plany.
Przyszła ona po mnie, ponieważ nasz " Pan", a raczej jej, chciał się ze mną widzieć. Ja nie uznawałam nikogo nad sobą, sama byłam panią samej siebie i swojego losu.
Zostałam zaprowadzona do sali tronowej, wiedziałam już kogo tam zastanę. Seta. Ukazał się on mi w swojej ludzkiej postaci. Miał ciemną karnacje skóry i brązowe oczy. Był bardzo chudy, ale nie przesadnie.
Jak się spodziewałam, miał on dla mnie zadanie. Zaprowadził mnie po podziemi. Szłam za nim przez plątaninę korytarzy, aż w końcu weszliśmy do dużej sali. Było tam ogromne gniazdo w którym leżało 5 wielkich jaj. Spytałam Seta co za gatunek jest w tych jajach, nigdy nie widziałam jaj tak wielkich stworzeń. Powiedział mi że to smoki, i powiedział że chciałby aby młode gady się wykluły.
Bóg- niszczyciel zbierał armię, na która składały się demony a także potwory z przeróżnych kultur i mitologii. Set podporządkowywał je sobie i chciał je wykorzystać podczas walki z bogami którzy będą chcieli ochronić Ziemię i ludzi.
To właśnie ona podporządkowywała władzy Seta potwory, w przed porwaniem była blisko związana z naturą i to się nie zmieniło. Potrafiła rozmawiać z wszelkimi stworzeniami i naginać ich wolę do swojej.
Smoki były w pełni rozwinięte ale z jakiegoś powodu nie wykluwały się. Przez kilka dni rzucałam wiele zaklęć i przemawiałam do stworzeń w nich żyjących, w tym czasie między mną a smokami wytworzyła się dziwna więź. Po 5 dniach jaj pękły i wykluły się z nich stworzenia przypominające uskrzydlone jaszczurki. Miały one ciała pokryte lśniącymi łuskami, odpowiadającymi kolorowi ich jaja. Na grzbietach stworzeń i końcu ogona znajdowały się kolce. Każdy z smoków powiedział swoje imię. Shirikain ( biały), Safira( niebieski), Glaedr(złoty), Aster( czerwony) i Learchos(zielony).Nie potrafiły one mówić ludzka mową ale przekazywały jej słowa mową myślową. Co było dziwne ponieważ, utrzymywała zamknięty umysł. Smoki wyjaśniły jej to że w wymiarze z którego zostały zabrane, smoki zawiązały sojusz z tamtejszymi ludami. W ich wymiarze istnieli ludzie zwani Smoczymi Jeźdźcami, byli to ludzie,wojownicy którzy zostali wybrani przez smoka, który wiązł się z swoim jeźdźcem. Więź taka miała obustronne korzyści. Ludzie mogli władać magią i byli sprawniejsi fizycznie, natomiast smoki zyskiwały ludzką inteligęcje. Jeźdźcy wraz ze swoimi smokami pilnowali aby między ludami panował porządek.
Od kiedy osiągnęły one swoje dorosłe rozmiary, ja mogłam zmieniać się w smoka a smoki w ludzi. Było to dziwne, zarówno dla mnie jak i dla gadów.
Pewnego dnia, Set wezwał ją do siebie.
Weszłam do sali tronowej gdzie była już Amora. Skrzywiłam się i stanęłam w pewnej odległości od niej. Ich " pan" chciał aby razem z 100 podwładnych mu demonów i kilkoma potworami w tym smokami, udali się na Ziemię. Miał to być pokaz siły, mieliśmy zastraszyć ludzi i sprowadzić trochę ludzi w charakterze niewolników. Ja miałam objąć dowodzenie nad potworami, z czego Amora była wyraźnie niezadowolona. Demonami miał pokierować jakiś demon.
to tylko połowa historii Shiereen, jej dalsza część pojawi się dzisiaj wieczorem.
sobota, 2 listopada 2013
Rozdział 21
Shiereen zdążyła zrobić unik zanim trójząb wbił się jej w łydkę. Sai zmieniły się w dwa długie miecze o lekko zakrzywionych ostrzach. Broń przeciwnika również przeszła transformację, teraz trzymał on dwuręczny miecz. Rebeka odparowała kolejny cios. Po czym wytraciła z łapy miecz kolejnemu przeciwnikowi i zadała mu cięcie w udo. Następnie odparowała kolejny cios czarnego stwora i odpowiedziała tym samym, udało jej się zranić go w bark. Gdzieś obok Szejtan warczał, ale nie miała czasu na to aby na niego spojrzeć.
Stworzenia przypominające szakale, były o wiele groźniejszymi przeciwnikami niż wampiry z którymi walczyła kilka dni temu. Wampiry działały bez planu, nie były przeszkolone w walce i były zbyt pewne siebie. Sądziły że przewaga liczebna pozwoli im wygrać. To je zgubiło.
Natomiast szakale doskonale walczyły, były zgrane i miały przewagę liczebną. Po kilku minutach jeden z nich wytrącił jej miecz z ręki, chwile później kolejny. Poczuła uderzenie w tył głowy i wszystko ogarnęła ciemność.
Obudziła się ona w jakimś ogrodzie. Słońce przyjemnie pieściło jej skórę i skrzydła. W powietrzu unosiła się ciężka woń kwiatów. Wiatr poruszał listkami drzew i kwiatami które tam rosły. Jedne z nich były dla niej znajome inne nie. Rosły tam tam jabłonie, magnolie, narcyzy, storczyki, róże a także kwiaty których nigdy nie widziała. Jedne z nich były bardzo jaskrawe inne nie przyciągały wzroku swoim kolorem, ale za to miały bardzo dziwne kształty.
Dopiero po chwili zauważyła że nie jest sama w tym ogrodzie. W drewnianej altance siedziała kobieta około 30, miała ona jasne włosy i ciepłe, wesołe niebieskie oczy. Ubrana była w białą sukienkę, spiętą srebrnym pasem w talii. Była bardzo ładna.
- Usiądź obok mnie. Musimy porozmawiać, a nie mamy wiele czasu. - jej głos był łagodny acz stanowczy.
Shiereen mimowolnie posłuchała jej i usiadła naprzeciwko blondynki.
- Moje imię to Nefretete. Ty i ja znajdujemy się obecnie w twoim śnie, inaczej nie mogę się z tobą porozumieć. A teraz przejdźmy do rzeczy. Czy wiesz co działo się przed twoim przebudzeniem w Chamunaptrze?
Shiereen przypomniała sobie dzień gdy 352 lata temu obudziła się na Saharze. Nie miała wtedy pojęcia o tym gdzie się znajduje, i jak się tam znalazła. Kilkakrotnie próbowała szukać tego miejsca po tym jak je opuściła.Sądziła że znajdzie może tam jakąś wskazówkę na temat swojej przeszłości.
- Nie. - odpowiedziała krótko.
- Będzie to dla ciebie trudne do przyjęcia. Ale proszę uwierz mi.... Urodziłaś się przeszło 3 tysiące lat temu w Egipcie. Narodziłaś się martwa, twoje serce zaczęło bić dopiero kilka minut po twoich narodzinach. Istniała legenda o takich dzieciach jak ty, które wróciły do świata żywych.Mówiła ona że takie dzieci w zaświatach zostawiają swój cień, złą stronę swojej duszy i wracają na ziemię jako istoty czyste. Dzieci takie miały być związane ze śmiercią, ponieważ wróciły one z zaświatów.Twoja matka dała ci na imię Shiereen co oznacza poświęcona, i oddała cię do świątyni gdzie po wielu latach nauk został ci wytatuowany znak przynależności do boga Anubisa i zostałaś jego kapłanką. Twoja starsza siostra Amora była zazdrosna, ponieważ ona żyła ubogo i musiała pracować na roli wraz z matką i ojcem.
Pewnego dnia przyszła ona do świątyni i dźgnęła cię nożem, a następnie pozostawiła abyś się wykrwawiła. Mimo tego że Amora chciała twojej śmierci, ty jej wybaczyłaś. Wzruszyło mnie to jaka dobra byłaś, dla swojej morderczyni. Zeszłam na ziemię, uleczyłam twoje rany i dałam ci boską moc i uczyniłam cie jedną z moich córek.
Twoja dusza była nieskalana żadnym grzechem. Szeptałaś do mężom aby nie zdradzali swoich żon, lub by wybaczali im zdrady. Mówiłaś wspólnikowi aby nie oszukiwał wspólnika. Śpiewałaś zwierzętom i roślinom. Skracałaś cierpienie zwierzętom które mogły cierpieć jeszcze kilka dni. Nigdy nie zbliżyłaś się do żadnego mężczyzny, chociaż wielu ludzi i bogów zabiegało o twoje względy.
Twoja siostra nadal pałała do ciebie nienawiścią. Widziała że uratowałam ciebie. Nadal chciała twojej śmierci. Zaczęła modlić się i składać ofiary dla boga Seta aby ten dał boska moc aby mogła cie zabić. Bóg chaosu kazał jej zabić matkę i ojca co zrobiła. Set dał jej moc której tak pragnęła, od tego czasu miała mu służyć.
Bóg kazał porwać cię, swoim poplecznikom. Zbierał on armię, chciał zemścić się na ludziach którzy nie chcieli już czcić go jako boga, chciał zawładnąć Egiptem i innymi krainami ( od autorki:Grecja, Rzym itp). Przeciągał on na swoja stronę bogów i boginie. Chciał też abyś i ty mu służyła.
Udał się on do krainy umarłych i wyprowadził z tamtąd twój cień po czym połączył go z tobą. Zawładnęła tobą ciemność. Zaczęłaś mordować ludzi, torturować ich. Zmuszałaś potwory do tego by służyły Setowi.
Pewnego dnia wydał wydał on ci rozkaz tego abyś przebudziła 5 jaj jakiegoś stworzenia. To właśnie dla tego Set kazał cię porwać i sprowadził twój cień z Otchłani do świata żywych. Tylko ty potrafisz to zrobić. W końcu udało ci się, smoki wykluły się. Nawiązałaś z nimi więź, były posłuszne tylko tobie. Set był wściekły, miał cię zabić po wykluciu smoków. ..
Coś się działo, Rebeka to czuła. Kwiaty nagle zwiędły. Liście uschły i opadły, nagie gałęzie drzew sięgały po nią.
- Shiereen, musisz mi zaufać. To co ci powiedziałam to prawda. Set będzie próbował znów przeciągnąć cię na swoja stronę. - teraz jej głos był przepełniony paniką. Nefretete wypowiadała słowa z szybkością karabinu maszynowego. Stawała się coraz bledsza, jej skóra zaczęła pękać i łuszczyć się - Nie...wolno...musisz...mrok...on...dopaść.
Shiereen obudziła się z okropnym bólem głowy. Przez kilka sekund nie wiedziała, gdzie jest ani co się stało. Dopiero po chwili przypomniała sobie wszystko. Natychmiast poderwała się, gotowa do obrony. Zakręciło się jej w głowie. Nadal była człowiekiem, teoretycznie. Choć inaczej nie mogła nazwać stanu w którym się znajdowała, nie miała żadnych nadnaturalnych zdolności.
Siedziała na ogromnym łóżku w zaciemnionym pokoju. Część pomieszczenia w której się znajdowała wyglądała na sypialnię. Stały w niej łóżko, komoda stoliki nocne i kilka podobnych mebli. Sypialnia przechodziła w następne pomieszczenie. Przeszła do kolejnego pomieszczenia, które wyglądało na salon. Były tam stoły, biurko, komoda i sofa. Wszystkie drewniane meble, zostały wykonane z ciężkiego drewna i każdy z nich był bogato zdobiony płaskorzeźbami. W pokojach znajdowały się okna a raczej wycięcia w murze, jednak gdy wytężała swój ludzki wzrok widziała jak widok za oknem lekko faluje. Oznaczało to że okno jest zabezpieczone zaklęciem. Ciężkie drzwi pewnie też były zabezpieczone.
Nie mogła zrobić dosłownie nic. Nie miała magii ani żadnych wrodzonych nadnaturalnych zdolności. Zaczęła analizować swoja sytuację. Nie wiedziała kto zlecił jej porwanie, ani kim byli porywacze. Porwanie dla okupu nie wchodzi w grę, takie sytuacje w Prawdziwym świecie nie istnieją. Jeżeli nie została zabita do tej pory to istniały dwie opcje. Ten kto zlecił porwanie czegoś od niej chce. A druga alternatywa to to że ktoś chce wyrównać z nią porachunki. Do głowy przychodziły jej tylko wampiry. Ale one nie zleciłyby jej porwania przerośniętym szakalom. W jej głowie rodziło się coraz to więcej teorii.
Po jakimś czasie przypomniała sobie o dziwnym śnie. Wydawał się on jej bardzo rzeczywisty. Nikt nie wiedział o tym że przeszło 300 lat temu obudziła się w Chamunaptrze, mitycznym mieście umarłych, z amnezją. Podczas gdy nie mogła władać magią, była podatna na ataki umysłowe, to by wyjaśniało ból głowy. A może to jej własna głowa płata jej figle? Sama nie wiedziała co myśleć o słowach tej kobiety, było w niej coś znajomego. Nefretete mówiła o niej tak jakby ja znała....
Ktoś wszedł do drugiego pomieszczenia...
Mamy kolejny rozdzialik. Szaleje. Kolejne rozdziały pojawiają się szybciej niż wcześniej. Korzystam z tego że mam wenę i długi weekend. Zapraszam wszystkich na mojego nowego bloga
http://historiesztyletnicy.blogspot.com/
Kurcze bym zapomniała. Za szablon serdecznie dziękuję Zaczarowanym-Szablonom.
Proszę was. Komentujcie, to już ostatnie rozdziały na tym blogu. Zróbcie przyjemność tej smutnej dziewczynie i komentujcie jej wypocimy.
P.S. Następna notka pojawi się na http://historiesztyletnicy.blogspot.com/ Serdecznie zapraszam.
Stworzenia przypominające szakale, były o wiele groźniejszymi przeciwnikami niż wampiry z którymi walczyła kilka dni temu. Wampiry działały bez planu, nie były przeszkolone w walce i były zbyt pewne siebie. Sądziły że przewaga liczebna pozwoli im wygrać. To je zgubiło.
Natomiast szakale doskonale walczyły, były zgrane i miały przewagę liczebną. Po kilku minutach jeden z nich wytrącił jej miecz z ręki, chwile później kolejny. Poczuła uderzenie w tył głowy i wszystko ogarnęła ciemność.
Obudziła się ona w jakimś ogrodzie. Słońce przyjemnie pieściło jej skórę i skrzydła. W powietrzu unosiła się ciężka woń kwiatów. Wiatr poruszał listkami drzew i kwiatami które tam rosły. Jedne z nich były dla niej znajome inne nie. Rosły tam tam jabłonie, magnolie, narcyzy, storczyki, róże a także kwiaty których nigdy nie widziała. Jedne z nich były bardzo jaskrawe inne nie przyciągały wzroku swoim kolorem, ale za to miały bardzo dziwne kształty.
Dopiero po chwili zauważyła że nie jest sama w tym ogrodzie. W drewnianej altance siedziała kobieta około 30, miała ona jasne włosy i ciepłe, wesołe niebieskie oczy. Ubrana była w białą sukienkę, spiętą srebrnym pasem w talii. Była bardzo ładna.
- Usiądź obok mnie. Musimy porozmawiać, a nie mamy wiele czasu. - jej głos był łagodny acz stanowczy.
Shiereen mimowolnie posłuchała jej i usiadła naprzeciwko blondynki.
- Moje imię to Nefretete. Ty i ja znajdujemy się obecnie w twoim śnie, inaczej nie mogę się z tobą porozumieć. A teraz przejdźmy do rzeczy. Czy wiesz co działo się przed twoim przebudzeniem w Chamunaptrze?
Shiereen przypomniała sobie dzień gdy 352 lata temu obudziła się na Saharze. Nie miała wtedy pojęcia o tym gdzie się znajduje, i jak się tam znalazła. Kilkakrotnie próbowała szukać tego miejsca po tym jak je opuściła.Sądziła że znajdzie może tam jakąś wskazówkę na temat swojej przeszłości.
- Nie. - odpowiedziała krótko.
- Będzie to dla ciebie trudne do przyjęcia. Ale proszę uwierz mi.... Urodziłaś się przeszło 3 tysiące lat temu w Egipcie. Narodziłaś się martwa, twoje serce zaczęło bić dopiero kilka minut po twoich narodzinach. Istniała legenda o takich dzieciach jak ty, które wróciły do świata żywych.Mówiła ona że takie dzieci w zaświatach zostawiają swój cień, złą stronę swojej duszy i wracają na ziemię jako istoty czyste. Dzieci takie miały być związane ze śmiercią, ponieważ wróciły one z zaświatów.Twoja matka dała ci na imię Shiereen co oznacza poświęcona, i oddała cię do świątyni gdzie po wielu latach nauk został ci wytatuowany znak przynależności do boga Anubisa i zostałaś jego kapłanką. Twoja starsza siostra Amora była zazdrosna, ponieważ ona żyła ubogo i musiała pracować na roli wraz z matką i ojcem.
Pewnego dnia przyszła ona do świątyni i dźgnęła cię nożem, a następnie pozostawiła abyś się wykrwawiła. Mimo tego że Amora chciała twojej śmierci, ty jej wybaczyłaś. Wzruszyło mnie to jaka dobra byłaś, dla swojej morderczyni. Zeszłam na ziemię, uleczyłam twoje rany i dałam ci boską moc i uczyniłam cie jedną z moich córek.
Twoja dusza była nieskalana żadnym grzechem. Szeptałaś do mężom aby nie zdradzali swoich żon, lub by wybaczali im zdrady. Mówiłaś wspólnikowi aby nie oszukiwał wspólnika. Śpiewałaś zwierzętom i roślinom. Skracałaś cierpienie zwierzętom które mogły cierpieć jeszcze kilka dni. Nigdy nie zbliżyłaś się do żadnego mężczyzny, chociaż wielu ludzi i bogów zabiegało o twoje względy.
Twoja siostra nadal pałała do ciebie nienawiścią. Widziała że uratowałam ciebie. Nadal chciała twojej śmierci. Zaczęła modlić się i składać ofiary dla boga Seta aby ten dał boska moc aby mogła cie zabić. Bóg chaosu kazał jej zabić matkę i ojca co zrobiła. Set dał jej moc której tak pragnęła, od tego czasu miała mu służyć.
Bóg kazał porwać cię, swoim poplecznikom. Zbierał on armię, chciał zemścić się na ludziach którzy nie chcieli już czcić go jako boga, chciał zawładnąć Egiptem i innymi krainami ( od autorki:Grecja, Rzym itp). Przeciągał on na swoja stronę bogów i boginie. Chciał też abyś i ty mu służyła.
Udał się on do krainy umarłych i wyprowadził z tamtąd twój cień po czym połączył go z tobą. Zawładnęła tobą ciemność. Zaczęłaś mordować ludzi, torturować ich. Zmuszałaś potwory do tego by służyły Setowi.
Pewnego dnia wydał wydał on ci rozkaz tego abyś przebudziła 5 jaj jakiegoś stworzenia. To właśnie dla tego Set kazał cię porwać i sprowadził twój cień z Otchłani do świata żywych. Tylko ty potrafisz to zrobić. W końcu udało ci się, smoki wykluły się. Nawiązałaś z nimi więź, były posłuszne tylko tobie. Set był wściekły, miał cię zabić po wykluciu smoków. ..
Coś się działo, Rebeka to czuła. Kwiaty nagle zwiędły. Liście uschły i opadły, nagie gałęzie drzew sięgały po nią.
- Shiereen, musisz mi zaufać. To co ci powiedziałam to prawda. Set będzie próbował znów przeciągnąć cię na swoja stronę. - teraz jej głos był przepełniony paniką. Nefretete wypowiadała słowa z szybkością karabinu maszynowego. Stawała się coraz bledsza, jej skóra zaczęła pękać i łuszczyć się - Nie...wolno...musisz...mrok...on...dopaść.
Shiereen obudziła się z okropnym bólem głowy. Przez kilka sekund nie wiedziała, gdzie jest ani co się stało. Dopiero po chwili przypomniała sobie wszystko. Natychmiast poderwała się, gotowa do obrony. Zakręciło się jej w głowie. Nadal była człowiekiem, teoretycznie. Choć inaczej nie mogła nazwać stanu w którym się znajdowała, nie miała żadnych nadnaturalnych zdolności.
Siedziała na ogromnym łóżku w zaciemnionym pokoju. Część pomieszczenia w której się znajdowała wyglądała na sypialnię. Stały w niej łóżko, komoda stoliki nocne i kilka podobnych mebli. Sypialnia przechodziła w następne pomieszczenie. Przeszła do kolejnego pomieszczenia, które wyglądało na salon. Były tam stoły, biurko, komoda i sofa. Wszystkie drewniane meble, zostały wykonane z ciężkiego drewna i każdy z nich był bogato zdobiony płaskorzeźbami. W pokojach znajdowały się okna a raczej wycięcia w murze, jednak gdy wytężała swój ludzki wzrok widziała jak widok za oknem lekko faluje. Oznaczało to że okno jest zabezpieczone zaklęciem. Ciężkie drzwi pewnie też były zabezpieczone.
Nie mogła zrobić dosłownie nic. Nie miała magii ani żadnych wrodzonych nadnaturalnych zdolności. Zaczęła analizować swoja sytuację. Nie wiedziała kto zlecił jej porwanie, ani kim byli porywacze. Porwanie dla okupu nie wchodzi w grę, takie sytuacje w Prawdziwym świecie nie istnieją. Jeżeli nie została zabita do tej pory to istniały dwie opcje. Ten kto zlecił porwanie czegoś od niej chce. A druga alternatywa to to że ktoś chce wyrównać z nią porachunki. Do głowy przychodziły jej tylko wampiry. Ale one nie zleciłyby jej porwania przerośniętym szakalom. W jej głowie rodziło się coraz to więcej teorii.
Po jakimś czasie przypomniała sobie o dziwnym śnie. Wydawał się on jej bardzo rzeczywisty. Nikt nie wiedział o tym że przeszło 300 lat temu obudziła się w Chamunaptrze, mitycznym mieście umarłych, z amnezją. Podczas gdy nie mogła władać magią, była podatna na ataki umysłowe, to by wyjaśniało ból głowy. A może to jej własna głowa płata jej figle? Sama nie wiedziała co myśleć o słowach tej kobiety, było w niej coś znajomego. Nefretete mówiła o niej tak jakby ja znała....
Ktoś wszedł do drugiego pomieszczenia...
Mamy kolejny rozdzialik. Szaleje. Kolejne rozdziały pojawiają się szybciej niż wcześniej. Korzystam z tego że mam wenę i długi weekend. Zapraszam wszystkich na mojego nowego bloga
http://historiesztyletnicy.blogspot.com/
Kurcze bym zapomniała. Za szablon serdecznie dziękuję Zaczarowanym-Szablonom.
Proszę was. Komentujcie, to już ostatnie rozdziały na tym blogu. Zróbcie przyjemność tej smutnej dziewczynie i komentujcie jej wypocimy.
P.S. Następna notka pojawi się na http://historiesztyletnicy.blogspot.com/ Serdecznie zapraszam.
środa, 30 października 2013
Rozdział 20
Shiereen patrzyła jak powoli czarna trumna, zostaje spuszczona w dół. Kapłan recytował jakieś formułki na ostatnią drogę zmarłej. Kilkoro ludzi z miasta którzy najprawdopodobniej znali Maggie, odpowiadało na słowa księdza. Ale myli zielonookiej błądziły gdzieś daleko. Podczas mszy, wyczuła ona że ktoś użył potężnej magi w okolicy. Jej intuicja podpowiadała że nie wróżyło to niczego dobrego, a zazwyczaj miała rację.
Rebeka wróciła do rzeczywistości gdy ludzie zaczęli wrzucać kwiaty do zasypywanego już grobu, ona zrobiła to samo. Wrzuciła 3 białe róże to grobu i wyszeptała formułę którą Nocni Łowcy żegnali swoich poległych. Po czym odeszła. Szybko przemierzyła cmentarz, wsiadła do samochodu, który dostała jako auto zastępcze na czas naprawy jej poprzedniego auta. Czuła że coś ma się wydarzyć, ale nie wiedziała co. Kiedy wjechała do lasu, uczucie się nasiliło. W czasie jazdy sprawdzała umysłem teren wokół siebie. Nie wyczuwała niczego podejrzanego, tylko zwierzęta. Wchodząc do ich umysłów wyczuwała że one również jak ona są zdezoriętowane a niektóre nawet wystraszone i wystraszone.
W końcu dotarła na polane gdzie stał jej dom. Kiedy weszła do środka Szejtan o mało co się na nią nie rzucił. On również był nerwowy. Dziko machał ogonem, napinał i rozluźniał mięśnie, wyglądał przez okna i od czasu do czasu powarkiwał cicho. Nie odstępował jej także ani na krok.
Ona również była zdenerowowana, nie mogła usiedzieć na jednym miejscu, nawet medytacja nie pomagała. Najpierw wzięła kilka sztyletów, naostrzyła je i wyczyściła, później rzucała nimi do tarczy. Następnie bawiła się jednym z nich wbijając go w stół i wyciągając.
Atak nastąpił niespodziewanie. Dało się słyszeć odgłos łamanego drzewa i upadającego na ziemię. Intruzi nie bawili się w podchody. Rebeka sądziła iż będą chcieli zaatakować z znienacka, zaskoczyć ją. Chcieli aby wyszła z domu. "Dobrze", pomyślała.
Szejtan zerwał się z podłogi, z zjeżona na karku sierścią i obnażonymi kłami. Rebeka ukucnęła i zanurzyła rękę w jego sierści, była ona krótka i ciemna jak u pantery. Czuła drganie mięśni pod skórą. Tatuaż na nadgarstku zaczął ja piec.
- Spokojnie, to może być zasadzka.
Powoli ruszyła w stronę drzwi, w dłoniach trzymała sai. Teraz była spokojna, chociaż jeszcze kilka minut temu była podenerwowana, jej głowę zaprzątały tysiące myśli. Tak było zawsze, przed walką zawsze była spokojna i opanowana.
Wyszła na zewnątrz. Napastnicy stali zaraz za linią chroniąca dom, byli ukryci w cieniu drzew, ale ona ich widziała i ich wygląd lekko nią wstrząsnął.
Napastnicy wyglądem przypominali wilkołaki, ale dało zauważyć się różnice w budowie ciała. Te stwory bardziej przypominały dzikie psy lub szakale niż wilki. Ich pyski były węższe niż u loup garou(wilkołak), mieli oni także szpiczaste stojące uszy. Ich przednie łapy nie były tak długie jak u wilkołaków, i posiadały przeciwstawny kciuk, który umożliwiał im trzymanie broni, włuczni i krótkich mieczy. Były one bardzo chude, ale za to miały szerokie barki. Stwory były ubrane w lekkie skórzane zbroje i spódniczki na biodrach, niektóre z nich miały w uszach złote kolczyki. Shiereen wydawało się iż już gdzieś widziała takie stworzenia, ale nie mogła sobie przypomnieć gdzie. Za chwilę miała walczyć, teraz nie miała czasu na zastanawianie się. Mogła zostać w środku pola i poczekać aż potwory się znudzą, ale ona nigdy nie uciekała od walki i tym razem miało być podobnie. Ale najpierw chciała wiedzieć kto je przysyła i czego chcą.
Jeden z nich zrobił kilka kroków w przuód, jednak zatrzymało go magiczne pole. Patrzył on przez chwilę na nią i ona na niego. Zauważyła że jest wyższy i roślejszy od pozostałej 7 swoich pobratymców. A także to że trzyma w łapie złoty trójząb. Miał on też niesamowite bursztynowe inteligętne,oczy, jego sierść była czarna. Powiedział on coś do niej. Jednak nic z tego nie zrozumiała słowa były zniekształcone. Jego głos przypominał ludzki ale bardziej przypominał warkot.
Przywódca patrzył na nią przez chwilę jakby oczekiwał odpowiedzi, nic nie wskazywało na to że by on lub jego pobratymcy chcieli walczyć, wszyscy stali spokojnie. Czarny stwór cofnął się o kilka kroków co uczyniła także reszta. Podniusł on głowę do nieba, słońce kończyło swoją wędrówkę, ale na niebie było już widać bladą poświatę księżyca. Trójząb w jego łapie, zaczął robić się czarny, a między jego zębami przeskakiwały błyskawice. Stwór cisnął nim w magiczne pole ochronne, które przełamało się, po pierwszym ciosie.
"Nadszedł czas na walkę", zdążyła tylko pomyśleć, zanim czarny potwór nie wymierzył w nią pierwszego ciosu....
Komentujcie.
Zapraszam do czytania mojego kolejnego bloga. Jest on tak jakby dalsza częścią tej historii. Chociaż ten blog jeszcze się nie skończył to pisze już jego dalsza część, wiem, mądre to. Ten bloga ma jeszcze dosłownie kilka rozdziałów i epilog. Będę chciała go zakończyć jak najszybciej, aby zachować chronologiczność wydarzeń na obu blogach. Nieważne i tak tego nie zrozumiecie, pewnie. Zapraszam na " Drugie życie Raven Black" http://historiesztyletnicy.blogspot.com/
Rebeka wróciła do rzeczywistości gdy ludzie zaczęli wrzucać kwiaty do zasypywanego już grobu, ona zrobiła to samo. Wrzuciła 3 białe róże to grobu i wyszeptała formułę którą Nocni Łowcy żegnali swoich poległych. Po czym odeszła. Szybko przemierzyła cmentarz, wsiadła do samochodu, który dostała jako auto zastępcze na czas naprawy jej poprzedniego auta. Czuła że coś ma się wydarzyć, ale nie wiedziała co. Kiedy wjechała do lasu, uczucie się nasiliło. W czasie jazdy sprawdzała umysłem teren wokół siebie. Nie wyczuwała niczego podejrzanego, tylko zwierzęta. Wchodząc do ich umysłów wyczuwała że one również jak ona są zdezoriętowane a niektóre nawet wystraszone i wystraszone.
W końcu dotarła na polane gdzie stał jej dom. Kiedy weszła do środka Szejtan o mało co się na nią nie rzucił. On również był nerwowy. Dziko machał ogonem, napinał i rozluźniał mięśnie, wyglądał przez okna i od czasu do czasu powarkiwał cicho. Nie odstępował jej także ani na krok.
Ona również była zdenerowowana, nie mogła usiedzieć na jednym miejscu, nawet medytacja nie pomagała. Najpierw wzięła kilka sztyletów, naostrzyła je i wyczyściła, później rzucała nimi do tarczy. Następnie bawiła się jednym z nich wbijając go w stół i wyciągając.
Atak nastąpił niespodziewanie. Dało się słyszeć odgłos łamanego drzewa i upadającego na ziemię. Intruzi nie bawili się w podchody. Rebeka sądziła iż będą chcieli zaatakować z znienacka, zaskoczyć ją. Chcieli aby wyszła z domu. "Dobrze", pomyślała.
Szejtan zerwał się z podłogi, z zjeżona na karku sierścią i obnażonymi kłami. Rebeka ukucnęła i zanurzyła rękę w jego sierści, była ona krótka i ciemna jak u pantery. Czuła drganie mięśni pod skórą. Tatuaż na nadgarstku zaczął ja piec.
- Spokojnie, to może być zasadzka.
Powoli ruszyła w stronę drzwi, w dłoniach trzymała sai. Teraz była spokojna, chociaż jeszcze kilka minut temu była podenerwowana, jej głowę zaprzątały tysiące myśli. Tak było zawsze, przed walką zawsze była spokojna i opanowana.
Wyszła na zewnątrz. Napastnicy stali zaraz za linią chroniąca dom, byli ukryci w cieniu drzew, ale ona ich widziała i ich wygląd lekko nią wstrząsnął.
Napastnicy wyglądem przypominali wilkołaki, ale dało zauważyć się różnice w budowie ciała. Te stwory bardziej przypominały dzikie psy lub szakale niż wilki. Ich pyski były węższe niż u loup garou(wilkołak), mieli oni także szpiczaste stojące uszy. Ich przednie łapy nie były tak długie jak u wilkołaków, i posiadały przeciwstawny kciuk, który umożliwiał im trzymanie broni, włuczni i krótkich mieczy. Były one bardzo chude, ale za to miały szerokie barki. Stwory były ubrane w lekkie skórzane zbroje i spódniczki na biodrach, niektóre z nich miały w uszach złote kolczyki. Shiereen wydawało się iż już gdzieś widziała takie stworzenia, ale nie mogła sobie przypomnieć gdzie. Za chwilę miała walczyć, teraz nie miała czasu na zastanawianie się. Mogła zostać w środku pola i poczekać aż potwory się znudzą, ale ona nigdy nie uciekała od walki i tym razem miało być podobnie. Ale najpierw chciała wiedzieć kto je przysyła i czego chcą.
Jeden z nich zrobił kilka kroków w przuód, jednak zatrzymało go magiczne pole. Patrzył on przez chwilę na nią i ona na niego. Zauważyła że jest wyższy i roślejszy od pozostałej 7 swoich pobratymców. A także to że trzyma w łapie złoty trójząb. Miał on też niesamowite bursztynowe inteligętne,oczy, jego sierść była czarna. Powiedział on coś do niej. Jednak nic z tego nie zrozumiała słowa były zniekształcone. Jego głos przypominał ludzki ale bardziej przypominał warkot.
Przywódca patrzył na nią przez chwilę jakby oczekiwał odpowiedzi, nic nie wskazywało na to że by on lub jego pobratymcy chcieli walczyć, wszyscy stali spokojnie. Czarny stwór cofnął się o kilka kroków co uczyniła także reszta. Podniusł on głowę do nieba, słońce kończyło swoją wędrówkę, ale na niebie było już widać bladą poświatę księżyca. Trójząb w jego łapie, zaczął robić się czarny, a między jego zębami przeskakiwały błyskawice. Stwór cisnął nim w magiczne pole ochronne, które przełamało się, po pierwszym ciosie.
"Nadszedł czas na walkę", zdążyła tylko pomyśleć, zanim czarny potwór nie wymierzył w nią pierwszego ciosu....
Komentujcie.
Zapraszam do czytania mojego kolejnego bloga. Jest on tak jakby dalsza częścią tej historii. Chociaż ten blog jeszcze się nie skończył to pisze już jego dalsza część, wiem, mądre to. Ten bloga ma jeszcze dosłownie kilka rozdziałów i epilog. Będę chciała go zakończyć jak najszybciej, aby zachować chronologiczność wydarzeń na obu blogach. Nieważne i tak tego nie zrozumiecie, pewnie. Zapraszam na " Drugie życie Raven Black" http://historiesztyletnicy.blogspot.com/
środa, 16 października 2013
Rozdział 19
Brat zaczął wycinać jej coś na plecach w miejscu gdzie miała tatuaże. Ostrze musiało być pokryte jakąś substancją bo rany nie goiły się. Po kilu minutach Ezechiel odłożył nóż, położył ziemne, kościste dłonie na jej łopatkach i zaczął recytować jakieś zaklęcia w nieznanym jej języku.
Powietrze zgęstniało, stało się ciężkie. Magia była niemal namacalna. Słowa w nieznanej jej mowie wibrowały w pomieszczeniu, Shiereen czuła ich siłę. Pierwsza fala palącego bólu pojawiła się niespodziewanie, rozlewał się on po całych plecach, po czym wędrował do kończyn. Kilka sekund po pierwszym ataku bólu przyszedł kolejny, równie silny co poprzedni, jednak tym razem kobieta była przygotowana i leżała spokojnie.
Fale przychodziły jedna po drugiej, po jakimś czasie stały się słabsze, a może to ona traciła świadomość, tego nie wiedziała. W końcu Brat zdjął dłonie z jej pleców. Ciało Shiereen oblewała mała warstewka zimnego potu. Kobieta rozluźniła zaciśnięte w pięści dłonie i szczeki, oddychała ciężko. Brat wyszedł po kilku minutach zabierając ze sobą tobrę. Zielonooka, jeszcze przez jakiś czas leżała na kamiennym stole. W końcu podniosła się powoli, każdy najmniejszy ruch przypłacała okropnym bólem.
Mało który człowiek który chciał opuścić Bractwo Czarnego Sztyletu, usuwał tatuaże. Teraz rozumiała dlaczego, niewielu ludzi przeżyłoby taki zabieg, a ci którzy przeżyliby go pewnie do końca życia byliby kaletami.
Powoli ubrała się. Gdy tylko zapięła zamek błyskawiczny kurtki do środka wszedł Brat Ezehiel, podając jej gliniany kubek z mieszanka jakijś ziół.
- To wywar z polnych ziół. Uśmierzy ból i doda ci sił. - znów głos rozlegał się w jej głowie.
Rebeka ufała Cichym Braciom, więc nawet nie sprawdzała czy napój jest zatruty, i po prostu do wypiła. Kiedy skończyła odstawiła kubek na kamienny stół. Na jego brzegach zaschła jej czarna, demoniczna krew.
- Zaprowadzę cie do wyjścia, Shiereen.
W odpowiedzi kobieta ruszyła do drzwi. Ból rzeczywiście nie był tak dokuczliwy jak wcześniej. Tak jak poprzednio, kobieta nie spotkała żadnych innych Cichych Braci. Po jakimś czasie wpadła jej do głowy pewna myśl.
Brat odpowiedział na jej pytanie zanim zdążyła je zadać.
- Niestety ale nie będę mógł ci pomóc, ale będę szukał odpowiedzi na twoje pytanie w naszych księgozbiorach.
- To niepotrzebne, Bracie Ezehielu, nie chce zawracać ci głowy swoimi problemami.
- Zrobię to z radością Shiereen. Tu w podziemiach nie mamy zbyt wielu zajęć.
Nagle znaleźli się przed schodami prowadzącymi do świątyni. Pożegnała się z Bratem i weszła na górę. Gdy tylko postawiła stopę na pierwszym kamiennym schodku, właz zaczął się odsuwać. Więc nie musiała robić niczego aby go odsunąć. Kiedy była juz prawie u szczytu schodów w głowie usłyszała spokojny głos Brata Ezehiela " Może i nie będziesz mile widziana przez Nocnych Łowców, lecz my chętnie będziemy widzieć twoje wizyty Drakofas Newar."
Rebeka odwróciła się, jednak jej oczy nie mogły przeniknąć ciemności. Odwróciła się i wyszła na posadzkę, właz zasunął się nie wydając najmniejszego odgłosu. Idąc do wrót świątyni zastanawiała się nad tym co może oznaczać "Drakofas Newar". Najprawdopodobniej były to słowa z języka którym porozumiewali się między sobą Cisi Bracia. Jednak te dwa słowa wydawały się jej być znajome, i sama nie wiedząc czemu chciała poznać ich znaczenie. Jednak wiedziała że żaden z Braci nie powie jej co oznaczają, byli bardzo skryci i mieli wiele tajemnic, przed istotami z zewnątrz.
Kiedy wyszła na zewnątrz, poczuła słaby zapach krwi. Idąc za jego śladem doszła do jednego z tajnych wyjść ewakuacyjnych, które wychodziły z lochów i kończyły się na tyłach budynku Bractwa. Idąc w stronę źródła zapachu krwi, natkneła się na ślady dość sporych wilczych łap, i końskich kopyt zakończonych pazurami, które ktoś próbował zatrzeć. Taka sztuczka mogła udać się z człowiekiem, ale ona miała o wiele lepszy wzrok, który wyłapywał więcej szczegółów niż ludzki wzrok.
Miejsce w którym powinno znajdować się zamaskowane przejście teraz była dziura. Powoli weszła do środka. Już będąc przed wejściem wyczuła odór śmierci. 2 strażników zostało rozszarpanych na strzępy. A 3 został zabity wbiciem noża w serce... Kobieta uśmiechnęła się... wychodząc z lochów, zastanawiała się nad tym jak ta kobieta zdołała przełamać jej czar.A może to nie ona? - pomyślała.
Rozdział krótki, tak wiem. Następny będzie dłuższy.
Mam do was pytanie. " Kim są uciekinierzy"? - Odkrycie tożsamości jednego z nich to będzie raczej banał, ale kto uciekał na koniu? Odpowiedzi można podawać w komentarzach lub na numer gg.
Pozdro dla wszystkich czytelników. : )
Powietrze zgęstniało, stało się ciężkie. Magia była niemal namacalna. Słowa w nieznanej jej mowie wibrowały w pomieszczeniu, Shiereen czuła ich siłę. Pierwsza fala palącego bólu pojawiła się niespodziewanie, rozlewał się on po całych plecach, po czym wędrował do kończyn. Kilka sekund po pierwszym ataku bólu przyszedł kolejny, równie silny co poprzedni, jednak tym razem kobieta była przygotowana i leżała spokojnie.
Fale przychodziły jedna po drugiej, po jakimś czasie stały się słabsze, a może to ona traciła świadomość, tego nie wiedziała. W końcu Brat zdjął dłonie z jej pleców. Ciało Shiereen oblewała mała warstewka zimnego potu. Kobieta rozluźniła zaciśnięte w pięści dłonie i szczeki, oddychała ciężko. Brat wyszedł po kilku minutach zabierając ze sobą tobrę. Zielonooka, jeszcze przez jakiś czas leżała na kamiennym stole. W końcu podniosła się powoli, każdy najmniejszy ruch przypłacała okropnym bólem.
Mało który człowiek który chciał opuścić Bractwo Czarnego Sztyletu, usuwał tatuaże. Teraz rozumiała dlaczego, niewielu ludzi przeżyłoby taki zabieg, a ci którzy przeżyliby go pewnie do końca życia byliby kaletami.
Powoli ubrała się. Gdy tylko zapięła zamek błyskawiczny kurtki do środka wszedł Brat Ezehiel, podając jej gliniany kubek z mieszanka jakijś ziół.
- To wywar z polnych ziół. Uśmierzy ból i doda ci sił. - znów głos rozlegał się w jej głowie.
Rebeka ufała Cichym Braciom, więc nawet nie sprawdzała czy napój jest zatruty, i po prostu do wypiła. Kiedy skończyła odstawiła kubek na kamienny stół. Na jego brzegach zaschła jej czarna, demoniczna krew.
- Zaprowadzę cie do wyjścia, Shiereen.
W odpowiedzi kobieta ruszyła do drzwi. Ból rzeczywiście nie był tak dokuczliwy jak wcześniej. Tak jak poprzednio, kobieta nie spotkała żadnych innych Cichych Braci. Po jakimś czasie wpadła jej do głowy pewna myśl.
Brat odpowiedział na jej pytanie zanim zdążyła je zadać.
- Niestety ale nie będę mógł ci pomóc, ale będę szukał odpowiedzi na twoje pytanie w naszych księgozbiorach.
- To niepotrzebne, Bracie Ezehielu, nie chce zawracać ci głowy swoimi problemami.
- Zrobię to z radością Shiereen. Tu w podziemiach nie mamy zbyt wielu zajęć.
Nagle znaleźli się przed schodami prowadzącymi do świątyni. Pożegnała się z Bratem i weszła na górę. Gdy tylko postawiła stopę na pierwszym kamiennym schodku, właz zaczął się odsuwać. Więc nie musiała robić niczego aby go odsunąć. Kiedy była juz prawie u szczytu schodów w głowie usłyszała spokojny głos Brata Ezehiela " Może i nie będziesz mile widziana przez Nocnych Łowców, lecz my chętnie będziemy widzieć twoje wizyty Drakofas Newar."
Rebeka odwróciła się, jednak jej oczy nie mogły przeniknąć ciemności. Odwróciła się i wyszła na posadzkę, właz zasunął się nie wydając najmniejszego odgłosu. Idąc do wrót świątyni zastanawiała się nad tym co może oznaczać "Drakofas Newar". Najprawdopodobniej były to słowa z języka którym porozumiewali się między sobą Cisi Bracia. Jednak te dwa słowa wydawały się jej być znajome, i sama nie wiedząc czemu chciała poznać ich znaczenie. Jednak wiedziała że żaden z Braci nie powie jej co oznaczają, byli bardzo skryci i mieli wiele tajemnic, przed istotami z zewnątrz.
Kiedy wyszła na zewnątrz, poczuła słaby zapach krwi. Idąc za jego śladem doszła do jednego z tajnych wyjść ewakuacyjnych, które wychodziły z lochów i kończyły się na tyłach budynku Bractwa. Idąc w stronę źródła zapachu krwi, natkneła się na ślady dość sporych wilczych łap, i końskich kopyt zakończonych pazurami, które ktoś próbował zatrzeć. Taka sztuczka mogła udać się z człowiekiem, ale ona miała o wiele lepszy wzrok, który wyłapywał więcej szczegółów niż ludzki wzrok.
Miejsce w którym powinno znajdować się zamaskowane przejście teraz była dziura. Powoli weszła do środka. Już będąc przed wejściem wyczuła odór śmierci. 2 strażników zostało rozszarpanych na strzępy. A 3 został zabity wbiciem noża w serce... Kobieta uśmiechnęła się... wychodząc z lochów, zastanawiała się nad tym jak ta kobieta zdołała przełamać jej czar.A może to nie ona? - pomyślała.
Rozdział krótki, tak wiem. Następny będzie dłuższy.
Mam do was pytanie. " Kim są uciekinierzy"? - Odkrycie tożsamości jednego z nich to będzie raczej banał, ale kto uciekał na koniu? Odpowiedzi można podawać w komentarzach lub na numer gg.
Pozdro dla wszystkich czytelników. : )
niedziela, 13 października 2013
Rozdział 18
W końcu Rebeka znowu znalazła się na polanie. skierowała się do kolejnego budynku który stał na polanie.
Był on mniejszy od siedziby Nocnych Łowców. Budynek był wykonany z tego samego, materiału co "Dom" Bractwa. Na drewnianych, ciężkich wrotach wyryte były poskręcane, skomplikowane znaki. Nikt poza Cichymi Braćmi nie wiedział co one oznaczają. Po obu stronach drzwi były umieszczone kolumny z białego kryształu. Wokół każdej z nich owijał się jeden czarny wąż. Bestie szczerzyły kilkunasto centymetrowe, czerwone kły i patrzyły z nienawiścią na każdego kto chciał wejść do budynku.
Kobieta pchnęła drzwi i weszła do środka. Wrota jak zawsze zamknęły się bez najmniejszego skrzypnięcia.
W środku panował półmrok, przez niewielkie okna nie przebijało się niewiele światła. Jednak to nie przeszkadzało kobiecie. Wnętrze podzielone było na trzy nawy dwoma rzędami czarnych kolumn. Wokół każdej z nich owijały się rośliny o ciemnobrązowych łodygach i liściach oraz czerwonych kwiatach. Po obu stronach środkowej nawy ciągnęły się dwa rzędy kamiennych ławek. W ścianach wykute były nisze w których kryły się różnorakie potwory. Smoki, cyklopi, gryty, lehbaki,strzygonie,wiwerny, harpie i wiele innych. Każdy ze stworów był przerażający. Wyglądały tak jakby za chwile miały opuścić swoje nisze i rzucić się na każdego kto będzie śmiał podejść do nich.
Shiereen weszła między dwie ławki i skierowała się do węża morskiego. Ciało stwora tak jak wszystko było wykonane z czarnego kryształu, tylko oczy były błękitne. Potwór miał najeżone kolcami ciało i wyglądał tak jakby szykował się do ataku. Kobieta podeszła do niego i pociągnęła jeden z kolców, który przesunął się aby następnie wrócić na swoje miejsce.
Zielonooka nie usłyszała nawet najmniejszego szmeru, przesuwanego mechanizmu, gdy za ołtarzem pojawiła się wyrwa. Zielonooka skierowała się do kamiennego stołu. Po czym zeszła kamiennymi schodami do siedziby Cichych Braci. Właz zamknął się za nią bez żadnego odgłosu.
Kobieta znalazła się w całkowicie nieoświetlonym korytarzu. Powietrze tam było wilgotne i śmierdziało stęchlizną. Ruszyła przed siebie w nieokreślonym kierunku. Cisi Bracia byli bardzo potężnymi magami i byli przy tym bardzo tajemniczy. Nikt nie potrafił zapamiętać rozmieszczenia pomieszczeń i korytarzy. Niewielu ludzi potrafiło zapamiętać cokolwiek z wizyty w podziemiach świątyni.
Przez jakiś czas szła bez celu. W końcu za zakrętu wyszedł jeden z Cichych Braci. Był to mężczyzna ubrany w czarny habit związany w pasie. Jego twarz ukryta była w głębokim kapturze. Ale Rebeka doskonale widziała jego twarz. Trudno było określić wiek, twarz była bardzo dziwna, mogła należeć do dziecka lub starca. Usta były zaszyte gruba nicią. Błękitne oczy były bardzo poważne, kryła się w nich mądrość i setki lat życia. Rebeka poczuła jak ktoś delikatnie próbuje dostać się do jej świadomości. Opuściła bariery umysłu.
- Witaj bracie Ezehielu - odezwała się pierwsza,
- Witaj Shiereen - Brat komunikował się z nią przesyłając jej swoje myśli - Chcesz usunąć tatuaże Mijonija?
- Tak.
- Chodź. - powiedział brat, po czym ruszył przez plątaninę korytarzy.
Kobieta poszła za nim. Po jakimś czasie na ścianch zaczęły się pojawiać mozaiki, zaczęli także mijać drzwi. Po jakimś czasie Ezehiel otworzył jedne z drzwi, wpuszczając ją do środka. Było to średniej wielkości pomieszczenie. W jego środku znajdował się kamiennym stół, oprócz niego w pomieszczeniu stał tylko niewielki chybotliwy stoliczek.
- Rozbierz się - polecił jej brat, po czym wyszedł.
Rebeka zdjęła kurtkę, bluzkę i stanik. Tatuaże Mionila miała wytatuowane na plecach. Położyła się na brzuchu na stole.
Cisi Braci byli lekarzami Nocnych Łowców. Znali oni bardzo wiele zaklęć i ziół. Cisi bracia prowadzili także spis wszystkich Nocnych Łowców i ludzi którzy kiedykolwiek pracowali dla Bractwa.
Po kilku minutach wrócił brat Ezechiel. Z torby przewieszonej przez ramię zaczął wyjmować równego rodzaju skalpele i noże a także zioła i słoiczki z równymi substancjami. Kobieta leżała spokojna. Była już torturowana kilkanaście razy...
Kończę w bardzo dziwnym momęcie...tak wiem.
Wiem że ten "opis" siedziby Cichych Braci powinien nigdy nie ujrzeć światła dnia. Będę próbowała go jakoś poprawić.
Kilka dni temu zamieściłam informację że będę zmieniała wygląd bloga. Ten szablon który jest teraz obecny, zostanie z nami do końca. Jak ktoś ma jakieś uwagi czy zastrzeżenia piszcie do mnie na gg.
Był on mniejszy od siedziby Nocnych Łowców. Budynek był wykonany z tego samego, materiału co "Dom" Bractwa. Na drewnianych, ciężkich wrotach wyryte były poskręcane, skomplikowane znaki. Nikt poza Cichymi Braćmi nie wiedział co one oznaczają. Po obu stronach drzwi były umieszczone kolumny z białego kryształu. Wokół każdej z nich owijał się jeden czarny wąż. Bestie szczerzyły kilkunasto centymetrowe, czerwone kły i patrzyły z nienawiścią na każdego kto chciał wejść do budynku.
Kobieta pchnęła drzwi i weszła do środka. Wrota jak zawsze zamknęły się bez najmniejszego skrzypnięcia.
W środku panował półmrok, przez niewielkie okna nie przebijało się niewiele światła. Jednak to nie przeszkadzało kobiecie. Wnętrze podzielone było na trzy nawy dwoma rzędami czarnych kolumn. Wokół każdej z nich owijały się rośliny o ciemnobrązowych łodygach i liściach oraz czerwonych kwiatach. Po obu stronach środkowej nawy ciągnęły się dwa rzędy kamiennych ławek. W ścianach wykute były nisze w których kryły się różnorakie potwory. Smoki, cyklopi, gryty, lehbaki,strzygonie,wiwerny, harpie i wiele innych. Każdy ze stworów był przerażający. Wyglądały tak jakby za chwile miały opuścić swoje nisze i rzucić się na każdego kto będzie śmiał podejść do nich.
Shiereen weszła między dwie ławki i skierowała się do węża morskiego. Ciało stwora tak jak wszystko było wykonane z czarnego kryształu, tylko oczy były błękitne. Potwór miał najeżone kolcami ciało i wyglądał tak jakby szykował się do ataku. Kobieta podeszła do niego i pociągnęła jeden z kolców, który przesunął się aby następnie wrócić na swoje miejsce.
Zielonooka nie usłyszała nawet najmniejszego szmeru, przesuwanego mechanizmu, gdy za ołtarzem pojawiła się wyrwa. Zielonooka skierowała się do kamiennego stołu. Po czym zeszła kamiennymi schodami do siedziby Cichych Braci. Właz zamknął się za nią bez żadnego odgłosu.
Kobieta znalazła się w całkowicie nieoświetlonym korytarzu. Powietrze tam było wilgotne i śmierdziało stęchlizną. Ruszyła przed siebie w nieokreślonym kierunku. Cisi Bracia byli bardzo potężnymi magami i byli przy tym bardzo tajemniczy. Nikt nie potrafił zapamiętać rozmieszczenia pomieszczeń i korytarzy. Niewielu ludzi potrafiło zapamiętać cokolwiek z wizyty w podziemiach świątyni.
Przez jakiś czas szła bez celu. W końcu za zakrętu wyszedł jeden z Cichych Braci. Był to mężczyzna ubrany w czarny habit związany w pasie. Jego twarz ukryta była w głębokim kapturze. Ale Rebeka doskonale widziała jego twarz. Trudno było określić wiek, twarz była bardzo dziwna, mogła należeć do dziecka lub starca. Usta były zaszyte gruba nicią. Błękitne oczy były bardzo poważne, kryła się w nich mądrość i setki lat życia. Rebeka poczuła jak ktoś delikatnie próbuje dostać się do jej świadomości. Opuściła bariery umysłu.
- Witaj bracie Ezehielu - odezwała się pierwsza,
- Witaj Shiereen - Brat komunikował się z nią przesyłając jej swoje myśli - Chcesz usunąć tatuaże Mijonija?
- Tak.
- Chodź. - powiedział brat, po czym ruszył przez plątaninę korytarzy.
Kobieta poszła za nim. Po jakimś czasie na ścianch zaczęły się pojawiać mozaiki, zaczęli także mijać drzwi. Po jakimś czasie Ezehiel otworzył jedne z drzwi, wpuszczając ją do środka. Było to średniej wielkości pomieszczenie. W jego środku znajdował się kamiennym stół, oprócz niego w pomieszczeniu stał tylko niewielki chybotliwy stoliczek.
- Rozbierz się - polecił jej brat, po czym wyszedł.
Rebeka zdjęła kurtkę, bluzkę i stanik. Tatuaże Mionila miała wytatuowane na plecach. Położyła się na brzuchu na stole.
Cisi Braci byli lekarzami Nocnych Łowców. Znali oni bardzo wiele zaklęć i ziół. Cisi bracia prowadzili także spis wszystkich Nocnych Łowców i ludzi którzy kiedykolwiek pracowali dla Bractwa.
Po kilku minutach wrócił brat Ezechiel. Z torby przewieszonej przez ramię zaczął wyjmować równego rodzaju skalpele i noże a także zioła i słoiczki z równymi substancjami. Kobieta leżała spokojna. Była już torturowana kilkanaście razy...
Kończę w bardzo dziwnym momęcie...tak wiem.
Wiem że ten "opis" siedziby Cichych Braci powinien nigdy nie ujrzeć światła dnia. Będę próbowała go jakoś poprawić.
Kilka dni temu zamieściłam informację że będę zmieniała wygląd bloga. Ten szablon który jest teraz obecny, zostanie z nami do końca. Jak ktoś ma jakieś uwagi czy zastrzeżenia piszcie do mnie na gg.
niedziela, 6 października 2013
Rozdział 17
Lodowe golemy dość szybko przyprowadziły jej wilkołaka. Chociaż jednego z nich brakowało a inny nie miał reki i w tego torsie ziała dość spora dziura, inne tez nie wyglądały najlepiej, ale ich "rany" nie przeszkadzały im w poruszaniu się.
Szybko uporała się z zahipnotyzowaniem Szóstego. Często miała problemy z owijaniem sobie wokół palca półdemonów, ponieważ te często ćwiczyły blokowanie dostępu do swojego umysłu. Natomiast Szósty nie miał o tym zielonego pojęcia.
Plan Rebeki był dość prosty. Chciała się pozbyć wilkołaka a także oczyścić się z rzezi w lesie, teoretycznie to miała prawo do zabicia wampirów, ponieważ te zaatakowały ją pierwsze. Ale wolała nie być na liście podejrzanych. Szósty miał znaleźć wampiry które uciekły i je zabić. A następnie zamordować jeszcze kilka osób w mieście. Rebeka miała powiadomić Bractwo Czarnego Sztyletu, ze wilkołak uciekł. Bractwo albo go złapie i zostanie osadzony o zamordowanie wampirów i zagrożenie ujawnienia istnienia Świat Nocy albo zabiją go na miejscu.
Przemiana w miejscu publicznym i bezpodstawne zamordowanie wampirów przez wilkołaka, lub na odwrót to mocne zarzuty, karane śmiercią. Z resztą jak złamanie któregokolwiek z praw Świata Nocy. Nie ma kar więzienia czy grzywny, jest tylko kara śmierci lub uniewinnienie. Oczywiście każda sprawa jest rozpatrywana, wszystko odbywa się w jak w ludzkim sadzie, jest obrońca, adwokat, ława przysięgłych, są przesłuchiwani świadkowie, no i oczywiście jest również kat. Jeżeli zapadnie wyrok śmierci, jest on wykonywany natychmiast po rozprawie.
Tak jak się spodziewała, następnego dnia po południu, na polanie wylądowały trzy gryfy. Gryfy różniły się trochę wyglądem od tych o których mówią legendy i mity. Gryfy swoim wyglądem przypominają połaszenie ssaka i ptaka. Po ziemi poruszają się na 4 uzbrojonych z szpony łapach. Całe ich ciała są porośnięte szaro-niebieskimi piórami. Tylko lwi ogon jest pokryty łuską odpowiadająca kolorowi piór.
Na grzbietach 2 ze zwierząt siedzieli Nocni Łowcy. Tak jak się spodziewała Rebeka była to jej eskorta. Łowcy powiedzieli jej tylko ze Najwyższy strażnik chce się z nią widzieć. Dla kobiety powód jej wezwania był prosty: wczorajsza masakra.
Po jakimś czasie prostego, spokojnego lotu, stworzenia zaczęły lecieć prawie pionowo w dół. Gdy przecięli pokrywę chmur, Rebeka zauważyła ze lecą prosto na wielki lodowiec. Nie przejęła się tym, to był jeden ze sposobów aby dostać się do siedziby Bractwa Czarnego Sztyletu. Drugim było przedostanie się tam portalem.
Siedziba Bractwa Czarnego Sztyletu, była umiejscowiona w środku lodowca Antarktydy. Ludzie widzieli tylko klikukilumetrowy lodowiec, i nic poza tym. Jednak około kilometr pod powierzchnią lodu, krył się inny świat, ukryty przed ludźmi i większością demonów.
Ściana lodu zbliżała się coraz bardziej 200 metrów, 100, 50, 25. Gdy mieli uderzyć w ścianę lodu , otworzyła się w niej kilkumetrowej szerokości szczelina. Mimo iż tunel miał ponad 10 metrów szerokości, skrzydła gryfów ocierały się o ściany. Tunel, często zakręcał, raz lecieli w górę a czasem w dół.
Po jakimś czasie wylecieli z tunelu. Kobietę owiało ciepłe powietrze. przed nią rozciągały się ogromne połacie lasu, drzewa miały dość pokaźne rozmiary, rosły bardzo gęsto, tworząc ciemno -zieloną kołderkę. Jedno z drzew wyróżniało się spośród reszty, przede wszystkim było ogromne, miało kilkaset metrów wysokości. Sekwoje przy nim wyglądały jak wykałaczki. Był to Ojciec Puszczy.
To dzięki temu drzewu możliwe było życie pod kilometrową warstwą lodu. Sprawiał on ze panował tu całoroczny umiarkowany klimat, podtrzymywał on przy życiu cały otaczający go las. Było to możliwe dzięki temu ze drzewo rosło bezpośrednio pod jedna z najpotężniejszych linii mocy, z której czerpało magię, swoimi korzeniami. Ojciec Puszczy tworzyło także iluzję nieba. Patrząc w górę nie widziało się lodu, tylko wiecznie jasne niebo z przepływającymi po nim leniwie chmurami. Drzewo tworzyło również iluzję słońca i księzyca, wytyczając pory dnia i nocy.
Jeszcze przez jakiś czas lecieli nad lasem. W końcu gryfy wylądowały, na gigantycznej polanie, na której mieściły się 3 budynki. 2 z nich wyglądały bardzo okazale, były wykonane z czarnego kamienia, zdobiły je różne figury i płaskorzeźby. Większy budynek przypominał gotycki pałac,i był ogromny, mieścił kilka pięter. I do tego właśnie budynku skierowała się Rebeka.
Przemierzała labirynt korytarzy, które wygadały tak samo. Na ścianach wisiały gobeliny i obrazy przedstawiające Nocnych Łowców, którzy szczególnie przysłużyli się Bractwu lub ważne wydarzenia z historii stowarzyszenia. Rebeka mijała także setki drzwi, jedne proste, inne misternie rzeźbione i ciężkie. Na 1 piętrze znajdowały się sale treningowe i schowki na bron. Na 2, 3 i 4 piętrze znajdowały się pokoje Nocnych Łowców. Natomiast na 5 piętrze kryły się pokoje najwyższych rangą Nocnych Łowców, Najwyższego Strażnika, a także laboratoria, gabinet Yeshola i pokój gdzie zbierała się Rada, w czasach kiedy działo się coś naprawdę złego. Ostatnio Rada zwołana została 158 lat wcześniej kiedy prawie doszło do wielkiej wojny pomiędzy wampirami, wilkołakami i półdemonami które stanęły po obu stronach konfliktu.
Wtedy zostały ustanowione prawa Świata Nocy. Ale mimo iż wojna została powstrzymana, wampiry i wilkołaki nadal nie pozostawały w dobrych stosunkach, i często dochodziło do krwawych starć pomiędzy tymi rasami, zazwyczaj młode dopiero co przemienione półdemony,które jeszcze nie do końca panowały nad swoimi drapieżnymi instynktami atakowały półdemony do których czuły niechęć. I właśnie dlatego każdy przemieniony półdemon dostawał opiekuna, aby ten pomógł mu poradzić sobie ze swoimi mocami i popędami. Ale nie zawsze się to udawało.
W końcu stanęła przed drzwiami, Yeshola które były strzeżone przez 2 Nocnych Łowców, którzy patrzyli na nią krzywo. Zanim weszła, jeden ze strażników wszedł do środka i powiadomił Najwyższego Strażnika o jej przybyciu.
Jak się Rebeka spodziewała, chciał on wiedzieć co się stało. Kobieta opowiedziała mu wersję która w większości była prawdą. Powiadomiła ona mężczyznę o tym ze Maggie zmarła na zawał, przemilczała sprawę z dziwna wizją i to ze wyprała mózg Szóstemu. Powiedziała mu ze w pewnym momencie Szósty pchnął ja srebrnym sztyletem i uciekł, a zanim ona się pozbierała mógł zamordować wampiry w lesie i ludzi.
Wiedziała ze nie wierzy on jej, ale nie miał żadnych dowodów na to, ze jej wersja wydarzeń jest nieprawdziwa, Szósty miał potwierdzać podana przez nią wersję wydarzeń. Kobieta liczyła również na to ze wampiry będą chciały zemsty za zabicie pobratyńców. Zawsze korzystały z okazji aby przyczynić się do śmierci odwiecznego wroga. Przekazała także Najwyższemu Strażnikowi pewną wiadomość.
- Korzystając z okazji, mam ci coś do zakomunikowania. Nie mam zamiaru dłużej służyć Bractwu Czarnego Sztyletu. - powiedziała to spokojnym głosem, myślała nad tym już od dłuższego czasu, kiedyś myślała ze Bractwo pomoże jej dowiedzieć się czym jest, czy gdzieś w świecie istnieją podobne jej stworzenia.
- Co? - na twarzy Yeshola odbiło się zdumienie ,a następnie złość.
- Nie będę dłużej wykonywać zadań dla Bractwa Czarnego Sztyletu. - każde słowo wypowiadała powoli i wyraźnie. Odłożyła na stół sztylet który miała schowany w cholewce buta, jego ostrze było wykonane z czarnego kryształu i lekko faliste, a rękojeść tworzyły a poskręcane węże. Każdy Nocny Łowca dostawał taki sztylet, kiedy zostawał pełnoprawnym członkiem Bractwa. Teraz kobieta oddawała go. Musiała jeszcze usunąć tatuaże widoczne tylko dla innych Nocnych Łowców.
Po oddaniu sztyletu wyszła z gabinetu Yeshola i ruszyła korytarzami na zewnątrz, musiała pozbyć się tatuaży, chciała także sprawdzić jak miewa się Szósty.
Nie jadłam krakersów ani nie oglądałam ostatnio Thora, ale rozdział jest. I mam apel do moich czytelników: KOMENTUJCIE. Ja się tu męczę, pisze to opowiadanie i zabieram się do napisania drugiej historii( nowe opowiadanie na pewno napiszę "Historie Sztyletnicy" miały być pisane z moją "przyjaciułka" ale ta mnie wystawiła, i weź tu zaufaj ludziom), bardzo napaliłam się na te nowe opowiadanie. Wracając do komentowania, licznik mi ostatnio podskoczył z czego się bardzo ciesze ale komentujcie, plisss, chcę poznać wasza opnię.
Strasznie dziekuje Ci Klaudio za te rozmowy, chyba tylko dzięki nim jeszcze zyję i piszę : )
Ludzi którzy lubią historię nie z tego świata zapraszam na bloga: http://mroczna-kraina90.blogspot.com/
Szybko uporała się z zahipnotyzowaniem Szóstego. Często miała problemy z owijaniem sobie wokół palca półdemonów, ponieważ te często ćwiczyły blokowanie dostępu do swojego umysłu. Natomiast Szósty nie miał o tym zielonego pojęcia.
Plan Rebeki był dość prosty. Chciała się pozbyć wilkołaka a także oczyścić się z rzezi w lesie, teoretycznie to miała prawo do zabicia wampirów, ponieważ te zaatakowały ją pierwsze. Ale wolała nie być na liście podejrzanych. Szósty miał znaleźć wampiry które uciekły i je zabić. A następnie zamordować jeszcze kilka osób w mieście. Rebeka miała powiadomić Bractwo Czarnego Sztyletu, ze wilkołak uciekł. Bractwo albo go złapie i zostanie osadzony o zamordowanie wampirów i zagrożenie ujawnienia istnienia Świat Nocy albo zabiją go na miejscu.
Przemiana w miejscu publicznym i bezpodstawne zamordowanie wampirów przez wilkołaka, lub na odwrót to mocne zarzuty, karane śmiercią. Z resztą jak złamanie któregokolwiek z praw Świata Nocy. Nie ma kar więzienia czy grzywny, jest tylko kara śmierci lub uniewinnienie. Oczywiście każda sprawa jest rozpatrywana, wszystko odbywa się w jak w ludzkim sadzie, jest obrońca, adwokat, ława przysięgłych, są przesłuchiwani świadkowie, no i oczywiście jest również kat. Jeżeli zapadnie wyrok śmierci, jest on wykonywany natychmiast po rozprawie.
Tak jak się spodziewała, następnego dnia po południu, na polanie wylądowały trzy gryfy. Gryfy różniły się trochę wyglądem od tych o których mówią legendy i mity. Gryfy swoim wyglądem przypominają połaszenie ssaka i ptaka. Po ziemi poruszają się na 4 uzbrojonych z szpony łapach. Całe ich ciała są porośnięte szaro-niebieskimi piórami. Tylko lwi ogon jest pokryty łuską odpowiadająca kolorowi piór.
Na grzbietach 2 ze zwierząt siedzieli Nocni Łowcy. Tak jak się spodziewała Rebeka była to jej eskorta. Łowcy powiedzieli jej tylko ze Najwyższy strażnik chce się z nią widzieć. Dla kobiety powód jej wezwania był prosty: wczorajsza masakra.
Po jakimś czasie prostego, spokojnego lotu, stworzenia zaczęły lecieć prawie pionowo w dół. Gdy przecięli pokrywę chmur, Rebeka zauważyła ze lecą prosto na wielki lodowiec. Nie przejęła się tym, to był jeden ze sposobów aby dostać się do siedziby Bractwa Czarnego Sztyletu. Drugim było przedostanie się tam portalem.
Siedziba Bractwa Czarnego Sztyletu, była umiejscowiona w środku lodowca Antarktydy. Ludzie widzieli tylko klikukilumetrowy lodowiec, i nic poza tym. Jednak około kilometr pod powierzchnią lodu, krył się inny świat, ukryty przed ludźmi i większością demonów.
Ściana lodu zbliżała się coraz bardziej 200 metrów, 100, 50, 25. Gdy mieli uderzyć w ścianę lodu , otworzyła się w niej kilkumetrowej szerokości szczelina. Mimo iż tunel miał ponad 10 metrów szerokości, skrzydła gryfów ocierały się o ściany. Tunel, często zakręcał, raz lecieli w górę a czasem w dół.
Po jakimś czasie wylecieli z tunelu. Kobietę owiało ciepłe powietrze. przed nią rozciągały się ogromne połacie lasu, drzewa miały dość pokaźne rozmiary, rosły bardzo gęsto, tworząc ciemno -zieloną kołderkę. Jedno z drzew wyróżniało się spośród reszty, przede wszystkim było ogromne, miało kilkaset metrów wysokości. Sekwoje przy nim wyglądały jak wykałaczki. Był to Ojciec Puszczy.
To dzięki temu drzewu możliwe było życie pod kilometrową warstwą lodu. Sprawiał on ze panował tu całoroczny umiarkowany klimat, podtrzymywał on przy życiu cały otaczający go las. Było to możliwe dzięki temu ze drzewo rosło bezpośrednio pod jedna z najpotężniejszych linii mocy, z której czerpało magię, swoimi korzeniami. Ojciec Puszczy tworzyło także iluzję nieba. Patrząc w górę nie widziało się lodu, tylko wiecznie jasne niebo z przepływającymi po nim leniwie chmurami. Drzewo tworzyło również iluzję słońca i księzyca, wytyczając pory dnia i nocy.
Jeszcze przez jakiś czas lecieli nad lasem. W końcu gryfy wylądowały, na gigantycznej polanie, na której mieściły się 3 budynki. 2 z nich wyglądały bardzo okazale, były wykonane z czarnego kamienia, zdobiły je różne figury i płaskorzeźby. Większy budynek przypominał gotycki pałac,i był ogromny, mieścił kilka pięter. I do tego właśnie budynku skierowała się Rebeka.
Przemierzała labirynt korytarzy, które wygadały tak samo. Na ścianach wisiały gobeliny i obrazy przedstawiające Nocnych Łowców, którzy szczególnie przysłużyli się Bractwu lub ważne wydarzenia z historii stowarzyszenia. Rebeka mijała także setki drzwi, jedne proste, inne misternie rzeźbione i ciężkie. Na 1 piętrze znajdowały się sale treningowe i schowki na bron. Na 2, 3 i 4 piętrze znajdowały się pokoje Nocnych Łowców. Natomiast na 5 piętrze kryły się pokoje najwyższych rangą Nocnych Łowców, Najwyższego Strażnika, a także laboratoria, gabinet Yeshola i pokój gdzie zbierała się Rada, w czasach kiedy działo się coś naprawdę złego. Ostatnio Rada zwołana została 158 lat wcześniej kiedy prawie doszło do wielkiej wojny pomiędzy wampirami, wilkołakami i półdemonami które stanęły po obu stronach konfliktu.
Wtedy zostały ustanowione prawa Świata Nocy. Ale mimo iż wojna została powstrzymana, wampiry i wilkołaki nadal nie pozostawały w dobrych stosunkach, i często dochodziło do krwawych starć pomiędzy tymi rasami, zazwyczaj młode dopiero co przemienione półdemony,które jeszcze nie do końca panowały nad swoimi drapieżnymi instynktami atakowały półdemony do których czuły niechęć. I właśnie dlatego każdy przemieniony półdemon dostawał opiekuna, aby ten pomógł mu poradzić sobie ze swoimi mocami i popędami. Ale nie zawsze się to udawało.
W końcu stanęła przed drzwiami, Yeshola które były strzeżone przez 2 Nocnych Łowców, którzy patrzyli na nią krzywo. Zanim weszła, jeden ze strażników wszedł do środka i powiadomił Najwyższego Strażnika o jej przybyciu.
Jak się Rebeka spodziewała, chciał on wiedzieć co się stało. Kobieta opowiedziała mu wersję która w większości była prawdą. Powiadomiła ona mężczyznę o tym ze Maggie zmarła na zawał, przemilczała sprawę z dziwna wizją i to ze wyprała mózg Szóstemu. Powiedziała mu ze w pewnym momencie Szósty pchnął ja srebrnym sztyletem i uciekł, a zanim ona się pozbierała mógł zamordować wampiry w lesie i ludzi.
Wiedziała ze nie wierzy on jej, ale nie miał żadnych dowodów na to, ze jej wersja wydarzeń jest nieprawdziwa, Szósty miał potwierdzać podana przez nią wersję wydarzeń. Kobieta liczyła również na to ze wampiry będą chciały zemsty za zabicie pobratyńców. Zawsze korzystały z okazji aby przyczynić się do śmierci odwiecznego wroga. Przekazała także Najwyższemu Strażnikowi pewną wiadomość.
- Korzystając z okazji, mam ci coś do zakomunikowania. Nie mam zamiaru dłużej służyć Bractwu Czarnego Sztyletu. - powiedziała to spokojnym głosem, myślała nad tym już od dłuższego czasu, kiedyś myślała ze Bractwo pomoże jej dowiedzieć się czym jest, czy gdzieś w świecie istnieją podobne jej stworzenia.
- Co? - na twarzy Yeshola odbiło się zdumienie ,a następnie złość.
- Nie będę dłużej wykonywać zadań dla Bractwa Czarnego Sztyletu. - każde słowo wypowiadała powoli i wyraźnie. Odłożyła na stół sztylet który miała schowany w cholewce buta, jego ostrze było wykonane z czarnego kryształu i lekko faliste, a rękojeść tworzyły a poskręcane węże. Każdy Nocny Łowca dostawał taki sztylet, kiedy zostawał pełnoprawnym członkiem Bractwa. Teraz kobieta oddawała go. Musiała jeszcze usunąć tatuaże widoczne tylko dla innych Nocnych Łowców.
Po oddaniu sztyletu wyszła z gabinetu Yeshola i ruszyła korytarzami na zewnątrz, musiała pozbyć się tatuaży, chciała także sprawdzić jak miewa się Szósty.
Nie jadłam krakersów ani nie oglądałam ostatnio Thora, ale rozdział jest. I mam apel do moich czytelników: KOMENTUJCIE. Ja się tu męczę, pisze to opowiadanie i zabieram się do napisania drugiej historii( nowe opowiadanie na pewno napiszę "Historie Sztyletnicy" miały być pisane z moją "przyjaciułka" ale ta mnie wystawiła, i weź tu zaufaj ludziom), bardzo napaliłam się na te nowe opowiadanie. Wracając do komentowania, licznik mi ostatnio podskoczył z czego się bardzo ciesze ale komentujcie, plisss, chcę poznać wasza opnię.
Strasznie dziekuje Ci Klaudio za te rozmowy, chyba tylko dzięki nim jeszcze zyję i piszę : )
Ludzi którzy lubią historię nie z tego świata zapraszam na bloga: http://mroczna-kraina90.blogspot.com/
Subskrybuj:
Posty (Atom)